Dlaczego nie lubimy Pankowskiego?
Nie lubimy Mariana Pankowskiego, oj, nie lubimy! Szczerze i nad podziw konsekwentnie, na wszystkich etapach naszej historii. Z jego sztukami zawsze były kłopoty. Niegdyś cenzuralne i nadal cenzuralne, choć teraz nie urzędnicy o tym decydują. Pankowski uporczywie szydzi ze wszystkiego, co za święte uważamy, a więc szargać tego nie wolno. Wszystkie jego sztuki, jakie znam, mówią o Polakach. "Ręce na szyję zarzucić" jest wyjątkiem. Mówi o Rosjanach, z Rosjan śmiać się można, to nawet modne. Zapewne dlatego przebił się jednak Pankowski na scenę w Katowicach.
Rzecz dzieje się w oblężonym Leningradzie pod koniec blokady. W czasie apokalipsy, okrucieństwa, głodu, śmierci od bomb, z zimna, wyczerpania. Oto trzy kobiety. Anna, nauczycielka geografii, czeka na męża, kapitana artylerii, który walczy gdzieś tam na zimowym froncie; Łarisa, tancerka, a właściwie była tancerka, przedwcześnie podstarzała, opuchła od głodowania i kartofli; Olga, komendantka domu, z głową pełną ideologicznych frazesów, władza wypełniająca z zapałem najbardziej nawet idiotyczne nakazy władzy.
Zaczyna się normalnie, realistycznie niemal, dramatycznie. A że sztuka napisana jest językiem i stylem niedzisiejszym, pełnym anachronizmów, archaizmów, wyszukanych metafor, poetyckich ozdobników, zdaje nam się, że będzie to spektakl o potwornościach wojny, pojmowanych, niebezpodstawnie, jako egzystencjalne niemal zło i okrucieństwo świata, o patosie tamtych lat i spustoszeniach poczynionych w ludzkiej psychice. Lecz oto tonacja się zmienia wraz z pojawieniem się Olgi i Listonosza. Listonosz jest oszustem, dekownikiem, kombinatorem, małym plugawym cwaniaczkiem. Ale jest mężczyzną, młodym i silnym, w mieście pełnym samotnych kobiet heroicznie i wiernie czekających na bohaterów wielkiej wojny. Sytuacja zaczyna grawitować w stronę groteski. Listonosz przesypia się z Łarisą, potem z Anną. Oldze tylko niezłomne leninowskie zasady nie pozwalają pójść z nim do łóżka, choć tak bardzo tego pragnie. Ale oto blokada się kończy. Nadchodzi zwycięstwo i... wiadomość o śmierci męża Anny. Listonosz pobiegnie za Olgą i wielkim czerwonym sztandarem. Na scenie pozostaną dwie kobiety ze swą rozpaczą, bólem, odebranym przez wojnę życiem, samotne, wypalone.
Przedstawienie wyreżyserował Dariusz Banek z Wydziału Reżyserii warszawskiej PWST. Zadziwiająco mądrze i inteligentnie, sprawnie i taktownie. Płynnie zmienia konwencję, łączy dramat z groteską, powagę z karykaturą. Pocieszna i przerysowana jest Olga (Violetta Smolińska), śmieszny, nieco sformalizowany, nie pozbawiony jednak prawdopodobieństwa i autentyzmu postaci Listonosz (Jerzy Kuczera). Tylko Anna (Maria Stokowska) i Łarisa (Alina Chechelska) niosą za sobą prawdziwy dramat zaprawiony szczyptą makabrycznego nieco humoru.
Może więc rację ma Mrożek twierdząc, że w naszych czasach groteska dramatyczna przejęła funkcję tragedii? A jeśli tak, to dlaczego nie lubimy Pankowskiego?