Los bohatera
Kiedy przed niewielu laty oglądałem pierwsze prace reżyserskie Szczepana Szczykno, odniosłem wrażenie, że miarą jego talentu jest poczucie "słuchu" na dramaturgię i "rytmu" na własne konstrukcje sceniczne. Takie, wydawałoby się, podstawowe cechy reżysera okazują się w rzeczywistości darem prawdziwego talentu.
Najnowsza premiera Szczykno, "Powrót Odysa" Stanisława Wyspiańskiego, przynosi jednak pewien niepokój. Przedstawienie jest szorstkie, szarpane, nie układa się w naturalne rytmy. Sprawia częściej wrażenie, szczególnie w scenach zbiorowych, "pospolitego ruszenia", niż misternie skomponowanej rzeczywistości. Wyłaniają się w nim od czasu do czasu bardziej wyraziste akcenty - choćby niektóre epizody aktorskie (Maciej Maciejewski, Barbara Sołtysik); albo jakieś pomysły scenograficzno-kostiumowe nawiązujące do określonych kontekstów kulturowych (do malarstwa Malczewskiego); albo interpretacyjne reżysera, który próbuje po swojemu "pisać" na scenie biografie bohatera homerycko-wyspiańskiego.
Te rozmaite cząstki i fragmenty nie układają się jednak w przekonywającą, płynną całość. Być może owa zewnętrzna, chropawa "szkicowość" jest rezultatem wielu istotniejszych rozterek i wątpliwości które reżyser chciał i ukryć ale jednocześnie... ujawnić. Pisząc o niepokojach związanych z "Powrotem Odysa", ukrywam w gruncie rzeczy... niepokój o los talentu reżysera. Nie chciałbym wszak dopuszczać myśli, że talent to jest coś co można stracić.
Nie jestem pewny, czy "Powrót Odysa" jest dziś w ogóle do grania. Jeśli jednak tak już się stało, to potrzebna jest tu pewna ogólniejsza uwaga. Otóż w naszej dramaturgii największej i nie tylko największej, tak się często działo, że autorzy bardzo wiele wysiłku czynili, by skonstruować bohatera wyrastającego ponad jakąś przeciętność. Próbowali tego naszego bohatera uniwersalizować, europeizować, "ukosmiczniać", wprowadzać do "światowej tradycji", wyprowadzać z "powszechnej kultury", sytuować na tle "ludzkiego dorobku"; słowem - robili wiele, aby owego bohatera wywieźć z rodzimego zaścianka.
Tak też - lepiej czy gorzej - postępował Wyspiański ze swoim Odysem. Ale potem, w teatrze albo w krytyce znajdą się zawsze tacy, którzy z poczuciem wielkiego "odkrycia" donoszą na rozmaite sposoby, że oto ten wielki bohater (Odys czy jakiś inny) ma dziwnie "znajome cechy", jest tylko zaściankowym szlachetką, który na dodatek przeżywa rozterki duchowe ponad miarę własnej wyobraźni. Oto "szczególny" los wielu naszych bohaterów. Albo inaczej... Dzieje naszej wyobraźni.