Leningrad mniej heroiczny
Goście, jakby się umówili, przyszli wszyscy w wieczorowej czerni. Snuła się dyskretna woń perfum co najmniej od Estee Lauder... Premierę sztuki "Ręce na szyję zarzucić", napisanej przez polskiego autora emigracyjnego Mariana Pankowskiego zaszczycił obecnością chyba cały katowicki Business Club.
Autor przyleciał z Belgii, gdzie stale mieszka i gdzie był kierownikiem katedry polonistyki w Universite Libre. To wielce dystyngowany pan, zarówno w sposobie prowadzenia dyskusji (na konferencji prasowej), jak i w wyborze... miodowego krawata, stonowanego z zabłąkaną krateczką na jego garniturze. Ale w swoim polskim pisarstwie to ktoś zupełnie inny. Jego wybory erotyczne dały mu nawet miano pisarza skandalizującego.
Sztuka "Ręce na szyję zarzucić" należy ponoć do tych mniej bulwersujących, ale oczywiście zaskakuje wyborem tematu. O oblężonym Leningradzie pisano dotąd wyłącznie patetycznie. Przedstawiano bohaterstwo i cierpienie. Marian Pankowski zajął się trzema kobietami w oblężonym mieście, którym wojna odebrała mężczyzn. Filozofię Penelopiego oczekiwania w wierności wymyślili panowie, przyjrzyjmy się więc, jak ów mit w praktyce wygląda i ile kosztuje.
Trzy bardzo różne radzieckie panie, wówczas jeszcze towarzyszki, przedstawiły Maria Stokowska, Anna Chechelska i Violetta Smolińska, a Armię Czerwoną reprezentował Jerzy Kuczera. Przedstawienie wyreżyserował Dariusz Banek z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie.
Prapremiera sztuki Pankowskiego otworzyć ma na Scenie Kameralnej serię (?) nowości dramaturgicznych, co jest bardzo dobrym pomysłem.
Teatr Śląski miał w dniu sobotniej premiery i drugą miłą uroczystość. Parę godzin wcześniej wyszła za mąż - i to ponoć bardzo dobrze - pani Maria, która przez wiele lat fryzowała i kreowała czuby aktorskie w tym teatrze.
Życzymy szczęśliwych lat.