Artykuły

Operowa bajka samograjka

"Jaś i Małgosia" w reż. Roberto Skolmowskiego w Operze Podlaskiej. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Starodrzew na polecenie wstaje i szumi, dzieci naśladują dźwięk piły i szukają pierogów. A wszystko przy wtórze i z udziałem licznych instrumentów. Po operze narodowej i musicalu do repertuaru Opery i Filharmonii Podlaskiej doszła jeszcze propozycja dla najmniejszych dzieci - bajka muzyczna "Jaś i Małgosia".

Opera chce wychować sobie widza, pierwsza przymiarka udała się znakomicie. Dzieciaki reagują fantastycznie, po spektaklu nawet te, które nie znały instrumentów - już znają ich nazwy, i z wolna zdają sobie sprawę, jak ważna jest muzyka. Bo jeśli opowieść o muzyce właśnie podana jest w formie zabawy, doprawiona baśniowym klimatem i humorem - to powstaje nowa wartość, o której wiedzą nie tylko pedagodzy: oto rozbawione dzieciaki mają głowę pełną kolorów, ale też nazw i umiejętności.

I takie dziejstwo zachodzi też w przypadku bajki "Jaś i Małgosia" w reż. Roberto Skolmowskiego. To skądinąd w Białymstoku też nowa jakość. Spektakle dla dzieci - tych najmłodszych - kilka lat temu wprowadził Białostocki Teatr Lalek; cieszą się wielką popularnością, znoszą granice między widownią a sceną i wypełniają lukę w propozycjach teatralnych dla tych malutkich, jeszcze raczkujących dzieci.

"Jaś i Małgosia" to jeszcze inny kaliber. Oto powstała bajka muzyczna, w której instrumenty są równie ważne jak aktorzy, (ba, aktorzy są instrumentami!), bajka interaktywna (widzowie wciągani są do zabawy, maluchy wkraczają na scenę, bez nich akcja nie mogłaby pójść dalej), wreszcie integrująca (spektakl angażuje wszystkich pospołu, dzieci i dorosłych; drogi rodzicu, nie myśl sobie, że będziesz nieruchomo siedział) i edukacyjna (dzieciaki bawiąc się, uczą, a przy okazji dzięki nim uczą się również ci, którzy kiedyś będą pedagogami).

To właśnie studenci Wydziału Instrumentalno-Wokalnego Uniwersytetu Muzycznego, grając na instrumentach, witają maluchy w holu i prowadzą do sali kameralnej. Tam, gdy wszyscy już się usadowią, dzieci dostają instrumenty do ręki i zaczyna się: wspólne śpiewanie, wspólne granie, rozmowa o instrumentach, a na koniec prośba: "jak aktorzy będą potrzebować pomocy, to im pomóżcie".

W końcu czas na bajkę. A bajka - jako rzecze autor Jan Brzechwa - to samograjka, i w takim właśnie niezobowiązującym stylu, lekkim, przyjemnym i pełnym niespodzianek, jest prowadzona. Najpierw na scenę wbiegają... kontrabas i wiolonczela (dwaj aktorzy mają sprytnie wystylizowane kostiumy). Jeden wyjmuje smyczek, i grając na drugim aktorze, wydobywa z niego dźwięki. Potem pojawia się kolejna intrygująca dwójka: zwiewny flet i trąbka (za moment okaże się, że to Małgosia i Jaś). Wreszcie truchtem wbiega stadko łosi, które okazuje się orkiestrą i zasiada przy instrumentach z boku sali. Kontrabas rzuca jeszcze: "Chcecie bajki, oto bajka!" i zaczyna się już bajka należyta. A wraz z nią czarowna atmosfera baśni, w której wszystko jest możliwe. Jaś i Małgosia wędrują przez las, kwiaty rosną na oczach widza w górę, drzewa odwracają się o 90 stopni i okazuje się, że są z piernika, z góry zjeżdża klatka czarownicy. Wspaniała scenografia Małgorzaty Szostakowskiej to jeden z największych atutów spektaklu - cała przestrzeń wysłana jest trawą, pełno tu pagórków, z których można zjechać na kółkach, w tle zmieniają się wizualizacje, las jest piękny, za chwilę może zostać ogołocony z liści. Wszystko, w zależności od światła, aż pulsuje od kolorów. W tę przestrzeń wchodzą też widzowie, wystarczy, że Jaś i Małgosia zgubią kosz z pierogami, a już z najmniejszych montowana jest discovery group, który zagląda pod mostek, kwiatek i szuka kobiałki. Interakcja: aktorzy- widzowie to zresztą istota całego spektaklu - ci pierwsi co i rusz proszą tych drugich o pomoc, a ci drudzy przystają na to ochoczo. Naśladują różne dźwięki, tworzą szum lasu ("starodrzew też wstaje, to musi być puszcza, a nie jakiś las na Pietraszach" - woła żartobliwie jeden z aktorów do starszych widzów).

Instrumenty są tu kluczem do wszystkiego, i wszystko jest na swój sposób instrumentem: aktorzy, ich stroje, przedmioty (mama to wiolonczela w fartuszku, wilk to wielka trąba z wywalonym jęzorem, a tata-drwal z piłą to kontrabas z puzonem). Nawet kocioł czarownicy to odwrócony bęben, a klatka na dzieci to wielkie powiązane świstawki.

Z głową pełną instrumentów (i z cukierkiem) wychodzi się też ze spektaklu.

Najbliższe spektakle w operze (ul. Odeska 1): 18, 22, 23 i 24 stycznia o godz. 10. Bilety: 15 zł i 20 zł. W roli Małgosi występuje Monika Mączewska (na przemian z Hanną Różankiewicz), Jaś to Justyna Rożko. Tatę i Wilka gra Wojciech Schabowski, zaś mamę i czarownicę - Andrzej Danieluk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji