Artykuły

Oresteia w PRL-u

Druga w tym sezonie odsłona cy­klu "Terytoria" (spektakle kameralne dla koneserów opery i miłośników sze-roko rozumianej współczesności) w Te­atrze Wielkim - Operze Narodowej i kolejny elektryzujący tytuł. Po "Za­gładzie Domu Usherów" Glassa - "Oresteia" Xenakisa.

Już samo wprowadzenie muzyki Xenakisa (1922-2001) na afisz Opery Narodowej jest sukcesem, zwłaszcza że dzieło greckiego kompozytora (od lat 40. żyjącego we Francji) grywane jest niezmiernie rzadko, a jeśli już, to w wersjach koncertowych.

A Iannis Xenakis to jeden z najbar­dziej oryginalnych twórców minione­go stulecia - matematyk i architekt, któ­ry muzyką profesjonalnie zaintereso­wał się na emigracji (podczas wojny czło­nek ruchu oporu, jako 25-latek został skazany na śmierć za przynależność do partii komunistycznej). Jego "Oresteia" zaś to fascynująca opowieść oparta tylko z niewielkimi skrótami na tekście Ajschylosa - kompozytor był także znaw­cą literatury greckiej.

Warszawską produkcję poprowadził Franek Ollu, specjalista od muzyki współczesnej związany z Ensemble Mo­dern. Francuski dyrygent znakomicie przygotował trudny utwór, koncentru­jąc się zarówno na perfekcji wykonaw­czej poszczególnych partii, jak i na ja­kości brzmienia - świetny okazał się po­mysł rozmieszczenia chóru z instru­mentami perkusyjnymi wokoło pu­bliczności. Nasycenie dźwiękiem Sali Kameralnej przyniosło świetny efekt, zwłaszcza że chór śpiewał wybornie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Maciej Nerkowski, który doskonale wykonał partię Kasandry ("wskakując" w rolę w ostatniej chwili): przedziwny to monolog (dialog właściwie), w któ­rym śpiewak zmienia rejestry, żonglu­je wysokościami i technikami, dynami­ką - od piana po przeraźliwy skowyt. I jeszcze ta zniewalająca perkusja, któ­ra niemal złowieszczo rozbrzmiewa od początku do końca spektaklu (solo - Le­szek Lorent).

O tym, czego słuchamy, można by pisać długo - w przeciwieństwie do te­go, co oglądamy. To, co zaproponował debiutujący w operze Michał Zadara, można chyba nazwać solidnym nad­użyciem. Dając nowe tłumaczenie "Orestei", dopasowane do pomysłów sce­nicznych, opowiada tekstem Ajschylosa historię PRL-u. Agamemnon jest powracającym do kraju oficerem polskiej armii na Zachodzie, Klitajmestra to dzia­łaczka ZMP, Kasandra to Niemka wy­ciągnięta z obozu. I tak przed naszymi oczyma przewija się historia - Manifest PKWN, reforma rolna, stalinowskie represje, rok 1956, rządy Gomułki, prote­sty roku 1970 i wreszcie "błogie" lata gier­kowskiego konsumpcjonizmu. Objaz­dowe kina, zakłady pracy, demonstra­cje, strajki - gdybyśmy przypadkiem za­pomnieli, co oglądamy, pomogą wy­świetlane hasła.

Zadara całkowicie zaanektował Ajschylosa do swojej historii. Zrobił to, przyznaję, perfekcyjnie, tyle że zupeł­nie pozbawiając widzów przyjemności z obcowania z greckim oryginałem. Wszystko zostało dokładnie opisane, przyporządkowane, wykonane. Nie ma chwili na własne skojarzenia, nie ma przyzwolenia na indywidualne smako­wanie tragicznej historii. Nie ma Ajschylosa, jest Zadara.

Na szczęście największym wygra­nym pozostaje Xenakis. W "Zagładzie domu Usherów" Glassa nie było czego słuchać, za to oczy pieściła mądra in­scenizacja. W "Orestei" jest dokładnie odwrotnie. Triumfują uszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji