Artykuły

Widz wszystkożerny

W poszukiwaniu nowości ci sami widzowie potrafią odwiedzać bardzo różne teatry, np. Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego, autorską scenę eksperymentalną, i rozrywkową Syrenę - rozmowa z Karolem Wittelsem, współautorem raportu o publiczności warszawskich teatrów.

Roman Pawłowski: Piszecie w waszym raporcie o trzech rodzajach widzów: przypadkowym, regularnym i wiernym. Których jest najwięcej?

Karol Wittels, socjolog z fundacji Obserwatorium, współautor pierwszego raportu o publiczności warszawskich teatrów: Dominuje przypadkowy. Rzadko chodzi do teatru i nie jest przywiązany do jednego. Mnóstwo ludzi przychodzi do teatru, bo zostali zaproszeni przez partnera, partnerkę, znajomych albo dostali zaproszenie w prezencie.

A czego oczekują od teatru?

- Przede wszystkim, że zobaczą znanych aktorów na żywo i spędzą przyjemnie wieczór. Niektórzy chcą być zaskoczeni, szukają nowych treści kulturowych.

Ale ci sami, którzy szukają nowych treści, wymieniają wśród ulubionych sceny konserwatywne: Współczesny, Polonię, Narodowy.

- Rzeczywiście, nie chodzi tu o nowatorstwo, ale dosłownie o nowość, coś, czego się wcześniej nie widziało. W poszukiwaniu nowości ci sami widzowie potrafią odwiedzać bardzo różne teatry, np. Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego - autorską scenę eksperymentalną - i rozrywkową Syrenę.

To dobrze, że są tacy wszystkożerni?

- Nie umiem tego ocenić. Myślę, że to typowa postawa nowoczesnego konsumenta kultury, który lubi wszystko: i pop, i muzykę poważną, i kino, i teatr. Nie przywiązuje się do jednego gatunku czy nurtu artystycznego, biegnie dalej, próbuje trochę tego, trochę tamtego.

Jakie są konsekwencje takiej postawy?

- Z jednej strony uczestnictwo w kulturze demokratyzuje się, z drugiej - odbywa się to kosztem refleksji. Widzowie chodzą do teatru mniej świadomie, nie do końca wiedzą, co obejrzeli.

Współautorka badania Agata Siwiak zwraca uwagę, że warszawski widz nie jest krytyczny. Wszystko mu się podoba, niczego by nie zmienił w teatrze, a jeżeli już coś chciałby zmienić, to fotele na bardziej wygodne. To dobrze?

- Dyrektorzy teatrów mogą być zadowoleni, że ich publiczność nic nie chce zmieniać, ale to może usypiać. Jeden z naszych ekspertów porównał to z piciem coca-coli: kupuję napój, wydaję na niego pieniądze, więc trudno mi powiedzieć, że mi nie smakuje. Możliwe, że widzowie po prostu nie chcą się przyznać, że wydali spore pieniądze na coś, co im nie do końca odpowiada.

Współcześni odbiorcy kultury są zwykle bardzo aktywni, socjolodzy nazywają ich prosumentami, bo nie ograniczają się do odbioru, tylko sami tworzą kulturę, zamieszczając w internecie zdjęcia, filmy, teksty. Tymczasem z badania wynika, że publiczność w teatrze nie oczekuje niczego poza rozrywką. Czy to teatr narzuca ten jednokierunkowy sposób odbioru, bo jest anachroniczny, czy też wynika to z przyzwyczajenia odbiorcy?

- Być może publiczność po prostu nie wie, że może być aktywna w teatrze, bo nikt nie stworzył jej dotąd takiej możliwości. Teatr jest wciąż postrzegany jako instytucja w starym stylu. Dla badanych przez nas widzów "prawdziwy teatr" to teatr ze stałą siedzibą, w przeciwieństwie do nieposiadających siedziby grup teatralnych. Tych ostatnich badani prawie nie zauważają.

Zaskakujące, że mimo mody na wszystkożerność widzowie nie oczekują, że teatr zaoferuje im coś więcej niż spektakle. Nie są przyzwyczajeni, że do teatru można przyjść na film czy wystawę, spędzić trochę czasu w restauracji, a potem dopiero pójść na spektakl. Być może jest to związane ze specyfiką Warszawy z jej bogatą ofertą kulturalną. Inaczej jest w mniejszych ośrodkach, gdzie teatry mogą pełnić funkcję multidyscyplinarnych centrów kultury.

Zeszłoroczny protest "Teatr nie jest produktem/widz nie jest klientem" w kontekście waszych badań staje się protestem przeciw publiczności. Bo warszawska publiczność chce być klientem, i to zadowolonym, a teatr traktuje jako produkt umilający wieczór.

- Z raportu wynika, że jest konflikt między oczekiwaniami twórców a oczekiwaniami widowni. Trzeba jednak pamiętać, że większość z blisko 30 przebadanych przez nas scen to teatry środka i rozrywkowe, jak Roma, Kwadrat, Syrena, Komedia. Mało jest w Warszawie scen o wyrazistym programie, stąd takie wyniki.

Problem nie w tym, że widz jest klientem, ale jakim. Z naszych badań wynika, że często przypadkowym. Do teatrów przychodzi coraz więcej grup zorganizowanych, wycieczek, widzów z Groupona. W Teatrze Komedia ankieterzy odnotowali zabawną sytuację: widzowie nie wiedzieli, na co przyjechali. Nie znali tytułu sztuki, a na pytanie, co ich sprowadziło do teatru, kilka osób odpowiedziało, że przecież dzisiaj jest premiera. Tymczasem był to tytuł spektaklu - komedii Norma Fostera "Premiera". Z kolei w Teatrze 6. Piętro widzowie mówili, że przyszli na Kubę Wojewódzkiego. O przedstawieniu nie wiedzieli nic więcej.

Potrzeba więcej edukacji?

- Tak. Dobrze byłoby wydzielić w budżetach teatrów osobne środki na ten cel. Ważna jest także spójna polityka władz miasta, której efektem powinno być większe sprofilowanie teatrów. Wyrazistość będzie ukierunkowywać widza.

Czy jednak wyniki badania nie potwierdzają słuszności polityki teatralnej miasta, która konserwuje stary układ? Skoro teatry i tak są pełne, po co coś zmieniać?

- Można oczywiście zostawić wszystko tak, jak jest, iść z prądem, robić to, czego widz oczekuje, ale to grozi zamianą teatrów w komercyjne multipleksy. Jak widać po takich kinach, jak Muranów, Kultura, Luna, wciąż jest zapotrzebowanie na ambitne kino. Podobnie może być w teatrze. Skoro widzowie i tak chodzą, to dlaczego nie skorzystać z szansy i nie ukierunkowywać tego odbioru? Pytanie, czy teatry, które mają widzów, będą tym zainteresowane.

Czy możliwe jest modyfikowanie oczekiwań publiczności?

- Zawracanie Wisły kijem nie ma sensu, publiczność potrzebuje różnorodnego teatru. Nie można wszystkim proponować "Opowieści afrykańskich" Warlikowskiego. Ale próba sprofilowania teatrów w mieście by się przydała. Dla widza Dramatyczny czy TR Warszawa to po prostu teatry takie jak inne, kojarzą się raczej ze znanym aktorem, czasem z nazwiskiem reżysera.

Potrzebna jest także nowa strategia docierania do publiczności. Stare, oparte na materiałach promocyjnych czy recenzjach gazetowych, są coraz mniej skuteczne. Teatry zwracają się wciąż do tych samych ludzi, przekonują przekonanych. Trzeba wyjść poza ten krąg.

Z waszego raportu wynika, że krytyka teatralna nie odgrywa roli przy wyborze, na jaki spektakl iść. Widzowie kierują się głównie rekomendacjami znajomych. Powinienem złamać pióro, to jest klawiaturę?

- Nie, recenzenci powinni pisać inaczej. Tak, aby recenzja pomagała w wyborze spektaklu. W wywiadach i badaniach focusowych widzowie twierdzą, że nie czytają recenzji, bo niczego się z nich nie dowiadują o przedstawieniu. Albo więc ryzykują i idą na coś nieznanego, albo polegają na rekomendacjach. Wtedy mają większą pewność, że zobaczą coś, co jest w ich guście. Istnieje oczywiście grupa, która korzysta z recenzji, ale niewielka.

To gdzie powinienem recenzować przedstawienia, aby dotrzeć do badanej przez was publiczności?

- Najlepiej w programie Kuby Wojewódzkiego albo w telewizji śniadaniowej (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji