Artykuły

Rewolucja i depresja

"Courtney Love" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Marcin Kościelniak w Tygodniku Powszechnym.

Spektakl opiera się na biografii Nirvany jako zespołu, który chciał i mógł zmienić rynek muzyczny. To jednak teza mocno naciągana.

"Jak nas w takie coś zaprowadziły młodzieńcze marzenia z ławki z piwkiem i Nirvaną, to my to mamy, do dupy to jest" - mówi jeden z gnębionych przez korporacyjną rzeczywistość bohaterów "W imię Jakuba S." (2011).

Spodziewałem się, że "Courtney Love", najnowszy spektakl duetu Demirski/Strzępka, bazujący na historii związanej z Nirvaną i jej frontmanem Kurtem Cobainem, będzie właśnie o tym - o pokoleniowym przeżyciu i rozczarowaniu. Jestem rówieśnikiem Demirskiego: także dla mnie Nirvana stanowi kluczowe ogniwo mitologii młodości, sycącej się buntem, pogardą dla stabilizacji i nieokreślonym przeczuciem wolności. W spektaklu nuta melancholijna pojawia się silnie, wraz z wygrywanymi iście brawurowo przez aktorów piosenkami z repertuaru Nirvany i Hole. Jesteśmy na przemian w Seattle, gdzie kiełkuje i upada muzyczna rewolucja, i na Mazurach, gdzie wybrzmiewają jej echa (na rzeczonej "ławce z piwem", na kolonii, na próbie zespołu w domu kultury).

Coś zatem z tematu pokoleniowego jest, ale bardzo niewiele i bardzo niewyraźnie. Trudno zdecydować, jaki problem stawia spektakl: tekst Demirskiego wydał mi się zagmatwany, a tezy, które wysuwa, za słabe, by unieść całość.

Spektakl opiera się na biografii zespołu - ma zatem walor dokumentalny. Jako taki prowokuje do dyskusji. Chodzi w pierwszym rzędzie o tezę, że Nirvana to zespół-symbol, który chciał i mógł zmienić rynek muzyczny. To teza mocno naciągana. Nirvana nigdy poważnie nie aspirowała do takiej roli, przeciwnie: ciężko pracowała na komercyjny sukces; później go kontestowała, jednak i kontestacja mieściła się w linii produktu. Wreszcie: muzyka Cobaina, z jego Beatlesowskimi predylekcjami, miała po prostu ogromny potencjał komercyjny. Biografia Nirvany wydaje się zatem materiałem nie na spektakl o pogrzebanej rewolucji, ale raczej na kolejny odcinek serialu o tym, jak bunt staje się towarem, jak korporacje umieją to wyniuchać i spieniężyć, jak przechwycone antykorporacyjne przesłanie służy utrwaleniu status quo. A może na bazie historii Nirvany Demirski/Strzępka chcieli rozpamiętywać swoją z konieczności problematyczną pozycję mainstreamu zbuntowanego przeciwko mainstreamowi ?

Najbardziej dyskusyjny wydał mi się sposób, w jaki pokazana jest w spektaklu tytułowa Courtney Love: jako żona geniusza, która nim sterowała i sama na jego plecach dorobiła się sukcesu. Love jest autorką albumu "Pretty on the Inside", który napisała i wydała z zespołem Hole, nim związała się z Cobainem; albumu wyprodukowanego przez samą Kim Gordon z Sonic Youth, świetnego i bezkompromisowego. Hole razem z innymi pokrewnymi "babskimi"grupami (Babies in Toyland, L7,7 Year Bitch) muzyką, a jeszcze bardziej postawą i biografią liderek wniosły do mainstreamu ładunek feminizmu. Późniejsza kariera Love i j ej kontrowersyjna rola w historii Nirvany nie powinny przesłonić tych dokonań - o których w spektaklu nikt się nawet nie zająknie.

Jeśli nie o przeżyciu pokoleniowym, nie o historii nurtu grunge, nie o fiasku muzycznej rewolucji - to o czym jest spektakl? Wydaje mi się, że zagmatwanie i bełkotliwość tekstu Demirskiego zakrywają jakiś temat, wokół którego krąży się, ale który - z braku chęci, odwagi, a może możliwości -pozostaje niewyartykułowany.

W centrum przedstawienia mamy postać Cobaina (Marcin Pempuś): zwiniętego na kołdrze, targanego bólem, zrozpaczonego, wycofującego się z życia, wreszcie - ta scena powraca kilkukrotnie - strzelającego sobie w głowę. Jest jednoznacznie bohaterem tego spektaklu: geniuszem, outsiderem i ofiarą.

Po drugiej stronie jest Love (Katarzyna Strączek) . Nie przypominam sobie postaci, czy to teatralnej, czy filmowej, czy literackiej, która byłaby potraktowana w sposób równie brutalny i bezwzględny. "Suka" to najlżejsza padająca w jej kierunku (raz po raz) inwektywa; bywa też "g...em" które się przylepiło do członka symulującego z nią kopulację mężczyzny itd. To więcej niż potoczny mizoginizm. Seksualność, witalność, pęd do życia i umiejętność przetrwania Love stają się w przedstawieniu źródłem skierowanego przeciwko niej wstrętu, agresji, przemocy.

Ton rezygnacji i rozczarowania obecny był w poprzednich spektaklach duetu, jednak zawsze na marginesie tematu politycznego. W "Courtney Love" pozycja depresyjna zwycięża nad postawą krytyczną. Pęd ku śmierci bierze górę nad rewolucją. Zamiast typowego dla Demirskiego/Strzępki zaangażowania w rzeczywistość mamy odwrócenie się od rzeczywistości. Zamiast dyskursu równościowego mamy mężczyznę-ofiarę i dominującą kobietę. Zamiast wezwania do czynu - pasywność i absolutyzowaną postawę ofiary.

Trudno dociec źródeł tej postawy - w każdym razie u Demirskiego/Strzępki to nie rewolucja zjada własne dzieci, ale depresja. Co, przy całym ogromnym kłopocie, jaki mam ze spektaklem, wydaje mi się intrygujące. |

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji