Artykuły

Michel de Ghelderode "Szkoła błaznów"

Na widowni gasną światła. Orkiestra zaczyna uwerturę, która wcale się zaraz nie kończy. Słuchamy muzyki, ktoś szeleści papierkami od cukierków. Kiedy już zaczynamy smakować tę ciemność pełną dźwięków, kiedy cukierki kończą swój żywot i robi się cisza, wtedy idzie w górę kurtyna. Na scenę wczołgują się pokraki. Małpie ręce, krzywe nogi, garby i maski. W środku pedel z pejczem w ręku - szkoła błaznów. Jak rozbawić możnych tego świata? Czym? Pieśnią?

"Dla kościotrupa będzie śledź... / Dla małpiszona diament... / Dla biskupa będą osty... / Dla monarchy będą parchy... / Dla sowy będzie tuzin świec... / Dla trędowatych całowanie... / Dla kurwiszonów płatek hostii... / Dla pijanicy brzeg chrzcielnicy..."

"A zaś dla błaznów! (milczenie. Błazny prychają szyderczo) Spokój! Powiem to wam bando milczków! Takim błaznom jak wy dwie rzeczy pisane, a przecież tym podobne do siebie, że obydwie włochate i gotowe ociekać sokami. Pierwsza, na porę łaski, to przyrodzenie, którym cnotliwe i relikwiami opancerzone damy dworskie obdarzą was w uznaniu waszej ekstraordynaryjnej jurności. (śmiech błaznów). A druga, żeby zaraz przykrócić wasz rechot, to na inną porę, na pory niełaski, włochate łapy kata, które ukręcą wam kark, (błazny jęczą). To wam pisane! Miłość i śmierć w udziale, jak wszystkim żyjącym, a jeśli nie one, to ich parodia: wszawe spółkowanie i bagienne dogorywanie tej parodii człowieka jaką jesteście."

x

Nie ma tu nic zabawnego. Nikt się nie śmieje. Kiedy podnoszą się monumentalne dekoracje na linkach, kiedy wstają kukły, tak wielkie i groźne jak tłum milczących ludzi, wtedy już wiadomo, że błazny tutaj nie zajmują się błazeństwem. Sceniczna rzeczywistość przerasta tekst i problem i ludzi,

Ghelderode o rzeczywistości;

"... Nikt nie jest pewien istnienia rzeczywistości. Nawet Anatole France, człowiek, który był ateistą i bynajmniej nie metafizykiem, twierdził, że jedyne, czego można być pewnym, to przeszłość; tylko przeszłość nie wzbudza wątpliwości, gdyż została dokonana i zarejestrowana. Co się tyczy przyszłości - jest to tylko wizja, przewidywanie, przeczucie. A rzeczywistość, to co się nazywa rzeczywistością, jest ciągle stanem przejściowym między tym, co zostało zrobione, dokonane, a tym co ma dopiero nastąpić. Jest to stan przejściowy, stan niepokoju".

X

Nie przywykliśmy do takiego teatru, który jest przede wszystkim widowiskiem. W nim każdy element jest równie ważny. Muzyka nie jest ilustracją, sprawność fizyczna aktorów nie jest dodatkiem do roli. Fikanie koziołków do przodu i tyłu nie ma nic z cyrku. Jest mechanicznym działaniem, jak ruch marionety. Maski błaznów nie zawsze zakrywają twarze. Odsunięte z czoła jak kapelusze, zwisające na piersiach, na plecach dają każdemu z błaznów drugą twarz, która kłóci się z pierwszą.

Ghelderode o maskach:

"Są anonimowe, a ponieważ nie mają imienia, mogą wyrażać wszystkie uczucia duszy, są uniwersalne. Odnajduję w nich symbol ludzkości."

X

Spektakl ten stworzył Conrad Drzewiecki - właściwie jedyny w Polsce człowiek, który nie po partyzancku, ale na możliwie poważną skalę rozwinął w Polsce nowoczesny taniec, stworzył polski teatr tańca. Równocześnie jest to ktoś, dla kogo przedstawienie może obywać się bez słów. A słowo, jeśli istnieje, stanowi jeden z elementów fonicznych, Głos aktora jest traktowany jak instrument muzyczny, brzmienie słów nabiera dodatkowych znaczeń. Gest wyraża myśl, sposób chodzenia mówi o człowieku więcej niż autor w swoim komentarzu. Bogactwo działań spada na nieprzygotowanych, tak jak monumentalne dekoracje, które w finale zamieniają się w kupę szarych szmat, kryją martwego człowieka i żywe marionety.

Zanim jednak marionety ruszą do ataku, sekret, który Szalej, odchodzący mistrz błazeńskiej sztuki, ma wyjawić swoim podopiecznym, zostanie wyjawiony.

"Sekretem naszej sztuki, sekretem stuki, wielkiej sztuki, wszelkiej sztuki, która chce trwać... jest okrucieństwo."

Michel de Ghelderode (1898 -1962), flamandzki dramaturg, sposobem widzenia zbliżony do wywodzących się z tego samego kulturowego kręgu Breughela, Boscha - malarzy odrażających, ludzkich małości. Teatr Ghelderodego to teatr niejednoznaczny. Dramaturgia Ghelderodego to przede wszystkim teatr i to co w teatrze jest widowiskiem, a nie literaturą.

Ghelderode o teatrze

"... teatr jest w pewnym sensie sublimacją wszystkich czynów ludzkich, skarbnicą wszystkich naszych działań społecznych, mistycznych i filozoficznych. Wydaje mi się, że teatr jest pewnego rodzaju quasi-religijnym ideałem, ceremoniałem. W którym może znaleźć schronienie człowiek, który utracił zaufanie do wszelkich religii, wszelkich systemów społecznych i filozoficznych. Jego teatr jest gorzki. Tak, jakby to właśnie autor utracił zaufanie do świata.

Słowa "okrucieństwo" nie należy wulgaryzować. Nie o krew płynącą potokami tu idzie, ani o zwały trupów, ani o biczowanie. Okrucieństwo to sposób widzenia świata. I tylko tak można je pojmować. Sposób widzenia wiwisekcyjny niejako, przypominający działanie chirurga odsłaniającego kolejne warstwy ludzkiego ciała. Chirurga pracującego nad żywym, świadomym, czującym człowiekiem.

X

"..... Baudelaire mówił, że nasz stosunek do życia oscyluje między ekstazą a przerażeniem. Tak to właśnie jest najpierw uciekamy i zaraz potem wracamy. Gdy tylko gubimy samych siebie, robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby znów się odnaleźć. Gdy tylko odnajdujemy siebie, robimy wszystko, żeby od siebie uciec, by siebie zniszczyć..."

(fragmenty wypowiedzi Ghelderodego pochodzą z wywiadu udzielonego dziennikarzowi P. Hellyn)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji