Artykuły

Spiskowy powrót

Stanisław Wyspiański napisał "Powrót Odysa" rekordowo szybko - w cztery grudniowe dni 1904 r. Rękopis ze zmianami i po­prawkami, naniesionymi ręką jego ciotki Stankiewiczowej (sam twórca pisał już wówczas z du­żym trudem), został oddany do drukarni w marcu 1907 r. Sztu­ką wydaną nakładem autora za­interesował się Adam Grzymała-Siedlecki, który projekt in­scenizacji zdążył omówić z po­etą tuż przed jego śmiercią.

Do tej realizacji doszło dopie­ro w 10. rocznicę śmierci Wy­spiańskiego - w 1917 r. w Tea­trze Miejskim (dziś im. J. Słowac­kiego) w Krakowie. Niemal wszy­stkie następne wystawienia te­go dramatu wiązały się z roczni­cami śmierci lub urodzin auto­ra. Tylko jedna inscenizacja "Po­wrotu Odysa" została odnotowa­na w historii polskiej sceny jako niekwestionowane wydarzenie - zrealizowana przez Tadeusza Kantora w tajnym Teatrze Nieza­leżnym w Krakowie w 1944 r., z Odysem -Tadeuszem Brzozow­skim ubranym w wyszarzały wojskowy płaszcz i hełm, z lufą sta­rego działa niepokojąco rozcina­jącą sceniczną przestrzeń. Swo­istą "rocznicowość" wystawień tej sztuki starał się ominąć w 1981 r. Krystian Lupa w Starym Teatrze w Krakowie, ale nie stwo­rzył arcydzieła.

Najnowsza premiera "Powro­tu Odysa" zainicjowała obchody 80-lecia Teatru Polskiego w Warsza­wie jak najbardziej rocznicowo. Tekst sztuki aktorzy podali z wdzię­kiem określanym przez Niemców jako "Rhabarbergemurmel der Massen" - powtarzane przez sta­tystów w różnych tonach i rytmach słowo "Rhabarber" daje wraże­nie groźnego pomruku tłumów. Chociaż w tej inscenizacji dźwię­ki wydobywają z siebie dyplomo­wani aktorzy, w każdej prawie scenie powyżej jednego wykonaw­cy zamiast dialogów słychać było jedynie "rabarbarowy pomruk mas". Antyczny temat reżyser Szczepan Szczykno przekazał po­przez nasze polskie kompleksy, grzechy i słabości. Odys (Dariusz Biskupski), zesłaniec wyjęty wprost z obrazu Jacka Malczew­skiego, obnosi długi wojskowy szy­nel, zalotnicy Penelopy ubrani są w polskie kontusze i czamary, na głowach mają krakuski i konfederatki, ich oręż stanowią pozatyka­ne na sztorc kosy. Symbole aż nad­to czytelne u Wyspiańskiego i Mal­czewskiego (m. in. twórczo wy­korzystana "Melancholia"), wzbo­gacił reżyser znakiem z zupełnie innej tradycji - trójkątem ze złączonych palców obu dłoni, uniesionych nad głową w geście udzie­lających błogosławieństwa ka­płanów izraelickich. Ten właśnie znak podstępny Odys wymienił z żoną Penelopą (Barbara Sołty­sik), tuż przed przystąpieniem do "czystek" wśród tego bractwa w polskich szatkach, miotającego się w dzikim korowodzie walki między sobą o pierwszeństwo w dostępie do łuku. Dokonawszy swoistego, krwawego błogosła­wieństwa, gnany szarpiącymi du­szę wyrzutami sumienia Odys (Wieczny Tułacz?) uchodzi z Ita­ki, szukając wybawienia w morzu. O co chodzi? Czyżby ów znak - odbierany w naszej kulturze jednoznacznie, jako izraelski sym­bol rodu kapłańskiego - został przez reżysera użyty nieświado­mie? No, to Boże przebacz. Jeśli świadomie, to cui bono? Czy 80. rocznica Teatru Polskiego ma wy­wołać nową dysputę z ulubione­go cyklu "słoń a spiskowa teoria dziejów"? Tak czy owak, Wyspiań­ski, Malczewski i Szyfman (dyr. Teatru Polskiego wiatach 1913-1957) przewracają się w grobach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji