[Ot, taka sobie opowiastka...]
Ot, taka sobie opowiastka o życiu, chorobie, artystach i telefonie. Na scenie dwoje ludzi, oddalonych od siebie o tysiące kilometrów i długie telefoniczne rozmowy. Ona wierzy, że pomimo paraliżu będzie aktorką. On, coraz bardziej zdziwaczały, chce wrócić na literacki parnas. Wspólne tematy i samotność rodzą miłość przez telefon. Takie rzeczy są możliwe. W książkach albo za oceanem. Na scenie dialog, dialog, dialog i dwa monodramy. Teresa Sawicka jest piękna, zbyt piękna i kokieteryjna. W takiej kobiecie nie widzi się choroby; taką kobietę się kocha - taką aktorkę się podziwia. Andrzej Mrozek przypomina krzyżówkę Papy Smurfa z Gargamelem. Wzruszający, pocieszny, momentami irytujący - maskotka, którą się przytula, czasem odrzuca w kąt. Wszyscy lubimy ckliwe romantyczne historie. Zwłaszcza wtedy gdy pogoda jest podła i milczy telefon.