Artykuły

Polska prapremiera "Gigantów" Pirandella

W naszym życiu teatralnym obserwuje się obecnie kolejny wzrost zainteresowania dramaturgią Luigi Pirandella, twórcy "Sześciu postaci scenicznych w poszukiwaniu autora". Polska prapremiera "Gigantów z gór" - zrealizowana w Teatrze Nowym (tłumaczenie Jerzego Adamskiego) - jest tego widomym przykładem.

Ostatnia sztuka w dorobku wielkiego pisarza nie została, niestety, dokończona. Akt III utrwalił autor w formie szkicowej zaznaczając jedynie działania postaci tudzież przypisywane im znaczenia. Jak zatem ostatecznie zinterpretować utwór i jaki nadać mu kształt? - oto pytania, na które odpowiedzi udzielić musi reżyser.

Izabella Cywińska dość daleko odbiega od oryginału, mając zresztą ku temu pełne prawo. Jej realizacja jest rodzajem wiwisekcji dokonanej na duszy artysty zagubionego w świecie, którego zupełnie nie rozumie i nie czuje, jest demaskacją oderwanych od życia koncepcji artystycznych, planową destrukcją teatru skłóconego z własną epoką.

W nie określonym bliżej miejscu, pośród gromadki istot dziwacznych, odczuwających i rozumiejących rzeczywistość inaczej niż wszyscy, zjawia się nagle trupa aktorów, także w jakiś sposób wyobcowanych ze społeczeństwa, odciętych od widzów, którzy przecież wszelkiej twórczości mogą dopiero nadać jakiś sens. Wątłe, kruche istoty, wewnętrznie skłębione, egzaltowane, doznające dziwacznych wzruszeń, duszą się w świecie własnych wyobrażeń, majaków, pseudopoetyckich wzlotów, niespełnionych nadziei. Zwolniony rytm spektaklu, wielokrotnie burzony, kreśli jakby przebieg ich psychicznych reakcji.

Scenografia Kazimierza Wiśniaka (sztuczna zielona trawka, piernikowy domek, jaskrawe kolory) stanowi plastyczną wykładnię tego oderwanego od rzeczywistości, fantastycznego i rozhisteryzowanego, a jednocześnie baśniowego świata, świata artystów zafascynowanych własnym posłannictwem, zapatrzonych w pępek swych metafizycznych przeżyć,

Cywińska rezygnuje (w przeciwieństwie do Pirandella) z ukazania konfliktu między sztuką o życiem, między artystą a społeczeństwem. Skupia swą uwagę na samej osobowości twórczej, na stosunku artysty wobec sztuki, życiowej prawdy, fantazji. |Nie jest to więc rzecz o konflikcie - jak twierdzą niektórzy - między sztuką a cywilizacją.

Aktorów z trupy Hrabiny Ilzy (interesująca rola Haliny Łabonarskiej) przygniata nie tyle mechaniczny walec utożsamiony z cywilizacją, ile własne chyba wyobrażenia o rzekomej sile niszczycielskiej owej cywilizacji. Walec jest metaforą na miarę "twórczej" wyobraźni tych artystów, stanowi równocześnie konkretną i materialną przeciwwagę dla ich nierzeczywistego, absurdalnego światka. Zjawia się w finale na zasadzie deus ex machina. Jest chwytem czysto teatralnym, bo też wola twórcy tego przedstawienia świadomie unicestwia pokazany uprzednio rodzaj artystycznej świadomości.

W programie pośród wielu cytatów znalazły się także słowa Anatola Łunaczarskiego: "Miłośnikom półtonów, owym półżywym ludziom, mogą wystarczyć ich półteatry, nam potrzebny jest prawdziwy teatr". Byłby to - moim zdaniem - najtrafniej bodaj sformułowany komentarz do samego przedstawienia, a zarazem rodzaj artystycznego creda, które twórcy spektaklu winni uznać jako swoje własne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji