Artykuły

Przegrzanie

- Obawiam się, że nadchodzi być może moment, że znowu będę musiał się spalić. Zawsze staram się pracować jak najlepiej, ale boję się, że nie wszystko wychodzi tak, jakbym chciał - mówi aktor DAWID OGRODNIK.

Zaczęło się od nagrody za rolę drugoplanową w "Jesteś bogiem", później świetne recenzje zebrała twoja rola w spektaklu "Nietoperz" w TR Warszawa. Teraz "Aktivist" dokłada cegiełkę do tej listy. Takie wyróżnienia krzepią czy onieśmielają?

- Mogą zrobić dużo złego, to zależy od tego, jaki ma się do nich stosunek. Jasne, to miłe, gdy ktoś docenia to, co robisz. Gorzej dzieje się, jeśli nagrody wpływają na to, jak patrzysz na siebie, i na relacje z ludźmi. Albo gdy zaczynasz czuć się lepszy od innych lub nie widzisz, że nagrody cię zmieniają. Co do Nocnych Marków, umówiliśmy się, że mój będzie wręczany jako ostatni. Tego wieczoru miałem spektakl - leciałem prosto z teatru i od razu musiałem wskoczyć na scenę. I jeszcze coś powiedzieć. Totalna padaczka.

A cała celebra? Czerwony dywan w Gdyni się podobał?

- Chyba po mnie widać, że niekoniecznie te rzeczy lubię. (śmiech) Ale to część zawodu aktora, trzeba się tego nauczyć, wypracować własne zasady, jeśli chce się uczestniczyć w tym dość hermetycznym światku.

Minęło pół roku od premiery "Jesteś Bogiem" - film, zanim jeszcze powstał, obrósł legendą. Z tej perspektywy dziwić mogą wszystkie problemy z jego realizacją.

- Główną tego przyczyną było pobłażliwe traktowanie problemów młodzieży. Filmy produkują starsi ludzie, a nie 20-, 30-latkowie. Co to za historia o chłopaku, który rapował, brał narkotyki i rzucił się z okna? Tak na to patrzyli, nie wyczuli nawet, że mogą być z tego pieniądze. W końcu wyszła książka o Paktofonice, była też sztuka, w pewnym momencie wszyscy myśleli, że Mateusz Kościukiewicz zagra Magika. Kilka osób miało chrapkę na ten temat, ale się wycofywały. I to dlatego Maciej Pisuk (autor scenariusza - przyp. red.) tyle lat krążył z tym tekstem. Aż wykrążył - znalazł się ktoś, kto zauważył, że ta historia to coś więcej niż dragi, że Paktofonika to ważny punkt w dziejach polskiej muzyki.

A skąd sukces? To pierwszy film pokoleniowy przełomu lat 90. i dwutysięcznych? Czy może po prostu to zasługa fanów hip-hopu?

- Hip-hop to gatunek synkretyczny, który skupia w sobie wiele zjawisk: to przecież i raperzy, i b-boye, i grafficiarze. W Polsce ta subkultura ma bardzo szerokie zaplecze, ciągle się rozwija. Ale sukces nie ograniczył się do niej. Np. jeśli jestem rodzicem i chcę się zbliżyć do mojego dziecka, żyć tym, czym ono żyje, to idę na "Jesteś Bogiem". Nie dziwię się więc, że starsi ludzie chodzili do kina. Moi rodzice też byli.

Po premierze "Jesteś Bogiem" zostałeś dokładnie przepytany przez dziennikarzy. Wszyscy wracają do hip-hopu - czy się utożsamiasz, czy słuchasz. Nie irytuje cię to? W przypadku roli w "Nietoperzu" nikt nie zastanawia się, czy jesteś wielbicielem Straussa.

- (śmiech) Nie, nie irytowało mnie, byłoby inaczej, gdybym go nie słuchał. Musiałbym za każdym razem tłumaczyć, że to tylko kreacja. Hip-hop pokochałem od czasu Paktofoniki, ale teraz nie umiem - czy też nie mogę - jej słuchać. Nie jestem skejtem, ale słucham np. Grubsona i Fokusa, zostałem więc przy śląskim hip-hopie i ten lubię najbardziej. Mam wrażenie, że dużo ciekawego dzieje się w tym środowisku. Staram się być na bieżąco, mniej więcej wiem, co dzieje się na rynku hiphopowym, ale jestem dość wybredny. Proste rymowanki mnie nie jarają.

W "Nietoperzu" na motywach operetki Straussa wcielasz się w rolę chłopaka z porażeniem mózgowym, który zgłasza się do kliniki eutanazyjnej. W najnowszym filmie Macieja Pieprzycy "Chce się żyć" grasz podobną postać - osobę sparaliżowaną. Nie boisz się zaszufladkowania?

- To dwaj zupełnie inni bohaterowie. Postać Łukasza w "Nietoperzu" porusza się o własnych siłach za pomocą balkonika i stara się mówić jak najwyraźniej. Mateusz, którego gram w "Chce się

żyć", choć nie mówi i nie chodzi, jest pełen radości, chętny do rozrabiania, zabawy. Przez to, że ma ograniczony kontakt ze światem, bardzo pragnie tego świata. Poza planem ograniczyłem swoje życie prywatne do minimum, chciałem poznać codzienność bohatera. Trwało to osiem miesięcy - ćwiczenia, dieta prowadzona przez Darka Brzezińskiego i stała opieka, by przy niskiej wadze się nie rozlecieć. Najgorsze było przesunięcie zdjęć - trudno wytłumaczyć, co wtedy się we mnie działo, ale bywa ciężko, gdy na coś długo czekasz i okazuje się, że to się nie odbędzie. Bałem się, że nastąpi przegrzanie. Nie lubię, gdy jest łatwo, ale czułem, że coś zaczyna mnie przerastać. Pojawiła się nawet myśl, że już nie chcę tego grać. Mam nadzieję, że po tym filmie - a także innych - zacznie się zmieniać to, jak odbierani są polscy aktorzy, których łatwiej się szufladkuje, niż daje im wiarę.

Krakowskie PWST skończyłeś rok temu, a na koncie masz dwie duże role filmowe i kilka teatralnych, m.in. u Miśkiewicza, Kleczewskiej i Mundruczó. Zrezygnowałeś z udziału w spektaklu w teatrze Wybrzeże. Znajomi ze studiów wciąż się do ciebie odzywają?

- Jasne, czemu nie? To był bardzo dobry rok, koledzy nie muszą mi niczego zazdrościć, bo sami dużo robią. Mateusz Kościukiewicz, Jakub Gierszał - ciągle są zapracowani. Znamy się i szanujemy, to była grupa totalnych zapaleńców. Każdy chciał robić "z serducha" i jak najbliżej prawdy. Duża w tym zasługa mojego mistrza, Romka Gancarczyka.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że "żeby świecić, trzeba się spalić". Gdzie będziesz świecił w 2013 r.?

- Obawiam się, że nadchodzi być może moment, że znowu będę musiał się spalić. Zawsze staram się pracować jak najlepiej, ale boję się, że nie wszystko wychodzi tak, jakbym chciał. Nagle ścisk brzucha i wrażenie, że można by inaczej, bardziej... Teraz pracuję z Pawłem Pawlikowskim przy jego polskim debiucie "Siostry miłosierdzia". To drugoplanowa rola muzyka jazzowego, dość spokojna. Trochę mnie męczy, ale za to uczy pokory. Jeśli chodzi o teatr, to w sumie jestem trochę na zakręcie. Chciałbym się gdzieś zatrzymać na dłużej niż jeden projekt, z ludźmi ze wspólną pasją. W Opolu z Mają Kleczewską przygotowujemy "Braci i siostry" na motywach utworów Dostojewskiego. Gram Aloszę, zaraz tam jadę, a nie nauczyłem się jeszcze tekstu. Ostatnio czuję, że nie mam na nic czasu, nawet na myślenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji