Artykuły

Dziadek, filiżanki i transformersi

"Dziadek do orzechów" w choreogr. Elżbiety Szlufik-Pańtak i Grzegorza Pańtaka w Kieleckim Teatrze Tańca. Pisze Katarzyna Gardzina-Kubała w serwisie Teatr dla Was.

"Dziadek do orzechów" to świąteczny hit wszystkich scen baletowych. Tradycja wystawiania go w tym okresie jako gwiazdkowego baletu dla dzieci nie jest bardzo stara, ale rozpowszechniła się (z Ameryki) na cały świat. Na jego sukces składa się bajkowa atmosfera towarzysząca świętom Bożego Narodzenia, odrobina niesamowitości, jaką wprowadzają nawiązania do bajki pióra E.T.A. Hoffmanna (z którym treść baletu jest najczęściej luźno związana, choć to właśnie był pierwowzór libretta). Wreszcie, a może raczej na pierwszym miejscu, wymienić należy melodyjną i bogata muzykę Piotra Czajkowskiego, który dzięki znakomitej pomysłowej instrumentacji uczynił z muzycznej oprawy baletu prawdziwe cacko.

"Dziadka do orzechów" wystawiają dziś nie tylko duże zespoły baletowe, ale także zespoły tańca innych technik, a nawet dziecięce zespoły amatorskie. Oczywiście wiąże się to z częściowym wyjściem poza tradycję wykonawczą i poza to, co jest dziedzictwem choreograficznym Iwanowa, Siergiejewa czy Wajnonena (wersję tego ostatniego rozpowszechnił na Zachodzie Nurejew). W przypadku innej techniki tanecznej jest to oczywiste i może przynieść zaskakujące efekty.

"Dziadek do orzechów" prezentowany przez Kielecki Teatr Tańca (choreografia: Elżbieta Szlufik-Pańtak, Grzegorz Pańtak, scenografia i kostiumy: Małgorzata Słoniowska) jest na wskroś współczesny, także w warstwie libretta, a jednak bardzo bajkowy, czy raczej fantastyczny. Nie wiem, czy mnie, wychowaną jednak w innej rzeczywistości, cieszy osadzanie początku baletu we wnętrzu galerii handlowej, ale trudno się obrażać na rzeczywistość: to jest codzienność większości dzieci, które zasiadają na widowni, to jest ich świat Okazuje się zresztą, że choreografom udaje się trafnie i bardzo muzykalnie osadzić w muzyce Czajkowskiego pogoń za zakupami z supermarketowymi wózkami, tzw. animacje, czyli zabawy dla dzieci prowadzone przez panią instruktorkę, zakupowe szaleństwo uwolnionych na chwilę od rodzinnych obowiązków mamuś. A jak świetnie wypada pompatyczny taniec rodziców "Grossvater" w energetycznej hip-hopowej formie! Pojawia się także (w zastępstwie Drosselmeyera) Święty Mikołaj jakby żywcem wzięty z reklamy Coca-coli (tylko szczuplejszy - wszak to Grzegorz Pańtak we własnej osobie). To on wyciąga z worka tańczące Lalki-Mikołajki (jakoś nie przypadły mi do gustu - chyba zabrakło dokładniejszego mechanicznego wykonania ich tańca), a wreszcie prezenty dla wszystkich obecnych na scenie dzieci, w tym dla Klary i jej brata Fryca (Alicja Horwath-Maksymow i Dawid Matlak). W oko wpada też Małgorzata Ziółkowska jako pełna temperamentu, rozbrykana koleżanka Fryca.

Obdarzona lalką-dziadkiem do orzechów Klara (w tej inscenizacji mało tłumaczy się tradycyjny wygląd Dziadka jako nieforemnego człowieczka w białej peruce i XVIII-wiecznym kaftanie) gubi się w galerii handlowej i zasypia pod choinką. Rodzice wprawdzie wracają po zagubioną córeczkę, ale nie mogą jej odnaleźć. Dziewczynce po przebudzeniu wydaje się, że wszystko wokół rośnie, czyli to ona przenosi się do świata ożywionych lalek i innych sprzętów z otaczających ją sklepów z porcelaną, obuwiem, zabawkami i słodyczami. Pojawiają się myszy (bardzo kolorowe, tylko ich królowa budzi respekt strojem a la domina, choć dzieciom pewnie raczej kojarzy się ze złą królową z bajek Disneya). W tradycyjnej bitwie myszy z zabawkami bierze udział Dziadek do orzechów (jeszcze przez chwilę w peruce, wkrótce zmieni się w zwykłego chłopaka) oraz lalki, Pierroty i Transformersy Uratowany przez Klarę Dziadek (Rafał Zubrzycki), teraz już po przemianie, zabiera ją do krainy zimy, gdzie wesołe śnieżynki (przypominające raczej obłe i mięciutkie bałwanki) zjeżdżają z białej zjeżdżalni i ślizgają się na lodowisku. Ten sielski obrazek subtelnie ilustrujący śnieżnego walca Czajkowskiego kończy pierwszy akt spektaklu.

Druga część, w dużej mierze za sprawą bajecznych kostiumów Małgorzaty Słoniowskiej i dowcipu oraz pomysłowości choreografów, podobał mi się dużo bardziej. Udało się zamienić dość przecież nudnawą i pozbawiona akcji suitę różnych tańców w żartobliwą i spójną całość. Po pierwsze, w każdym niemal z tańców Klara i jej ukochany byli uczestnikami tanecznej akcji, po drugie - przez większość tańców przewijał się motyw zazdrości i miłości między młodymi - a to Klarę uwodził "pan bezik", czyli Król Bezowy, a to Dziadek do orzechów oglądał się za pąsową różą w Walcu kwiatów. Wszystko czytelne i pokazane z dużym poczuciem humoru. Pomysły na niektóre tańce dość zaskakujące: taniec hiszpański to taniec butów ze sklepu obuwniczego - tancerze mają wokół pasa umocowane wielkie atrapy butów, przy czym panie ucharakteryzowane na Hiszpanki mają pantofle na obcasie, a panowie eleganckie buty w typie "macho-elegancik". Krainę słodyczy wypełniają tańczące precelki, lody i cukierki (najmłodsze dzieci), które ukradły połowę show dorosłym tancerzom. Znakomity był tańczący młynek do kawy w Tańcu arabskim, kręcący rączką do mielenia (umocowaną na nakryciu głowy), niczym kołem hula hop,. Uroczy był (wydłużony muzycznie) taniec chiński zamieniony w etiudę taneczno-aktorską z udziałem tańczącego porcelanowego serwisu - filiżanek i czajniczka oraz wrednego Chińczyka z dużym młotkiem, który chciał uszkodzić te kruche cacka. Specjalny smaczek miał taniec rosyjski z udziałem Oligarchy w futrzanej czapie i fraku, rozdającego brylantowe precjoza dwóm nader ponętnym, kuso, ale luksusowo ubranym Rosjankom. Długo by wymieniać pomysły realizatorów, które bardzo ubarwiły drugą połowę spektaklu. Wszystkie te tańce były bardzo bogate inscenizacyjnie, dość jednak proste, jeśli idzie o rozwiązania choreograficzne (nie jest to jednak zarzut - były ładnie zakomponowane w przestrzeni i czytelne, zabawnie mieszające inspiracje tańcem ludowym i klasycznym z tańcem współczesnym w najróżniejszych jego stylach (taniec szalonej ogrodniczki, walc kwiatów, jako taniec ogrodników z konewkami i zwiędłych róż). W porównaniu jednak z nimi świetnie, jeśli chodzi o sztukę choreograficzną wypadło pas de deux Klary i Dziadka. Choreografowie stanęli przed nie lada wyzwaniem: czy muzykę Czajkowskiego przeznaczoną na baletowe popisy głównych bohaterów zainscenizować zupełnie inaczej, czy też pozostawić duet i wariacje przy wykorzystaniu zupełnie innej techniki tańca. Pokusili się, i słusznie, o tę drugą możliwość i w ten sposób zwieńczyli miłosne rozterki Klary i jej wybranka oraz nieco wyciszyli nastrój przedstawienia przed finałem. Pas de deux wypadło bardzo romantycznie, odrobinę problemu miałam z wariacjami, bo są one skomponowane muzycznie dla czystego popisu, wirtuozerskich powtórzeń skoków i piruetów, co trzeba było przetworzyć w zupełnie inny ruch. Kuszące potrząsanie rozpuszczonymi włosami przez Klarę było ciekawym zabiegiem, ale tylko do pewnego momentu, dla dorosłego odbiorcy ma chyba jednak zbyt erotyczne konotacje Krótka wariacja Dziadka do orzechów była bardziej "klasycznie popisowa", bo koncentrowała się na skokach, podobnie jak wspólna koda bohaterów.

Powrót Klary do rzeczywistości odbywa się jak w wielu innych inscenizacjach - dziewczynka budzi się rankiem pod choinką odnaleziona przez rodziców i brata. W tym, że wydarzenia nocy nie były tylko snem utwierdza ją biała róża leżąca na podłodze, którą ukochany podarował jej przed Walcem kwiatów Wielkim walorem przedstawienia, oprócz świetnej zabawy dla najmłodszych i nieco starszych widzów, jest obecność na scenie bardzo dużej grupy dzieci - uczniów szkoły tańca KTT. Widać, że na scenie czują się swobodnie, zadania taneczne i aktorskie wykonują z radością i zaangażowaniem, pokazują, że taniec jest przede wszystkim radością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji