Artykuły

Dzieje męża z ziemi Uz

Wyśpiewane czy­sto i pięknie. Skojarzone z "Pieśniami" Kochanowskiego, które brzmią w ustach Stanisławy Celiń­skiej jak poezja próby... najintym­niejszej, najbardziej ludzkiej.

"Księga Hioba", w przekładzie Czesława Miłosza i Kochanowski, Ce­lińska i muzyka Tomasza Bajerskiego, wszytko to kameralnie, w Piw­nicy Wandy Warskiej przy Rynku czyli na drugiej scenie Teatru No­wego.

Spektakl - nie spektakl, wieczór godny polecenia każdemu, kto spragniony wzruszeń i piękna. Po­ezja wysokiego lotu i filozofia cier­pienia, które jest po coś, które nie idzie na marne, które pozwala ra­tować człowieczeństwo.

Triumf aktorki, reżysera (Bohdan Cybulski), kompozytora, wielkiej po­ezji i wielkiej ludzkiej nadziei i wia­ry.

"De profundis", śpiewany monodram Stanisławy Celińskiej posiłkujący się tekstami z Miłoszowej "Księgi Hioba" i Kochanowskiego jest wiel­kim zwycięstwem sztuki nad sztam­pą. Arcytrudne musiało to być przedsięwzięcie, morderczo wyczer­pujące, ale efekt długo nie pozwala na powrót słuchacza i widza w krąg banalnego życia od dziś do jutra. Słuchanie dziejów męża z ziemi Uz, doświadczanego przez Boga tak okrutnie, smaganego nieszczęściami po to, by wypróbować jego wiarę i ufność w bożą nieomylność i mąd­rość, jest jak postój na górskiej wy­cieczce: powietrze czyste, przyroda, majestat natury, słowem - inna optyka emocjonalna.

Z literaturą tej miary co "Księga Hioba" można poczynać sobie tylko w sposób wysoce profesjonalny albo wysoce prywatny, pośrednich moż­liwości nie ma. Estradowe wykona­nie takich tekstów musi być wyko­naniem znakomitym, albo nie może w ogóle wchodzić w rachubę.

W kameralnej atmosferze Piwnicy Celińska daje koncert wielkiej klasy nie naruszając "prywatności" tych wyznań, ich człowieczej miary. "De profundis" to hymn na cześć nadziei: Hiob wierzy do końca, mimo zała­mań, że Bóg wie, co robi zsyłając na niego same klęski. Hiob nagro­dzony i pobłogosławiony wszelkim dobrem, mąż z happy endu w tym meczu Bóg - człowiek, to tylko człowiek, któremu oddano sprawied­liwość i ofiarowano zadośćuczynie­nie. To tylko Epilog, zamknięcie konstrukcyjne opowieści. Sensem jej jest wiara mimo rozpaczy, posłu­szeństwo mimo buntu, hartowanie poprzez cierpienie.

Kiedy powstała "Księga Hioba"? W V wieku p.n. erą, w III p.n. erą? Uczeni w piśmie dowodzą, że sam poemat - dzieło na pewno zbiorowe - powstał później niż Prolog i Epi­log oparte, być może, na ustnych przekazach. Żydzi, tak czy owak musieli być już po serii paru klęsk więc choćby po niewoli babilońskiej. Ich świadomość religijna zyskała na głębi. Temat z "Księgi Hioba": reflek­sje nad naturą zła i jego obecnością w dziele tworzenia - był już bardzo aktualny po rozproszeniu ludu Królestwa Judy, po ucieczce do Egiptu, po przewagach Babilonu.

Historia i mitologia, mitologia i religia, poezja i analiza natury czło­wieka i natury świata. Ze stopu wszystkich tych pierwiastków po­wstaje tekst o nieprzeczuwalnie uni­wersalnej wymowie: czyż zmienia się cokolwiek w naturze człowieka i w naturze świata, więc - dobra i zła?

Wiara w Boga w naszym wieku bynajmniej nie umarła, choć tak się wydawało wielu w latach poprzed­nich. Zresztą, czy tylko Bóg jest ad­resatem wiar i nadziei, marzeń i pragnień, zaklęć i odwołań? Laickie nasze czasy (czy naprawdę?) znają przecież tęsknoty za ładem i spra­wiedliwością, ideą nadrzędną, która zbawia, słowem: znają wiary. I za­ludniają je szeregi wyznawców, wśród których Hiobów bywa sporo. Najczęściej: bez happy endu jego hi­storii.

Notuję te myśli bezpośrednie, wy­wołane występem Stanisławy Celiń­skiej nie po to, by odkrywać prawdy dawno i dla wszytki eh oczywiste, ale dlatego jedynie, że ów wieczór skła­nia do takich rachunków, konstata­cji i osobowych refleksji. Skłania do

zatrzymania się w naszym pędzie po dobra konkretne - na minutkę choćby - i zastanowienia się: jak to z nami jest? Wierzymy w cokol­wiek, umiemy cierpieć świadomie, jaka jest nasza duchowa formuła na życie?

Wiem - duże słowa a okazja niby mała: tylko wieczór teatralny, a, prawdę mówiąc, i teatr to nie jest.

Czymkolwiek ten wieczór nazwać - jest prawdziwym przeżyciem i ucztą i wielkim sukcesem jednej z najlepszych naszych aktorek śpie­wających. Operując bardzo oszczęd­nymi środkami wyrazu, ściszeniami, skameralizowaną intymnością nie­mal, daje przecież uniwersalny, me­taforyczny wymiar temu, co śpiewa. Teksty, które powstały przed dwu­dziestu pięciu wiekami w dobitnym, wyrazistym przekładzie współcze­snego poety, oswajane głosem Sta­nisławy Celińskiej, stowarzyszone z kryształową polszczyzną Kochanow­skiego "chwalącego Pana" piórem człowieka renesansu - nie daje się tego porównać z czymkolwiek "na co dzień" bez popadania w patos i banał.

Trzeba i warto posłuchać Stani­sławy Celińskiej w Piwnicy przy Rynku. I można na to dawać słowo honoru bez jakiegokolwiek ryzyka.

Technicznie ten program aktorki to popis warsztatu dojrzałego, świa­domego środków i zamierzonych celów, rzetelnie precyzyjnego.

Artystycznie - przeżycie. Myślo­wo - czas refleksji nad naturą czło­wieka, w tym naszą własną, każdego z widzów z osobna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji