Artykuły

Zabawa nieco przydługa

Biegli w dziejach teatru pi­szą mniej więcej tak: Carlo Goldoni chciał restaurować commedia all'improvviso a stał się jej grabarzem. Carlo Gozzi chciał commedię dell`arte pogrzebać ale w jego właśnie twórczości zacho­wały się najcenniejsze, najbardziej żywotne elementy tego typu teatru. Formuła jest naturalnie trochę uproszczona, ale na nasz doraźny użytek najzupełniej wystarcza.

I drugie uproszczenie. Pisząc swe komedie Gozzi zakładał, że istotny ich walor tkwi w poetyckich - a może tylko sentymentalnych, ale już na pewno przedziwnych - baśniowych pomysłach fabularnych. Elementy plebejskiej commedii dell`arte miały być kontrapunktem ironicznym, elementy te należało ośmieszyć, skompromitować. His­toria raz jeszcze wykrzywiła się złośliwie, dokumentując, że zamiar autorski to sprawa nie zawsze zgodna z opiniami potomnych. Wielkość Gozziego w naszych cza­sach i w naszych oczach leży właś­nie w tym wszystkim co było pi­sarzowi obce, z czym usiłował walczyć, lub (w najlepszym wy­padku) co zamierzał ośmieszyć i wykpić.

Oglądając polską prapremierę "Błękitnego potwora" zrealizowaną przez Giovanni Pampiglione na scenie Tea­tru Polskiego wracałem myślą do niedawnej przecież wizyty "wachtangowców", porównywałem z tamtą klasyczną już realizacją "Księżniczki Turandot". Różnice są dość zasadnicze. W "Turandot" wątek fabularny był wstydliwie skrywany za rzetelnymi popisami aktorskimi - właśnie postaci z com­medii dell`arte. Pampiglione pró­bował uwierzytelnić, równouprawnić oba wątki. Ale zabiegi te nie zawsze przynosiły efekty zamie­rzone. Wydaje mi się także iż re­żyser ze zbytnim pietyzmem po­traktował dzieło dawnego znako­mitego rodaka. Gdyby na egzem­plarzu bardziej ołówkiem popraco­wał, przedstawienie byłoby bar­dziej zwarte, zabawniejsze.

I trzecia wątpliwość. Zabrakło mi w tym widowisku aluzji współ­czesnej, także - choć nie jedynie - środowiskowej. Jakieś nieśmiałe próby w akcie pierwszym pojawia­ją się, by potem zniknąć zupełnie. Na scenie pozostaje już tylko dow­cip - nazwijmy go umownie - zgrubny. Zastrzeżenie: nie rozry­wam z tego powodu szat, nie "płonę świętym oburzeniem" - dowcipy te bawią, mieszczą się w konwencji. Ale przecież w konwen­cji mieści się także właśnie aktual­na aluzja, znakomicie zresztą pre­zentowana w owym przedstawieniu "Księżniczki Turandot". A w wie­lu miejscach aluzje te natrętnie wprost się nasuwały.

Zastrzeżenia zastrzeżeniami, ale przecież pozostaje faktem, że ostatnia premiera Teatru Polskiego jest prezentacją udaną. Jeśli wy­suwam tu wątpliwości, robię to przede wszystkim dlatego, że przed­stawienie mogło być jeszcze lep­sze, może nawet znakomite. Miał bowiem Pampiglione wiele na­prawdę znakomitych pomysłów, nadał niezłe tempo, dobrze z kli­matem przedstawienia współ­brzmiała - chwilami tylko odro­binę "przemyślana" - scenografia Jana Polewki, sprawne a w paru przypadkach niezwykle inte­resujące było także aktorstwo.

Właśnie aktorstwo. Reżyser nie narzucił wykonawcom jednej określonej konwencji. W każdym innym wypadku stanowiłoby to za­rzut; w tej koncepcji mieściło się z powodzeniem. W moim przeko­naniu na plan pierwszy wysunęli się zdecydowanie: ostra, grotesko­wa, a zarazem w sylwetce koja­rząca się z doświadczeniami tea­tru wschodniego Jadwiga Skupnik (Gulindi) oraz Andrzej Polkowski, który do kolekcji swych osiągnięć dorzucił precyzyjnie interpretowanego Fanfura. Z dwu ministrów stanowczo wolę Józefa Skwarka (Tartalia) choć i Andrzej Mrozek (Pantalone) miał sceny bardzo zabawne. Niewątpliwym osiągnięciem aktorskim widowiska był także Trufaldino w interpretacji Pawła Galii. Nieco mniej przypadli mi natomiast do gustu Krzesisława Dubielówna w nie najwdzięczniejszej zresztą roli Dardane, Ferdynand Matysik (Brighelle), Janusz Peszer (Zelou), najmniej zaś Czesław Wojtała (Taer). Ewa Kamas zademonstrowała spore uzdolnie­nia ekwilibrystyczne - taneczne, nie była to jednak w całości Smeraldina moich marzeń. W obsa­dzie także Cezary Kussyk i Jerzy Fornal (Zanni) w zna­komitych, bardzo słowiańskich - a nawet chciałoby się powiedzieć - "ziemowitych" (przed postrzyżynami) peruczkach.

I na tym skończyć wypadnie ra­port z przedstawienia, które nie­wątpliwie się liczy, ale które mo­gło liczyć się bardzo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji