Artykuły

Uśmiech Fredry

Podobno nastały złe czasy dla teatru, ponieważ widzowie odwiedzają progi świątyni sztuki coraz rzadziej, a w związku z tym niebotycznie rosną dopłaty do każdego biletu. Odpowiednie dane finansowe przekazała nam niedawno nasza prasa. Myślę, że generalnie rzecz biorąc, widzowie chcieliby oglądać albo dobrze (czyli na ogół tradycyjnie) wystawianą klasykę, graną przez znakomitych artystów albo też taki repertuar, którego zawartość problemowa jest interesująca dla współczesnego Polaka.

Przedstawienie w Teatrze Polskim czyli "Damy i huzary" A. Fredry należy do gatunku tradycyjnej klasyki, bez udziwnień, ze stawką znakomitych aktorów. Anna Seniuk otrzymuje brawa przy pojawieniu się na scenie. Wielką radość wywołuje także Kalina Jędrusik czy choćby sercowe kłopoty Wiesława Gołasa. Ponadto ta sztuka Fredry napisana prozą nie stwarza dodatkowych kłopotów aktorom, jako że pozornie łatwe rymowanki imć Pana Aleksandra w istocie błyskawicznie demaskują braki warsztatowe - nawet tych najwybitniejszych. Komedia miała premierę z górą przed półtora wiekiem (1825), a więc napisał ją autor jeszcze przed dramatem kl eski powstania listopadowego, jeszcze wówczas, gdy wspaniała armia królestwa Kongresowego dawała złudę istnienia wojska narodowego. Sentyment do munduru, związany z młodzieńczymi przeżyciami braci Fredrów nie ograniczył jednak pola obserwacji poety i nieco złośliwych refleksji. Zarysował przecież w komedii parę kapitalnych typów: kapelana-safandułę, rębajłów-naiwniaków, łatwych do zwady - gdy w grę wejdzie byle spódniczka, zarozumialców, którym jakże łatwo jest wmówić wszystko, co tylko zechcą sprytne damy.

Na dobrą sprawą - wśród postaci owej komedii nie znajdujemy żadnej postaci pozytywnej, roi się bowiem od spryciarzy i kłamczuchów. Dom bez kobiet - zaprogramowany przez przyjaciół nader szybko staje się domem podporządkowanym babskim komerażom. Owej potędze kobiecości nikt nie ma odwagi się przeciwstawić, choć tak wiele padało wcześniej słów na temat mocnej męskiej przyjaźni. Być może, że w tej właśnie formie przekazywał eksnapoleoński playboy także i własne doświadczenia z brylowania w salonach i buduarach. Niejednokrotnie - jak to zresztą u Fredry bywa - gdy się głębiej zastanowić nad głębszym sensem dowcipów i sytuacji - robi się smutno.

Myślę, że tak właśnie odczytał komedię jej reżyser - Andrzej Łapicki i najbliżsi owego ideału reżysera okazali się Mariusz Dmochowski jako Major, Jan Matyjaszkiewicz w roli Rotmistrza i dwie Damy Anna Seniuk i Kalina Jędrusik, a także Grzegorz Wiesława Gołasa i Rembo Bogdana Baera. Fragment, w którym Baer wyjaśnia, dlaczego dojrzały weteran nie powinien się żenić z fertyczną młódką - to prawdziwy majstersztyk aktorstwa.

A ponadto za dużo było bieganiny, sztucznego ożywienia nieco "pod publiczkę" - jak to się ostatnio dzieje na naszych scenach. Ginęły w ten sposób niektóre kwestie, wypowiadane przez aktorów. Trudno też było uwierzyć, że para młodych jest w sobie szczerze zakochana. Odnosiło się wrażenie, że i oni mają własne pomysły na życie obok siebie, a nie ze sobą. Czyżby i tu działał magiczny urok mająteczku Majora, który zapisał swemu wybawcy? A może Fredrowskie wyznania miłosne okazały sią jut zbyt staroświeckie dla młodego pokolenia aktorskiego?

Bardzo piękna scenografia Łucji Kossakowskiej dla mnie osobiście miała jeden mankament: ahistoryczną kolorystykę strojów kobiecych. Trzeba zresztą oddać sprawiedliwość wszystkim trzem damom, iż znakomicie noszą historyczne kostiumy i umieją się w nich poruszać z prawdziwym wdziękiem, nie mają kłopotów z rekwizytami, czego nie da sią powiedzieć o najmłodszym pokoleniu.

Warto jeszcze także zanotować pewną dość szczególną sytuację, związaną zapewne z kłopotami z organizacją widowni. Byłam na przedstawieniu, które zostało w znacznej części wykupione dla spółdzielni czy może kursów szkolenia zawodowego, przeznaczonych dla szczególnego rodzaju inwalidów: ludzi niepełnosprawnych pod względem umysłowym. Trochę sią nawet obawiałam, czy ich zachowanie nie będzie przeszkadzało w odbiorze spektaklu. O ile jednak na samym początku ich obecność wydawała się nieco uciążliwa, to w miarę rozwoju akcji scenicznej reagowali coraz to bardziej prawidłowo, cieszyli się z dowcipów i komicznych sytuacji. Ciekawa jestem, czy aktorzy zdawali sobie sprawę, że tego niedzielnego wieczoru grają dla tak szczególnej i tak wdzięcznej widowni?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji