Artykuły

Chory z urojenia

NA ogół lubię chodzić na spektakle popremierowe. I na takich by­łem parę dni temu. I mogłem po­równać z przedstawieniem pierwszym, które było zabawniejsze. Myślę o "Cho­rym z urojenia", o którym Tadeusz Pa­trzałek tak zgrabnie napisał. Molier bawi nas od stuleci. I zabawa ta wcale się nam nie nudzi. Narzekamy na inscenizatorów, narzekamy na aktorów, ale do teatru idziemy. I słusznie. Bo Molier nie przestaje być szydercą, kpiarzem, złoś­liwcem, chłoszcze i kłuje, drażni i prze­drzeźnia. I warto przysłuchać się raz jeszcze jego językowi. Tym razem cały jad skierowany jest przeciw medycy­nie, przeciw głupawym cyrulikom jego epoki, a może nie tylko jego. Cała siła satyry uderza w pedantyzm, obłudę, ru­tynę. Chyba poczuli współcześni Molie­rowi potęgę jego pióra, którym przycho­dził w sukurs jasnym umysłom, kształ­tował mądre obyczaje, bronił prawdy i jasności przed pustą i nadętą frazeolo­gią medyczną. Miał do tego zresztą szczególne powody. Sam, na własnym ciele przekonał się, czym jest ogłupiają­ca rada pretensjonalnych cyrulików i aptekarzy. Dlatego w komedii czuje się puls gwałtownego oburzenia, sarkazmu i ironii. Warto to wszystko obejrzeć, choć wrocławska inscenizacja w Teatrze Kameralnym nie daje powodu do entu­zjazmu. Przede wszystkim spektakl jest przeinscenizowany, rozdęty, w wielu miejscach bałamutny estetycznie, mart­wy artystycznie. A ,,Improwizacja w Wersalu", to już zupełna pomyłka. To co miało być parodią, stało się nudą. Jednak kilka scen o dużym pięknie zbawia przedstawienie. Znakomity był Andrzej Wilk (Tomasz Biegunka) w scenie składania hołdu i wyrażania komplemen­tów pod adresem Anieli (Ewa Kamas). Brawo panie Andrzeju. Ta gra, to maj­stersztyk. Także popis aktorstwa wyso­kiej klasy dała Iga Mayer. No, i jeszcze jest coś ładnego. Stroje. Aż serce się raduje, kiedy człowiek patrzy na zharmonizowane z urodą pań, olśniewające pychą szaty Anieli i Beliny. Przyznaję, patrzyłem z zachwytem na arystokra­tyczną sylwetkę Ireny Remiszewskiej, podziwiałem krawca Ewy Kamas, nie da się ukryć, byłem pod wrażeniem sztuki noszenia strojony. Tu i ówdzie Matysik błysnął aktorstwem rodem z Witkacego, a jakże, dobrym, żywym, czy nawet go­rącym. Myślę, że warto mnie posłuchać i pójść na "Chorego z urojenia".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji