Opowieść o nieudaniu
Takie teksty, jak "Parawany" Geneta, dają nam okazję do tego, abyśmy poczuli się lepiej. Egzystencjalne dno i stan upadku, w którym żyją ich bohaterowie, są na tyle sugestywne, że każda rzeczywistość pozatekstowa musi wydać się lepszą, a więc i nasze problemy maleją w porównaniu z tymi, które są udziałem scenicznych postaci, świadomie czy nie, Agata Duda-Gracz, autorka kaliskiej inscenizacji tej sztuki, wydobyła ten aspekt na światło dzienne. Ale co tam światło dzienne - z mroku uczyniła całą jaskrawość.
- "Wybrani" są o tym, co niemożliwe. O niemożliwości dogadania się. O niemożliwości miłości. O wszystkim tym, co nam się, niestety, w życiu nie zdarza lub zdarza się bardzo rzadko. O ludzkim mijaniu się. O tym, że ludzie doceniają się nawzajem dopiero wtedy, gdy się tracą. O współistnieniu umarłych z żywymi, przeszłości z teraźniejszością. Prawdę mówiąc jest to najtrudniejszy spektakl jaki robiłam do tej pory i to pod każdym względem. Dopisałam pięć scen, w tym ostatnią. Pojawiło się kilka nowych postaci. Dlatego to nie są "Parawany", tylko "Wybrani". Oni by chcieli być wybrani, ale to jest opowieść o ludziach ostatnich i najgorszych. Czyli o nas, bo dla każdego z nas jego dramat jest największy. To opowieść o małej wsi, do której przyjechał burdel. Pewien facet sprzedaje nawet dzieci, żeby mieć pieniądze na chodzenie do tego burdelu. Ten burdel działa jak narośl. To jest także opowieść o nieudaniu, bo zawsze musimy mieć obok siebie kogoś gorszego, żeby poczuć się lepszymi - opowiadała przed premierą twórczyni tego spektaklu, osoba młoda, ale sprawiająca wrażenie, że dobrze wie, czego chce i przeżywająca każdy szczegół tego scenicznego przedsięwzięcia. - Do tej pory uporczywie opowiadałam bajki, od punktu a do punktu f. W "Wybranych "jest inaczej - dodaje, przygotowując widza na narracyjne niespodzianki i niejednoznaczności. I rzeczywiście, jest w tym spektaklu sporo z poetyki snu, a dokładniej mówiąc - koszmaru. Czy ma on dla nas moc katharsis - to sprawa całkiem osobna i należąca bardziej do dziedziny psychologii odbioru niż do samego dzieła. W każdym razie nie spodziewajmy się po tym przedsięwzięciu żadnej, a tym bardziej łatwej rozrywki. Duży zespół aktorski, akcent padający na ruch sceniczny i urozmaicona scenografia, a także fakt, że nie siedzimy na widowni, lecz za główną sceną teatru, a więc niejako za kulisami, powodują, iż to przeszło dwugodzinne widowisko nie powinno nużyć. Jeśli nawet pojawia się wrażenie pewnej monotonii, to wynika ono raczej z tonacji samej sztuki niż z tego, co z nią zrobiła Agata Duda-Gracz i pracujący z nią aktorzy. Wśród tych ostatnich na pewno wyróżnia się, grający w Kaliszu gościnnie, choć dobrze nam znany choćby z telewizji, Witold Dębicki. Bardzo przereklamowany wydaje się natomiast Sebastian Pawlak, operujący wciąż tymi samymi chwytami w niemal każdym ze swych scenicznych występów. Przerysowane i nieskoordynowane ruchy, kojarzące się z pląsami somnambulika, by nie powiedzieć - paralityka, stały się już u niego drażniącą manierą. Kłania się tu stara prawda, że nie całą sztukę, tak jak i nie całe życie, daje się poprowadzić na "górnym c". I nawet nie powinno się tego próbować, jeśli mamy uniknąć niezamierzonej groteski.
I jeszcze uwaga na użytek tych, którzy "Wybranych" jeszcze nie widzieli, a mają to w planach: jak ostrzegają twórcy, spektakl przeznaczony jest dla widzów, którzy ukończyli 18 lat. Zawiera też silne efekty pirotechniczne.