Artykuły

Wojciech Siemion żył szybko

WOJCIECH SIEMION chodził zapięty na wszystkie guziki, z tasiemką zamiast krawata. Nosił się tak, jakby za chwilę czekał go występ. Był w ciągłej dyspozycji. Ciągle szukał pretekstu do występów. Kiedy dostawał tekst prozą albo wierszem, to znikała z niego maska. Ożywiał go. Nie grał. Dla poetów i prozaików był akuszerem. Jak mówił, to słyszało się przecinek, średnik, myślnik i kropkę.

Po raz pierwszy go widziałem w serialu "Czterej pancerni i pies", gdzie grał kaprala Kucharka. Pod wpływem wspomnień z dzieciństwa poszedłem do Teatru Małego, żeby go zobaczyć na żywo w sztuce Różewicza "Białe małżeństwo ". Potem mijaliśmy się podczas Warszawskiej Jesieni Poezji. Dopiero w maju 1982 r., podczas wręczania Nagrody Literackiej im. Stanisława Piętaka w Starej Prochowni, spotkaliśmy się. Potraktował mnie jak laureata. Czytał kilka moich liryków z nagrodzonego tomiku "Przerwane wiersze". A kiedy mnie poproszono o przeczytanie, wpadłem w popłoch. Po mojej interpretacji powiedział, że mi lepiej wyszło niż jemu. Odpowiedziałem, żeby nie przesadzał. Przeszliśmy na ty.

Nieraz mnie zapraszał do Petrykoz, gdzie miał dworek, a w nim Wiejską Galerię Sztuki. Nigdy nie pojechałem, choć tyle razy za-nęcał mnie słowami. Kiedyś mnie spotkał i powiedział, że chciałby wpaść do mnie wraz ze studentami Warszawskiej Szkoły Teatralnej na tzw. lekcję poetycką. Ostudziłem jego zapał natychmiast. Powiedziałem, że jestem tak mało komunikatywny, że szkoda zabierać czas studentom.

W 1992 roku, kiedy wydano mój tomik pt. "Zapiski i ballady", poprosiłem, żeby na liście gości znalazł się Wojciech Siemion. 10 października pojawił się na ulicy Elektoralnej 12. Zapytał, czy może przeczytać. Wstał, wziął gazetę, położył na krzesło, po czym sobie stanął z tomikiem wierszy i... zaczął tak recytować, że wszyscy naraz się uspokoili i zadarli głowę do góry. Powiedział tak, że nie było bata!

Jaki był na scenie, nie trzeba pisać, bo był świetny.

Jako człowiek zaimponował mi przed laty. Otóż jeden z jego pracowników z Petrykoz znalazł się w Areszcie Śledczym w Grójcu. Przyjeżdżał w kufajce, gumowcach i przywoził prowiant. Dbał. Strażnicy byli pod wrażeniem. Potem to się rozniosło po okolicach Kwitnącej Jabłoni. Znajdźcie dzisiaj pracodawcę, który upomni się o pracownika, któremu się noga powinie? Oczywiście, że o tej historii wiem od jednego ze świadków, strażników, Janka H. (nie mogę ujawnić nazwiska informatora). Wojciech Siemion żył szybko. Angażował się w różne ruchy polityczne, choć mezalians z polityką zawsze kończy się rozczarowaniem. Szastał swoim talentem. Łapał tyle srok naraz, że trudno mi to było zrozumieć.

Chodził zapięty na wszystkie guziki, z tasiemką zamiast krawata. Nosił się tak, jakby za chwilę czekał go występ. Był w ciągłej dyspozycji. Ciągle szukał pretekstu do występów. Kiedy dostawał tekst prozą albo wierszem, to znikała z niego maska. Ożywiał go. Nie grał. Dla poetów i prozaików był akuszerem. Jak mówił, to słyszało się przecinek, średnik, myślnik i kropkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji