Artykuły

Warszawa. Już jutro "Lubiewo" w Imce

Trudno było znaleźć aktorów chętnych do zagrania głównych bohaterów "Lubiewa" Michała Witkowskiego. W najbliższą środę i czwartek (13 i 14 lutego) sztukę można zobaczyć w Teatrze IMKA w ramach festiwalu "Polska w IMCE.

Spektakl zaczyna się od słów: "Pierwszy chuj, jakiego miałam w ustach, to był za dworcem ruski żołnierz".

W końcu aktorzy się znaleźli. - Zaczęli odkrywać w sobie "przegięcie", od pewnego momentu to już była tylko frajda pracować z nimi - opowiada Piotr Sieklucki, reżyser "Lubiewa", spektaklu z krakowskiego Teatru Nowego opartego na prozie Michała Witkowskiego.

W najbliższą środę i czwartek (13 i 14 lutego) sztukę można zobaczyć w Teatrze IMKA w ramach festiwalu "Polska w IMCE. Niecodzienny festiwal teatralny".

Piotr Sieklucki marzył o wystawieniu "Lubiewa" na deskach teatru od początku, kiedy tylko przeczytał pierwsze fragmenty książki drukowane w kwartalniku literackim "Ha!art.". - "Lubiewo" jest napisane językiem teatru, dlatego śmiało mogę powiedzieć, że Witkowski ułatwił mi zadanie adaptacji - mówi.

Na realizację spektaklu reżyser musiał czekać aż do listopada 2011 roku. Najpierw przeszkodą były prawa autorskie do "Lubiewa" (miał je Teatr Rozmaitości), a potem znalezienie aktorów, którzy chcieliby wcielić się w główne role Patrycji i Lukrecji, dwóch - mówiąc językiem "Lubiewa" - "przegiętych ciot", homoseksualistów starej daty, którzy siedzą w swoim PRL-owskim mieszkanku w gomułkowskim bloku i wspominają seksualne podboje.

- Odmówiło sześciu krakowskich aktorów, o których wiedziałem, że świetnie zagraliby Patrycję i Lukrecję. Nie chodziło im o temat, tylko o język: wulgarny, zbyt obsceniczny jak na krakowski smak aktorski. Otwierające spektakl słowa to: "Pierwszy chuj, jakiego miałam w ustach, to był za dworcem ruski żołnierz". Dzisiaj zagrać homoseksualistę nie jest żadnym wyzwaniem obyczajowym, ale tego spod znaku Gonzala z "Transatlantyku", gdzie mamy do czynienia z innym rodzajem literatury, inną kulturą słowa.

Udawać kobietę i nie przegiąć

W roli Patrycji i Lukrecji występują wrocławski aktor Janusz Marchwiński i Paweł Sanakiewicz z krakowskiego teatru Bagatela. Grają Patrycję i Lukrecję z niewymuszoną autentycznością, co na pewno nie jest łatwe. Patrycja i Lukrecja ani przez chwilę nie zaprzestają "przeginania się", czyli mówiąc po Witkowskiemu "udawania kobiet - jakimi je sobie wyobrażają - wymachiwania rękami, piszczenia, mówienia ależ przestań i Boże, Bożenka" [ ]".

- Paweł Sanakiewicz: wielki facet, dąb - heteryk miał tu szczególnie trudne zadanie. Początki były trudne. W konsekwencji "przegięcie" w jego wykonaniu jest zniewalające. Aktorzy cały czas słuchali audiobooka "Lubiewa", czytanego przez Witkowskiego. Zaczęli odkrywać w sobie tę specyficzną frazę, ten gest i od pewnego momentu to już była tylko frajda. Wracali do domu, do swoich żon, dzieci i wciąż byli "przegięci". - opowiada Sieklucki.

- Jak to na scenie, zachowanie Patrycji i Lukrecji w spektaklu jest bardziej przerysowane, niż było w rzeczywistości. W spektaklu są w kierunku drag, podmalowane, a Patrycja i Lukrecja, które poznałem, były szare i mniej ostentacyjnie "się przeginały" - komentuje kreacje Sanakiewicza i Marchwińskiego autor "Lubiewa" Michał Witkowski.

Bus ciuchów dla Patrycji i Lukrecji

Patrycja i Lukrecja to bohaterki podwójnie wykluczone: przez swoją nieheteronormatywność i przez polską rzeczywistość raczkującego kapitalizmu. Ich mieszkanie, w którym toczy się akcja przedstawienia, stanowi campowy PRL-owski skansen: pełno tu kiczowatych ubrań, łachów, szmatek, przeterminowanych kosmetyków, nie brakuje też świecącej Matki Boskiej. Tak bogata scenografia "Lubiewa", za którą odpowiedzialny był Łukasz Błażejewski, powstała dzięki "zbiórce ubrań na rzecz Patrycji i Lukrecji". Tomasz Kireńczuk, dyrektor programowy Teatru Nowego: - Chcieliśmy pogrzebać w szafach krakowian i znaleźć ciuchy, które nasze bohaterki mogłyby zawiesić w gomułkowskim mieszkaniu pełnym moli i mydła. Przez cztery godziny zebraliśmy z Piotrem cały bus ciuchów. Patrycja i Lukrecja żyją w nostalgii, tęsknocie za PRL-em, w którym bycie "ciotą" oznaczało życie w tajemnicy, w tajnym, podziemnym świecie. W brudzie. Nie rozumieją i nie akceptują rzeczywistości otwartych gejów, którzy żyją w monogamicznych związkach, są wysportowani i higieniczni, a nawet "walczą o swoje prawa". Tęsknota za tym "ciotowym podziemiem" PRL-u, za adrenaliną, ryzykiem i młodością zostaje przedstawiona w poruszającym rytuale - cytacie z wymyślonej przez Janusza Morgensterna sceny z "Popiołu i Diamentu": Patrycja i Lukrecja podpalają kieliszki ze spirytusem symbolizujące dusze znajomych "ciot", zmarłych na AIDS.

Tańcem opowiedzieć o AIDS

Narratorem w książce Witkowskiego jest dziennikarz (literackie alter ego pisarza), który opisuje świat Patrycji i Lukrecji z fascynacją, a miejscami także niesmakiem. W spektaklu partie narratora wygłasza z offu Krystyna Czubówna, lektorka znana z filmów przyrodniczych. Zabieg robi wrażenie: opis obyczajów "godowych" Patrycji i Lukrecji w wykonaniu Czubówny przywodzi na myśl film o egzotycznych zwierzętach z Animal Planet. Jednocześnie wytwarza to dystans między widzem a bohaterami "Lubiewa" i ten dystans ośmiesza, demaskuje.

- Czubówna jest jak antropolog, patrzy z góry na te biedne szamoczące się zwierzęta, a to, co mówi, sprawia, że jako widzowie czujemy się bezpieczniej, mamy chwilę oddechu, zabawy, które pozwalają nam uciec od niebezpiecznej konieczności brania tej opowieści na serio - mówi Kireńczuk. Analogia z filmem przyrodniczym nabiera dramatycznego sensu w końcówce spektaklu, która opowiada o epidemii AIDS. Patrycja i Lukrecja są przecież ostatnimi przedstawicielkami gatunku wymierającego. Spektakl pointuje nieokiełznany taniec choreografa spektaklu Mikołaja Mikołajczyka.

Sieklucki: - Początkowo to aktorzy mieli wykonywać ten "taniec śmierci". Potem padło na mnie. Miałem opowiedzieć tańcem o swoim bólu, wykluczeniu, umieraniu. Nie jestem tancerzem, więc w końcu postawiliśmy na Mikołaja. Wiedziałem, że wówczas będzie to miało sens, będzie mocne. To przecież chichot AIDS, wirusa HIV, który zabija, dostając się do naszej krwi poprzez ekstazę, orgazm, szał.

Polska teatralna w Warszawie

"Lubiewo" zostanie pokazane w Teatrze Imka w ramach nietypowego festiwalu "Polska w IMCE...".

"W odróżnieniu od innych festiwali Polska w IMCE. Niecodzienny festiwal teatralny" będzie przez okrągły rok proponować warszawiakom zróżnicowaną stylistycznie i tematycznie ofertę z całego kraju. Z tych ośrodków i scen, gdzie powstają nowe wartościowe zjawiska, odświeżające polski teatr i dające szansę nowym liderom" - pisze na stronie Jacek Cieślak, selekcjoner festiwalu.

Wśród propozycji festiwalowych są spektakle docenione przez polską publiczność festiwalową i krytyków. W styczniu laureat licznych nagród i wyróżnień: "O dobru" Pawła Demirskiego, w reżyserii Moniki Strzępki z Teatru Dramatycznego im. Szaniawskiego z Wałbrzycha; w marcu "Popiełuszko" w reżyserii Pawła Łysaka z Teatru Polskiego w Bydgoszczy według tekstu Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, nagrodzonego w listopadzie 2012 r. Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną. A w lutym właśnie "Lubiewo" z Teatru Nowego, które w październiku 2012 r. wygrało konkurs bydgoskich Prapremier.

- W każdym miesiącu IMKA będzie prezentować jeden ważny spektakl - tłumaczy formułę nietypowego festiwalu Jacek Cieślak.

"Lubiewo" Michała Witkowskiego w reżyserii Piotra Siekluckiego z Teatru Nowego w Krakowie; Teatr Imka, ul. Konopnickiej 6, 13.02 i 14.02 o godz. 19. Bilety: 80 i 100 zł, wejściówki: 50 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji