Artykuły

Szukał swojej wyspy szczęśliwej

Odszedł przedwcześnie - co do tego wszyscy są zgodni. MACIEJA KORWINA, aktora i dyrektora, który rozpoczął odbudowę prestiżu Teatru Powszechnego, wspominają łódzcy współpracownicy i przyjaciele.

Maciej Korwin, łodzianin, niegdyś dyrektor tutejszego Teatru Powszechnego i inicjator Festiwalu Sztuk Przyjemnych, zmarł przed tygodniem, w czwartkowy wieczór, w Gdyni. Od 1995 roku był dyrektorem tamtejszego Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej, czyniąc z niego rozpoznawalną na mapie kraju scenę. Miał 59 lat. Za miesiąc obchodziłby 60. urodziny.

Człowiek do zadań specjalnych

Maciej Korwin urodził się w Łodzi, w 1975 roku ukończył studia w łódzkiej PWSFTviT. Do teatru trafił najpierw jako aktor. Występował na deskach Wrocławskiego Teatru Współczesnego i (od 1979 roku) Teatru Powszechnego w Łodzi.

- Byłem już tak zwanym dorosłym aktorem, gdy on dopiero startował, ale przyglądałem się jego poczynaniom z pełnym podziwem - wspomina Michał Szewczyk, emerytowany aktor "Powszechnego". - Muszę przyznać, że nie przez wszystkich był akceptowany. Był energiczny, coś chciał osiągnąć. To i dziś może być dobrym przesłaniem dla młodych ludzi - nie czekać aż ktoś będzie ciebie angażował, tylko samemu chodzić i szukać ścieżek dojścia do tego, co cię interesuje. On to robił już wtedy.

W 1985 został dyrektorem artystycznym Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Dwa lata później był już dyrektorem naczelnym i artystycznym w opolskim Teatru Dramatycznego im. Jana Kochanowskiego. W 1991 roku zaczął kierować Teatrem Powszechnym w Łodzi. Zainicjował Festiwal Sztuk Przyjemnych, zmieniony przez jego następczynię, Ewę Pilawską, w Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych.

- Był dyrektorem dynamicznym, chciał ogarnąć sytuację, a to nie było łatwe. Objął teatr, któremu ówczesna minister kultury Izabela Cywińska nadała najniższą kategorię C. Uważam, że ze swoją energią był na tamten czas najlepszym dyrektorem dla Powszechnego - wspomina Ewa Pilawska, następczyni Korwina w "Powszechnym". - Pomysł Festiwalu pojawił się w trudnym czasie dla sceny, między innymi nie odbyło się kilka premier i szukaliśmy wydarzeń, które byłyby ważne z pozycji widza. Dlatego też powstał Pierwszy Ogólnopolski Permanentny Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, który trwał od 12 listopada 1994 roku do 22 lutego 1995 roku. Miały to być spektakle z gwiazdami bądź gwiazdą, widowiska, których obejrzenie sprawia widzowi prawdziwą przyjemność - cokolwiek to znaczy.

Za dyrekcji Korwina w "Powszechnym", dokładnie 20 lat temu, debiutował Jacek Orłowski, reżyser znany z obsypanych nagrodami i granych rekordowo długo trzech monodramów Erica Bogosiana, które przygotował w łódzkim "Jaraczu" z Bronisławem Wrocławskim. Orłowski debiutował wcześnie, bo już na drugim roku reżyserii spektaklem "Tutam" z Wrocławskim i Barbarą Lauks w rolach głównych.

- Był moim pierwszym dyrektorem, co dla reżysera jest niezmiernie ważne. Dyrektor jest wtedy dla młodego reżysera towarzyszem jego wejścia w świat zawodowego teatru - wspomina Orłowski. - Może to się odbyć bardzo boleśnie, albo łagodnie. Choć pojawiłem się w jego teatrze z rekomendacjami od Michała Grabowskiego, mógł zachować się tak, jak to często bywa. Ingerować, forsować swoje pomysły. Ale dał mi dużo swobody i otoczył opieką. - To spektakl, który otworzył wiele drzwi "Powszechnemu" - dodaje Ewa Pilawska.

Złoto za ludzi i wyspy szczęśliwe

- Ekscentryczny, ale i super łagodny. Zapisuję sobie na plus, że uczestniczyłem w jego poczynaniach. Nie wszyscy starsi aktorzy chcieli brać w tym udział, a ja z przyjemnością na to poszedłem - mówi Michał Szewczyk. - Włączał mnie do spektakli zwykle w ostatniej chwili, gdy ktoś mu odmówił współpracy.

Tak było pewnego ranka, gdy przywołany przez portiera Szewczyk stawił się w gabinecie Korwina. Do teatru przyjechały dwa autokary z widzami z Tomaszowa i Piotrkowa, a rola Mateusza w "Ani z Zielonego Wzgórza" potrzebowała zastępstwa.

- Powiedział, bym wyszedł choćby i z egzemplarzem tekstu. Nie widziałem tego spektaklu, ale zgodziłem się - wspomina Szewczyk. - Przy próbowaniu ustaliliśmy, że jeden kolega będzie mi podpowiadał. I rzeczywiście. Gdy po pierwszym akcie wychodziłem w kulisy, usłyszałem: "Teraz masz trochę wolnego czasu". Powtórzyłem to, myśląc, że to tekst, a nie prywatna uwaga. Ale wypadło to fajnie, bo grająca Anię Gabriela Muskała miała partię śpiewaną. Tyle, że za kulisami ludzie padli ze śmiechu. A potem już zostałem tym Mateuszem i chyba ze sto razy go zagrałem.

- Był też człowiekiem bardzo wrażliwym, bardzo potrzebującym akceptacji. Każda negacja podcinała mu skrzydła. Pamiętam jak cierpiał, kiedy dostał Czarną Maskę za spektakl "Hej, to jeszcze nie koniec" - mówi Ewa Pilawska.

Jako reżyser Korwin debiutował sztuką "Sługa dwóch panów" Carla Goldoniego. Korwin spełniał się też jako konferansjer wydarzeń, organizowanych w Łodzi i Gdyni.

- Zapamiętałem go jako świetnego człowieka, z ogniem i premedytacją i pasją - mówi Szewczyk. - Był tylko cztery sezony, ale jednak udało mu się zdobyć Złotą Maskę.

Nadzwyczajną Złotą Maskę otrzymał W 1993 roku "za działania na rzecz integracji środowiska artystycznego i odbudowę prestiżu Teatru Powszechnego".

- To właśnie z jego inicjatywy organizowane były różne wydarzenia okolicznościowe scalające środowisko, był mistrzem konferansjerki. Bardzo zabiegał byśmy, mimo mizernego budżetu, jakoś funkcjonowali - wspomina dyrektor Ewa Pilawska. - Z drugiej strony w rozmowach ze mną był bardzo szczery, nie ukrywał, że długo w Powszechnym nie zabawi, że intensywnie poszukuje swojego miejsca - wyspy szczęśliwej.

W swych działaniach potrafił być uparty. - Zaczęłam urlop wychowawczy, kiedy Maciek zadzwonił z propozycją, bym została jego zastępcą. Stanowczo odpowiadałam, że nie jestem zainteresowana, bo teraz chcę być w domu z dzieckiem. Odbyliśmy wielogodzinną rozmowę - wspomina Ewa Pilawska. - Nie minął jednak miesiąc czy dwa, a Maciej zadzwonił do mnie ponownie. - Jako wykładowca szkoły filmowej chciał przenieść do "Powszechnego" Festiwal Szkół Teatralnych, ale "filmówka" postawiła warunek, że taki ruch może odbyć się tylko ze mną, bo współpracowałam z nimi przy tworzeniu FST w Teatrze Nowym. Maciek długo przekonywał mnie, bym pomogła mu przy Festiwalu. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że jak tylko się zgodziłam, zaczął intensywnie "pracować nade mną", bym została jego zastępcą.

Dobry gospodarz. Z tradycjami

Kierując Teatrem Muzycznym w Gdyni konsekwentnie budował repertuar, którym godził wysokie wymagania artystyczne i oczekiwania masowej publiczności. Do współpracy zapraszał cenionych twórców, sam też reżyserował (miał w dorobku kilkadziesiąt spektakli). Musical "Lalka" według powieści Bolesława Prusa w reżyserii Wojciecha Kościelniaka okrzyknięty był najlepszym musicalowym przedstawieniem 2010 roku. Powołał do życia Festiwal Teatrów Muzycznych. Był odznaczony m.in. Złotym Krzyżem Zasługi i Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze "Gloria Artis".

- Maciej Korwin miał wielką wizję bardzo dobrego teatru o niezwykle wysokim poziomie artystycznym. Nie bał się sięgać nie tylko po hitowe przedstawienia, ale i nowości, rzeczy zaskakujące. Zrobienie musicalu z "Lalki" Bolesława Prusa wymagało przecież nie lada odwagi i inwencji. Widział swój teatr ogromny, dlatego dążył do realizowanej właśnie rozbudowy gmachu. Chciał, aby budynek odpowiednio wpisał się w nadmorski obszar Gdyni, stał się miejscem dużych wydarzeń artystycznych, towarzyskich i kulturalnych, jak choćby Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Był bardzo dobrym menedżerem-powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu" marszałek województwa, Mieczysław Struk.

Spostrzeżenie to potwierdza Michał Szewczyk. Korwin był dobrym gospodarzem teatru już w Łodzi - to był wrażliwiec, ale i świetny menedżer.

- Ogromnie ceniłam w nim również to, że wsłuchiwał się i był otwarty na pomysły innych osób. Wydaje mi się to cechą niewątpliwie rzadką, bo dyrektorzy zwykle albo odrzucają albo anektują czyjeś pomysły - podkreśla Ewa Pilawska. - Z własnego doświadczenia muszę powiedzieć, że Maciek pozwalał mi nie tylko na realizację projektów, ale i na rozwinięcie skrzydeł.

Gdy zamieszkał w Gdyni, pretekstem do pojawiania się w Łodzi była córka, Maja Korwin, która po szkole teatralnej, w 2005 roku dołączyła do zespołu "Powszechnego" .

- Maja pochodzi z rodziny o bardzo dużych tradycjach teatralnych. Jej dziadek, Włodzimierz Skoczylas, był wybitnym aktorem, podobnie jak mama Małgorzata i Maciek - mówi dyrektor Pilawska. - Nie ma w niej żadnej roszczeniowości. Przeciwnie, powiedziała, że kiedy skończyła szkołę teatralną, tata polecił jej, aby skończyła jeszcze jakieś studia, bo zawód aktora i teatr jest "na chwilę".

Miej dyscyplinę i zrób to na całego

W domu Korwina wisiał kalendarz z jego zapiskami. Przy dacie 10 stycznia widniał napis "Jeśli już coś musisz zrobić, rób to na całego". Taki właśnie był - potwierdza zespół Teatru Muzycznego. Przed gabinetem Korwina wyłożono księgę kondolencyjną. Przy wejściu do teatru zapłonęły znicze.

- Wszyscy jesteśmy śmiertelni. Co do tego nie ma cienia wątpliwości. Ale trochę chyba za wcześnie spotkało to Macieja - zastanawia się Michał Szewczyk.

- W Polsce nie ma drugiej osoby o kompetencjach dyrektora Korwina. Jeśli zastąpi go postać, która nie ma odpowiedniej wiedzy, może być źle - podkreśla aktor "Muzycznego", Paweł Bernaciak. - Dyrektor Korwin miał wpływ dyscyplinujący na wszystkich, na mnie też. Jego strata to wielki ból.

Maciej Korwin pochowany będzie w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni. Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godz. 13. Wcześniej, od godz. 10 urna z prochami będzie wystawiona na Nowej Scenie Teatru Muzycznego w Gdyni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji