Artykuły

Spór o "Pluskwę"

Majakowski, Majakowski! Zawsze był z nim kłopot. Ile kłopotu dziś jeszcze sprawił nie tylko teatrowi, ale i niejednemu z recenzentów. Napisał "Pluskwę" co prawda blisko trzydzieści lat temu, jednak sztuka jest - mało powiedzieć aktualna - jest świeża, dzisiejsza. Została wystawiona - i tu się zaczyna... Majakowski myślał, że napisał sztukę o człowieku, "który dla osobistych korzyści z trzaskiem odrywa się od swojej klasy", o tym jak "z mieszczaństwa w życiu codziennym wynika mieszczaństwo polityczne". Teatr zrozumiał go inaczej. Trzeba przyznać: "Pluskwa" nie jest sztuką łatwą do zinterpretowania. Jest na niej ślad czasu, w jakim powstała, ślad upodobań konstruktywistycznych końca dwudziestych lat. Operuje ona dość trudną metaforą. Aby dotrzeć do istoty tej metafory, konieczna jest polityczna analiza tekstu, oparta na zrozumieniu zachodzących w życiu procesów. Teatr tej analizy konsekwentnie nie poprowadził, zeszedł z drogi Majakowskiego i pociągnął za sobą sporą ilość recenzentów. Najdalej zabrnął Jan Paweł Gawlik doprowadzając tendencje zawarte w inscenizacji do absurdu. Ale właściwie dopowiedział on do końca i wyraźnie to, co tkwiło w wielu recenzjach i dlatego polemika z nim ułatwi wyjaśnienie błędów koncepcji teatru i oceny jej zawartej w niektórych wypowiedziach na łamach prasy.

Sztuka dzieli się, jak wiadomo z licznych dotychczasowych recenzji, na dwie części.

Pierwsza - demaskuje Prysypkina zmieszczaniałego "byłego robotnika, byłego partyjniaka" pokazując go w konkretnych warunkach realiów 1928 r. Możemy to z powodzeniem przenieść na nasz grunt i rok 1956. Druga - konfrontuje go ze światem przyszłości. Ludzie z tego świata umieszczają Prysypkina w klatce, jako nieznany wśród nich okaz "mieszczuchus vulgaris", bliżej spokrewniony z "pluskwą normalis", aniżeli z rodem ludzkim. Sens: spotykany dziś na każdym kroku mieszczuch w przyszłości będzie już tylko okazem zoologicznym. Albo - mniej uspokajająco i trafniej: jak nam nie wstyd u siebie i u innych tolerować objawy zmieszczanienia! Przecież takie okazy będą w przyszłości wystawiać na pokaz w ZOO.

Fantastyczny świat przyszłości, który posłużył Majakowskiemu przede wszystkim jako kontrast mieszczaństwa, został przez Teatr Kielecki zrozumiany jako wielkie ostrzeżenie przed zautomatyzowaniem całego człowieczeństwa. Scena przedstawia wnętrze przypominające elektrownię atomową. Dużo przestrzeni. Zarówno w scenografii, jak i w kostiumach - tylko dwa kolory: metaliczno-szary i czarny. Kobiety i mężczyźni - ubrani identycznie. Muzyka rytmiczna, ostra. W jej takt ludzie w wysokich hełmach poruszają się jak automaty. Mówią sucho, czasem skrzecząco. Straszny, nieludzki świat. Pamflet, ale na jakie społeczeństwo? I jakie prawo daje tekst Majakowskiego do takiego odczytania sztuki? Posłuchajmy co pisze Jan Paweł Gawlik i zobaczymy, że niełatwo się zorientować.

W streszczeniu sztuki: "Część druga przenosi nas o pięćdziesiąt lat w przyszłość. Komunizm".

W relacji ze spektaklu: "... Byrska rozszerzyła satyrę Majakowskiego. Akcenty satyryczne umieszczone w obrazie przyszłości, ale skierowane - wydawałoby się - przeciw współczesnym Majakowskiemu niebezpieczeństwom i przerostom rozszerzyła na całą wizję jutra. Powstał pamflet na uproszczone pojęcie o komunizmie. Pamflet na mechanistyczny, antyhumanistyczny ideał postępu".

Dalej: "Pamflet na błąd, pamflet na odchylenie dzieli od pamfletu na zasadę tylko mały krok. Krok, o którym łatwo zapomnieć. To pierwsze zewnętrzne niebezpieczeństwo inscenizacji, którego nie trzeba jednak przeceniać".

Dalej: "Sceniczna wizja przyszłości załamana w krzywym zwierciadle Byrskiej jest teatralnie sugestywna. Ale jest to wizja przerażająca. To nie komunizm, to Huxley w swojej najczystszej formie".

Tu Gawlik ma rację. Ale jeszcze parę wierszy i dowiemy się, że wprawdzie punkt wyjścia Majakowskiego i Huxleya był różny, ale obie satyry pokrywają się, że tekst Majakowskiego "dopuszcza inscenizację" (reżysera Byrskiej J.L.) ale "nie wytrzymuje jej natężenia". Gdy po tym wszystkim przeczytałam jeszcze, że interpretacja Byrskiej wypływa organicznie z tekstu i jest "rozwiązaniem słusznym, ponieważ jest przede wszystkim rozwiązaniem prowokującym" - także "nie wytrzymałam natężenia" i zabrałam się do pisania.

Załóżmy na chwilę, że tak jak to proponuje Teatr Kielecki, druga część "Pluskwy" jest satyrą na przyszłość, na świat zmechanizowany, bezduszny. Można rozprawić się z "antyhumanistycznym ideałem postępu" w ten sposób, że pokaże się jego wcielenie, rezultat. Ale twórców takiego "ideału" szukać należy nie w proletariacie w każdym razie - nie wśród jego prawdziwych bojowników. Byłby to świat nie tylko zautomatyzowany, ale przede wszystkim zniwelowany przez garstkę potentatów, rządzących masą, i to przede wszystkim musiałaby pokazać satyra, jeżeli jej autorem jest nie Huxley, a Majakowski. W "Pluskwie" takich elementów nie ma.

Więc może pamflet na uproszczone pojęcie o komunizmie? Uproszczone, a więc jakie? Konfliktów żadnych nie ma, myśleć nie trzeba, pracować nie trzeba, pieczone gołąbki lecą same do gąbki - słowem: Schlaraffenland. Kto się przede wszystkim ucieszy? - No oczywiście Prysypkin. To jego ideał! Królestwo mieszczuchów, w którym on powinien zasiadać na tronie. Tronu w sztuce Majakowskiego nie ma - to szkopuł. I do klatki go wsadzają!... Za co? Jest odpowiedź! - za pijaństwo. No tak, bo skoro według Gawlika spotkali się w "Pluskwie" Prysypkin współczesny z Prysypkinami przyszłości, to istota ich jest wspólna. I żyłby biedny Prysypkin w wymarzonym przez siebie świecie, tylko wódka go zgubiła. I wtedy - co za siła wyrazu - podwójna satyra przeciwko alkoholizmowi: raz spalają się - bo piją, drugi raz za to samo w klatce siedzą... Ale to temat dla dowcipnego felietonu Wiecha, a Majakowski napisał satyrę skierowaną przeciwko istocie mieszczaństwa!

Cierpliwości. Szukamy dalej. Gawlik idąc śladami inscenizacji stwierdza: "... tak jak u Huxleya tak i u Majakowskiego (sic!) w zmechanizowanym, bezdusznym społeczeństwie przyszłości najsympatyczniejszą, ba, jedynie sympatyczną postacią staje się Prysypkin. To, pomimo wszystko, człowiek, podczas gdy tamci - to automaty.

Gdy zamknięty w klatce śpiewa:

Na Łunaczarskiej pomnę,

dom stary niegdyś stał -

jesteśmy przy nim, rozumiemy go, a nawet solidaryzujemy się z nim w jakiś sposób, ponieważ w tej starej piosence skazanej na wyszydzenie i zapomnienie zamknięta jest jakaś ważna część naszej kultury, bez której o ileż bylibyśmy ubożsi. Sytuacja powinna się odwrócić: ci, którzy są na wolności winni znaleźć się w klatce".

Tu mróz przeszedł mi po kościach. Przypomniałam sobie:

"Dziś panna Andzia ma wychodne..."

Nie pamiętałam tej piosenki przez lata, nie czułam się bez niej uboższa, nie uważam jej - nie tylko za ważną, ale nawet za nieważną - część naszej kultury... O zgrozo! Nagle ujrzałam siebie w klatce... I gdyby to tylko Gawlik tak współczuł Prysypkinowi. Ale przecież i dojrzali recenzenci poważnie traktują "wzruszenia" Prysypkina i jego "miłość". Rzucił swoją dziewczynę, "zakochał się" w bogatej pannie dla korzyści.

I z powodu tych "uczuć" - "satyra na Prysypkina niknie wobec satyry na fałszywe wyobrażenie jutra. Mieszczaństwo wyszydzone w osobie bohatera odzyskuje w naszych uczuciach swoje prawa w zestawieniu z wizją społeczności pozbawionej rozsądku i serca". Podkreślam: to nie odczytanie przez Gawlika samej tylko inscenizacji ale i tekstu sztuki.

Ostateczny wniosek do jakiego doszedł recenzent po przeanalizowaniu sztuki i który skłania go już do polemiki z autorem, to, że "w dziedzinie moralności postęp jest rzeczą problematyczną". Jednym pociągnięciem pióra przekreślił cale, pełne walki, życie Majakowskiego. A co znaczą takie słowa, pisane później niż "Pluskwa"?

Potomni,

zarzućcie słowników pływaki:

z Lety wyłonią się

szczątki słów takich

jak "prostytucja",

"blokada",

"gruźlica".

Czy nie ma tu przypadkiem nic wspólnego z drugą częścią "Pluskwy", w której ludzie przyszłości słowa "samobójstwo" z własnego doświadczenia już nie znają i szukają go w słownikach? Czy teatr i recenzenci, dla których to było przejawem bezduszności, nie widzą tu przypadkiem poetyckiej metafory postępu właśnie - także i w dziedzinie moralności?

Gdy mowa o formie "Pluskwy", wszyscy zgadzają się, że nie jest to sztuka psychologiczna. Natomiast gdy przychodzi do jej analizy najczęściej przeprowadza się ją nie przez odczytywanie metafory, ale według zasad stosowanych wobec tradycyjnej dramaturgii. W "Pluskwie" Majakowskiego odczytać trzeba skróty, którymi operuje poeta i odróżnić istotę rzeczy od daniny złożonej upodobaniom i pojęciom o technice panującym w okresie, gdy pisana była sztuka. Czy "mechaniczne głosowanie" wszystkich ludzi nad kwestią "odmrozić, czy nie odmrozić Prysypkina" mówi o bezdusznej automatyzacji przyszłego świata, czy też o tym, że ważna sprawa życia człowieka decyduje się w tym świecie drogą aż do naiwności doprowadzonej demokracji? Głosuję żywą ręką za tą drugą propozycją. W niej widzę istotę zamierzeń Majakowskiego. A "przyszły świat" pokazany w "Pluskwie" jest naiwny, nierealny - to nie obraz komunizmu, czy socjalizmu. To zabawa w przyszłość wyrosłą z ideałów teraźniejszości, lepszą od niej, rozumną, racjonalnie zorganizowaną, czystą pod względem etycznym. I im więcej humoru i fantazji okaże tu reżyser, im więcej będzie tu nie grozy, a właśnie śmiechu, tym lepiej: tym bardziej odrażający okaże się na tym tle Prysypkin.

Analiza "Pluskwy" przez odczytywanie jej metafor musi być zastąpiona nie tylko w drugiej części sztuki. W pierwszej Majakowski także operuje skrótami i psychologizowanie daleko tu nie zaprowadzi. Jeden przykład. Porzucona przez Prysypkina Zoja Bieriozkina strzela do siebie. W Teatrze Kieleckim wszyscy mieszkańcy hotelu robotniczego biegną jej na pomoc. Prysypkin tymczasem ucieka. Rozumowanie przecież słuszne: w takiej sytuacji życiowej pierwszą sprawą byłoby zajęcie się Zoją. Ale przecież Majakowski celowo pozostawia na scenie Ślusarza. Wyrzuca on za kark Prysypkina. Majakowski stawia tu kropkę nad "i": wycięta zostaje zdegenerowana część zdrowego organizmu.

Teatr Kielecki włożył dużo inwencji w pokazanie akcesoriów mieszczaństwa. Zabrakło natomiast akcentów wskazujących jego istotę: dla mieszczucha niczym jest drugi człowiek, bogiem - własne korzyści, mieszczuch nie może istnieć bez możliwości wynoszenia się nad innych, szuka łatwego życia, boi się prawdy. Te momenty przede wszystkim, a nie prezentacja zewnętrznej ohydy czynią z "Pluskwy" sztukę dziś tak aktualną. Mieszczaństwo bywa i ponętne w swoich zewnętrznych przejawach. Na tej umiejętności mimikry polega często jego niebezpieczna zaraźliwość. Sztuk demaskujących jego nicość jest w literaturze światowej nie mało. Jednak żadna przed "Pluskwą" nie pokazała jak ono oddziałuje na klasę robotniczą nawet już po zwycięstwie rewolucji. I o tej zaraźliwości mieszczaństwa napisał sztukę Majakowski. Spotęgował całą sprawę przez pokazanie, że nawet w świecie, gdzie mieszczucha uważać będą za zwierzę - rozsiewane przez niego bakcyle pozostaną zaraźliwe. Czy to pesymizm? Jeśli optymistycznie nastrajają tylko sprawy łatwe do zwalczania, to zapewne tak. Ale z tym kończymy nareszcie. Optymizm Majakowskiego tkwi w jego nieustającej walce z wszelkiego rodzaju kołtuństwem i plugastwem. Dobrze będzie, jeśli teatry, które zabierają się do wystawiania "Pluskwy", w swojej inscenizacji tę walkę podejmą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji