Artykuły

Nie-święty Genet

Jean Genet to jeden z ostatnich poetes maudit, enfant terrible francuskiej literatury, nowe wcielenie Francoisa Villona. Ze średniowiecznym łotrzykiem i przestępcą łączy go nie tylko słabość do przekraczania prawa, ale trudne dzieciństwo i kariera literacka. Jak Villon był podrzutkiem, nieślubnym dzieckiem paryskiej prostytutki. Zakłady wychowawcze zaoferowały mu trudna szkołę przetrwania, po której nazywał siebie złodziejem i mordercą. Opinię publicz­ną oburzał jego immoralizm, obnoszenie się z homoseksualizmem w czasach, gdy w wie­lu krajach uznawano go za przestępstwo. W "Dzienniku złodzieja" pisze: " Kiedy moje lenistwo i marzycielstwo zaprowadziło mnie do domu poprawczego w Mettray, gdzie miałem pozostać aż do dwudziestu jeden lat ucie­kłem stamtąd i zaciągnąłem się na pięć lat do wojska, aby podjąć premię werbunkową. Po kilku dniach zdezertero­wałem zabierając z sobą wa­lizki należące do czarnych oficerów. Przez pewien czas żyłem z kradzieży, ale prosty­tucja bardziej odpowiadała mojej gnuśności. Miałem dwadzieścia lat". Genet za pióro sięgnął dopiero w zaciszu więziennej celi, gdzie trafił po dwudziestu wyrokach skazany na dożywo­cie. Jego teksty i talent docenił Jean Paul Sartre, którego uwznioślający esej "Święty Genet, aktor i męczennik" przyczynił się do powstania petycji pisarzy i w rezultacie uwol­nienia autora "Pokojówek". Artystyczny świat musiał przygotować się na przyjście dramaturga, który na scenę wprowadził samo dno społeczne, rzeczywistość prostytutek, przestępców, homoseksualistów. Codzien­ność marginesu społecznego stała się lu­strem, w którym przeglądnął się świat pra­wych i bogobojnych. "Każda z jego sztuk sta­nowi rytualną i namaszczoną ceremonię, któ­rej uczestnicy odprawiają nabożeństwo ku czci zła z tą samą żarliwością, z jaką święci czynią dobro. Zło zostaje wywyższone i uświęcone, występek jest jedyną cnotą, pie­kło jedynym rajem, ciemność jedynym świa­tłem" - pisze Paul Surer. Świat w dramatach Geneta żyje swoim własnym rytmem, odizo­lowany od rzeczywistości. Nieoceniany, po­zbawiony moralnych klasyfikacji, mimo wszystko nie razi perwersją. Ta misternie bu­dowana przestrzeń ma w sobie coś fantastycz­nego, ponadrealnego. Przypomina misterium, w które wtajemniczeni są tylko nieliczni - wybrani. Stygmat przestępstwa to jedyny bilet do tego świata.

"Czarne msze", celebrowanie perwersji i okrucieństwa, przemoc są sposobami Geneta na atakowanie powszechnych wyobra­żeń społecznych. Artysta celowo mnoży sy­tuacje odrażające, do rytualnych form odno­si się z nieskrywaną nie­nawiścią i po­gardą, by widz na spek­taklach nie czuł się kom­fortowo, miał wyrzuty su­mienia, czuł się nie tylko poruszony, zgorszony, ale i zraniony. Ge­net odkrył, że teatralne kon­wencje odpowiadają jego sposobowi patrzenia na społe­czeństwo. W teatrze każdą rolę społeczną można powiększyć, ośmieszyć, wymienić na inną. Nie interesuje go widz biernie poddają­cy się działaniu teatralnej iluzji, ale partner, który do spektaklu wnosi emocje. Dla drama­turga scena jest lustrem odbijającym skry­wane popędy i namiętności. Na scenie nie imituje się życia, ale bezwzględnie, demon­stracyjnie obnaża fakt, że życie bywa równie fałszywe jak teatr. Genet za pomocą gry zwier­ciadeł i odbić zasugerował, że wszystko na ziemi jest złudzeniem, kłamstwem, koszmarem. To co wydaje się rzeczywistością, jest tylko złudzeniem obnażającym inny pozór. Jak za­uważa Sartre, "ostatni z pozorów unierzeczywistnia wszystkie inne": ludzie są obrazami obrazów, widmami widm.

Odrzucony przez społeczeństwo Genet nadal wierzył w sens świata. W swoich dra­matach kreował na własne podobieństwo postacie buntowników, wyrzutków, przestęp­ców. Każdego z nich gloryfikował poprzez degradację poniżenie, upodlenie. W jego fi­lozofii odwróconych wartości zło staje się ideałem piękna, sposobem na afirmację po­zytywnych wartości. Według dramaturga mniej groźny jest jawny występek niż pozory uczciwości. Dla Geneta świat to nie tylko te­atr, ale tandetna maskarada, w której pod maską kryje się kolejna maska a prawda jest tylko iluzją. Po premierze "Balkonu" w piśmie teatralnej awangardy, "Encore", Charles Marowitz napisał: "seksualni zboczeńcy żyją swoimi urojeniami prywatnie i dlatego są nie­szkodliwi; reprezentanci społeczeństwa gra­ją swoje role publicznie, co z jednej strony robi z nich hipokrytów, z drugiej - ludzi bar­dzo niebezpiecznych."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji