Artykuły

Kto komu zatańczy w Bytomiu?

Nie powinno się deklarować chęci ratowania i jednocześnie robić coś, co niesie upadek. Niech do serca wezmą to radni w Bytomiu, którzy dziś mają podjąć decyzję w sprawie przyszłości Śląskiego Teatru Tańca - pisze Witold Gałązka w Gazecie Wyborczej - Katowice.

O gustach się nie dyskutuje, więc nie będę rozstrzygał, czy rację mają ci radni Bytomia, którzy podczas obrad komisji rozwoju miasta proponowali, żeby tancerze zadłużonej placówki zarabiali na utrzymanie jako cheerleaderki na meczach Polonii, i śmiali się, że miastu nie potrzeba "Murzinów, kerzy tyrajom po scynie", czy może ci, dla których rechot kolegów był dowodem prymitywizmu i upadku obyczajów.

Chodzi mi wyłącznie o czystość intencji i styl, w jakim prezydent Damian Bartyla załatwia problem Śląskiego Teatru Tańca - pierwszą ważną sprawę pod swoimi rządami.

Działania Bartyli dla jednych są słuszne, dla innych żałosne. Moim zdaniem nie są uczciwe, bo choć on i jego urzędnicy zapewniają, że chcą ratować placówkę, to kolejne kroki stoją z tymi deklaracjami w sprzeczności. Władze Bytomia zachowują się tak, jakby chętnie pozbyły się kłopotu, jakim jest utrzymywanie teatru, ale wciąż chyba boją się odpowiedzialności za taką decyzję, więc zwlekają w nadziei, że weźmie to na siebie ktoś inny.

Odpowiedzialna za kulturę zastępczyni prezydenta zarzekała się, że nikt "nie knuje" przeciwko Jackowi Łumińskiemu, założycielowi i szefowi teatru, a zaraz potem wyrzucono go z pracy. Bartyla mówił, że nie będzie z nim współpracować, ale jednocześnie jeden z radnych jego ugrupowania przekonywał, że winę ponosi Łumiński, bo to on odmawia współpracy.

Niekonsekwentny prezydent Bartyla

Kolejny przykład takiej niekonsekwencji prezydent Bartyla dał kilka dni temu - poprosił ministra kultury i wojewódzki samorząd o przejęcie ŚTT, ale na zorganizowane w Bytomiu w tej sprawie spotkanie nawet się nie pofatygował. Przyjechała za to Aleksandra Gajewska-Przydryga, wicemarszałek województwa śląskiego do spraw kultury, choć zapewnia, że nie dostała w tej sprawie żadnej prośby, a na jej list prezydent nawet nie odpowiedział.

Tymczasem urząd miejski przygotował już uchwałę o zamiarze likwidacji teatru i podsunął radnym do przegłosowania. Twierdzi, że wcale nie chodzi o likwidację, bo procedura potrwa pół roku i urząd ma dla teatru warianty ratunkowe, ale choć już dwa tygodnie temu pytaliśmy o szczegóły, nie dostaliśmy odpowiedzi.

Polityczne spory

Wątpliwości ma też część radnych. Gdy powołany przez Bartylę w nadzwyczajnym trybie (bez konkursu) nowy dyrektor ŚTT, finansista i bankowiec, ocenił, że potrzeba mu 30 dni na rozpoznanie sytuacji, radni z komisji kultury poprosili, by z uchwałą likwidacyjną się wstrzymać.

Wniosek o zwłokę został jednak odrzucony przez prezydencką większość, a w uzasadnieniu uchwały, która dziś ma zostać przegłosowana, znalazło się stwierdzenie, że ŚTT jest już tylko atrapą i nie ma nawet zespołu tancerzy.

Zdziwiona Gajewska-Przydryga wytyka Bartyli niekonsekwencję. - Jak tu wierzyć, że on naprawdę chce przekazać teatr ministrowi lub województwu, gdy jednocześnie rozgłasza, że to ruina i kupa złomu? Teatr jest do kitu, ale weźcie go sobie? Gdzie tu logika? - pyta pani wicemarszałek.

Pomysłodawca zeszłotygodniowej debaty w sprawie ŚTT Tomasz Chojnacki boleje, że placówka stała się trofeum w politycznych sporach. - Poprzednie i obecne władze za wszelką cenę postanowiły udowodnić, kto naprawdę rządzi w Bytomiu - uważa Chojnacki.

W tym sporze jedni są przedstawiani jako parweniusze niezdolni do uszanowania kultury, a drugim przyprawia się gębę aferzystów, którzy dopuścili (a może i na tym skorzystali) do tego, że za teatr trzeba spłacić olbrzymie długi.

Likwidacja teatru pociągnie za sobą złe skutki

Władzom Bytomia powinno zależeć na zakończeniu tej kłótni. Muszą się liczyć z tym, że likwidacja teatru tańca nieść będzie z sobą złe dla tego miasta skutki. Do Krakowa ucieknie zapewne wydział zamiejscowy szkoły teatralnej, a Unia Europejska może się upomnieć o miliony dotacji na remont bursy i centrum sztuki na Rozbarku. Na kosztach dających się policzyć w złotówkach i euro zapewne się nie skończy, a równie poważne będą te pozostałe. Już wkrótce Bytom może się stać pustynią kulturalną. Wystarczy, że upokorzona przez Bartylę Platforma Obywatelska, która współrządzi województwem, wróci do zgłaszanego co jakiś czas pomysłu, by z Bytomia zabrać operę i Muzeum Górnośląskie.

Ciekawe, czy wtedy wierni Bartyli radni zgodzą się tańczyć jako cheerleaderki na stadionie Polonii ku uciesze mas?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji