Pułapki i przemiany młodych aktorów
Entuzjazm, z jakim tegoroczni absolwenci PWST w Krakowie pokazali w Teatrze im. Żeromskiego spektakl pt. "Pułapka", udzielił się publiczności. Studenci nie mogli narzekać na owacje.
W poniedziałkowy wieczór do teatru przyszła głównie żywiołowo reagująca młodzież szkolna. Publiczność, mimo że przedstawienie, które było jednocześnie pracą dyplomową trwało ponad bite dwie godziny, nagrodziła aktorów rzęsistymi brawami.
Ostatni rocznik studentów PWST zaprosił Piotr Szczerski, szef kieleckiego teatru. Uznał, że ich propozycja przewyższa typowe dyplomowe przedstawienia absolwentów polskich szkół teatralnych. Sztukę wyreżyserował Paweł Miśkiewicz, młody reżyser wywodzący się z Kielc. - To miasto opuściłem szesnaście lat temu. Cieszę się, że wróciłem tutaj z propozycją, która znalazła uznanie widowni - mówił po spektaklu. Na "tapetę" wziął "Pułapkę" Tadeusza Różewicza, dramat osnuty na biografii Franza Kafki. Reżyser zaznacza, że nie chciał zrobić zwykłej biograficznej opowieści. Franz (w tej roli Karol Kręc) to człowiek, który nie chce żyć według schematów obowiązujących w mieszczańskiej rodzinie. Dlatego m.in. kilkakrotnie zrywa swoje zaręczyny z Felice (ciekawa rola bardzo ładnej Martyny Kliszewskiej). Odchodzi również od przyjaciółki Felice, Grety (równie interesująca kreacja uroczej Magdaleny Walach). Do rangi buntu urasta rezygnacja z zakupu szafy - symbolu mieszczaństwa. Franz buntuje się przeciw Ojcu (świetna rola Wojciecha Blacha) i Matce (Bożena Stachura). To właśnie Ojciec, w mniemaniu Franza, uosabia świat fizyczny, z jego rozkładem, symbolizowanym przez mięso, które rodzina zjada na obiad, a potem wydłubuje je sobie z zębów. Franz pisze swoje powieści, których nikt nie chce czytać, nikt ich nie rozumie. Sam Ojciec twierdzi, że czytał Dickensa, Tołstoja, ale prozy syna nie jest w stanie przetrawić.
Na scenie "Pułapka" przeplata się (bezkolizyjnie) z "Przemianą" według opowiadania Kafki. Tutaj również Ojca gra Błach, a Matkę Bożena Stachura, ich syna Gregora, który pewnego dnia zaczyna się zmieniać w dużego robaka, kreuje Michał Chorosiński. Ten ostatni dokonuje ekwilibrystycznych wyczynów - pełza, chodzi po suficie, przeraża.
Z początku widzów mógł drażnić fakt, że rodziców i dzieci grały osoby w tym samym wieku. Jednak wszyscy są na tyle przekonujący, że szybko przyjmuje się umowną różnicę pokoleń na scenie.
W sumie w spektaklu wystąpiło kilkunastu absolwentów i ich kolegów z młodszych roczników. Z trudnymi zadaniami aktorskimi poradzili sobie nadzwyczaj dobrze. Ich przemiana z uczniów w twórców już się dokonuje. I dobrze, że mieliśmy w Kielcach okazję zobaczyć ich na początku artystycznej drogi.