Miłość w kontuszu
Dziś Teatr Wielki-Opera Narodowa wznawia "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki. Będzie to już jedenasta, licząc od daty prapremiery we wrześniu 1865 r., inscenizacja dzieła należącego do kanonu polskiej literatury operowej. W partii Cześnikowej pojawi się wielka Stefania Toczyska.
Poprzednia premiera, w styczniu 1998 roku, była artystycznym skandalem. "Straszny dwór" w reżyserii Andrzeja Żuławskiego zdjęto z afisza po 15 przedstawieniach. Znany reżyser filmowy pozwolił sobie na "zszarganie świętości". Nieznacznie skrócił partyturę, uznając że np. powtórki w niektórych ariach niczego do spektaklu nie wnoszą. Żuławskiego uznano za profana, a jego kontrowersyjny, ale pełen fantastycznych pomysłów, spektakl, odwołujący się do czasów gdy odbywała się premiera moniuszkowskiego dzieła, wywołał prawdziwą burzę medialną.
Powodem decyzji o zdjęciu z afisza "Strasznego dworu" już we wrześniu 1998 r., była jednak nie kontrowersyjna inscenizacja, a cięcia dokonane przez reżysera. Efektowne plastikowe wózki, w których Matki-Polki kołysały dzieci na scenie, wylądowały niedawno w hallu kasowym Teatru Wielkiego. Dobrze, że się jeszcze do czegoś przydały.
Reżyserii podjął się Mikołaj Grabowski, znakomity fachowiec teatru, który z operą, jak sam przyznał, nie miał dotąd do czynienia. Wybitny artysta zadeklarował natomiast swój sentyment do dzieł Stanisława Moniuszki, zapowiadając że wystawi operę o miłości; do ojczyzny, matki, kobiety.
Bardzo ciekawie zaplanowano obsadę. Jest wśród wykonawców gwiazda światowego formatu, wokaliści o uznanej pozycji, można rzec moniuszkowscy "wyjadacze", są też młode talenty wokalne. Wśród nich rewelacyjnie śpiewająca Anna Lubańska mezzosopran, Iwona Hossa sopran czy Jacek Janiszewski bas.
Najtrudniejsze zadanie ma Adam Kruszewski jako Miecznik. Andrzej Hiolski uznany przez Polaków za najlepszego w tej partii, wprost utożsamiany z Miecznikiem od pięćdziesięciu lat, nie wystąpił w spektaklu Żuławskiego. Wyjątkowo trudnej wówczas dla siebie roli podjął się, z powodzeniem, Adam Kruszewski. To on, na zmianę ze Zbigniewem Maciasem i Andrzejem Szkurchanem, będzie teraz śpiewał tę partię. Po zmarłym przed rokiem Andrzeju Hiolskim pozostała jednak legenda, z którą przyjdzie się zmierzyć Kruszewskiemu.
Szanse na przejście do legendy "Strasznego dworu" może mieć teraz Stefania Toczyska. Wiadomość o występie w premierowej obsadzie jednej z supergwiazd światowej wokalistyki w partii Cześnikowej, już wzbudziła w stolicy autentyczną sensację.
"Straszny dwór" był, jest i będzie wizytówką polskiej sztuki operowej. Nie może go zabraknąć w stałym repertuarze pierwszej sceny narodowej. Stąd decyzja o kolejnej jego premierze w nowej inscenizacji. Jednak dzieło skomponowane i wystawione ku pokrzepieniu serc, spełniło już, jak w literaturze "Pan Tadeusz", w tej konwencji swe powinności. Dlaczego więc, ta w swej istocie opera komiczna, zakrzepła kolejnymi, do 1998 roku, inscenizacjami w okowach tradycji, a każde naruszenie jej substancji wywołuje skandal, trudno uzasadnić bez głębszej analizy polskich frustracji i kompleksów.
Chciałoby się raczej powiedzieć - więcej skandali! Może wówczas Stanisław Moniuszko naprawdę, jak "Pan Tadeusz" trafi pod strzechy, gdy otworzy się na piękno i wdzięk jego arcydzieła również młode pokolenie Polaków. Miejmy nadzieję, że Mikołaj Grabowski i Jacek Kaspszyk wraz ze swoimi artystami, dokonają tej sztuki. Nawet bez skandalu.