Artykuły

Tolerancja, ale dla 'swoich'

"Obsesja" w reż. Katarzyny Kazimierczuk w Teatr Remus w Warszawie. Pisze nadia w portalu kulturaonline.pl.

Artyści Teatru Remus w projekcie Obsesja zaskoczyli publiczność poziomem swojej ekspresji. Emocje kipiały z nich tak, że widzowie dostawali w niektórych momentach dreszczy.

W sali Komuny//Warszawa rozstawiono miejsca dla publiczności wokół sceny. Z początku rozległy się z niej delikatne dźwięki afrykańskiego instrumenty Gwidona Cybulskiego i neya Mohamada Rasuli. Po chwili przyłączyli się do nich aktorzy i rozbrzmiały pierwsze pieśni przeplatane historiami, których większość Polaków nie zauważa ani nie chce o nich słuchać.

Ze sceny posypały się autentyczne opowieści odnalezione przez rok przez Katarzynę Kaźmierczuk. Reżyserka zbierała wycinki z prasy, dotyczące prześladowań cudzoziemców (uchodźców i emigrantów) i zachowań rasistowskich w Polsce. Docierała również bezpośrednio do osób, które mogłyby opowiedzieć jej o tym jak żyje im się w Polsce. Nie było to łatwe zadanie, bo jak sama przyznaje wiele osób nie chciało rozmawiać. Wstydzili się tego co ich spotkało, tak jakby to oni byli winni, a nie ci, którzy prześladowali ich dzieci, którzy ich poniżali czy bili. Afrykańczycy, Wietnamczycy, Czeczeńcy, Turcy, Arabowie, hindusi czy ormianie wszyscy mieli podobne problemy tylko dlatego, że czymś się różnią. Różnią się przede wszystkim wizualnie. Afrykańczyk się nie ukryje, w Polsce, czuje się napiętnowany i oceniany na podstawie koloru skóry, podobnie inni. Jeśli kogoś nie wyróżnia nawet wygląd, a np. strój też spotyka się z agresją i nienawiścią.

Ze sceny padają kolejne historie dotyczące pobić, obelg. Najgorsze są chyba te dotyczące dzieci. Okrutne słowa pod adresem najmłodszych padają najczęściej z ust najbliższego otoczenia np. sąsiadów: "takie czarne dziecko!? ja bym się go wstydziła", "jesteś czarny!". Aktorzy wcielają się w okrutnych sąsiadów miotających wyzwiska, obelgi lub przykre piętnujące słowa: czarny, żółty, skośny. Opowiedziane są też historie szykan w szkołach, którym poddawane są dzieci. Fala agresji z jaką się spotykają jest porażająca. Nawarstwieniu historii towarzyszy obraz tych, którzy czują się bezkarni i działający w imię kraju i boga.

Największe wrażenie robi obraz pątników, biczujących się w imię wiary, którzy następnie wpajają swoim dzieciom, że są lepsze, bo białe. Ze sceny tryska energia, emocje niemal same rzucają aktorami po podłodze w rytm wciąż wyśpiewywanych pieśni pochodzących m.in. z Maroka, Kostaryki, Bałkanów, Włoch i innych krajów.

Dźwiękom tradycyjnych instrumentów towarzyszą też dwie zjawiające się postaci gejszy i tancerza butoh. Hana Umeda wpływa na scenę niczym egzotyczny duch, tańcząc w kolorowym kimonie nihon buyo używając wachlarza lub noży. Jej taniec przenosi nas do Japonii to znów rzuca tancerkę w świat polskiej codzienności, kiedy dołącza do pozostałych aktorów.

Najbardziej ekspresyjną postacią jest tancerz butoh Rui Ishihara. Każda jego emocja, ból, smutek rozpacz przenika przez widownię i nie tylko zmusza do refleksji, ale i do współodczuwania, do zagłębienia się bardziej w to czego większość z nas na co dzień nie doświadcza. Ishihara doskonale za pomocą gestów pokazuje przerażenie tego kto staje się obcy i wykluczony, kto szukając azylu trafia do obcego świata, gdzie niektórzy wciąż toczą wojnę z tym co inne. Nie wiadomo skąd padnie cios. Obsesyjne wyczekiwanie na to kiedy ktoś zaatakuje, z której strony padnie uderzenie to treść sztuki, która w dużej mierze zainspirowana została historią marokańskiego artysty Malika, który po tym jak został pobity zaczyna czuć się jak tropiona zwierzyna.

Mimo tak trudnej tematyki i tylu kłębiących się emocji i uczuć buchających ze sceny sztuka nie jest ciężka. Aktorzy mają doskonały kontakt z publicznością. Zachęcają ją do wspólnego klaskania w rytm afrykańskich pieśni, angażują ją do współtworzenia scenografii, włączając ja w obraz, który tworzą.

Jedyne czego brak w tej mozaice to artysta afrykański. Większość zebranych historii dotyczy Afrykańczyków, bo oni są najsilniej narażeni na szykany. Na scenie pojawiają się cudzoziemcy, ale nie z Afryki. Reżyserka podkreśla, że to zabieg celowy, że chciała uniknąć stereotypu, jednak zaangażowanie Afrykańczyka mogłoby mieć bardzo dobre efekty. Ponieważ sama forma opowieści prezentuje dwie przeciwstawne racje: ofiar i prześladowców, a ci sami aktorzy wcielają się raz w jednych raz w drugich mogłoby to jeszcze wzmocnić efekt i skłonić do spotęgowanej refleksji i empatii.

Patrząc na widownię pojawia się też kolejna refleksją. Na spektakl przychodzą ludzie podzielający poglądy twórców, często obracający się w wielokulturowym kręgu, tacy, którzy znają problemy prezentowane na scenie. Jest to jednak spektakl, który powinni obejrzeć na pewno też ci, których on dotyczy, czyli ofiary przemocy oraz prześladowcy. Pierwsi przekonaliby się, że nie są sami, że ktoś staje po ich stronie. Drudzy powinni zobaczyć, że nie ma tolerancji dla braku szacunku dla człowieka niezależnie od tego skąd pochodzi i jak wygląda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji