Artykuły

Kochany Panie Fredro

Kto wolno daje dwa razy daje. Teatr Polski dał premierę Fredrowskiej komedii kilka miesięcy temu, ale na afiszu pomieścił ją niespełna dwadzieścia razy. To tak, jakby szła od miesiąca. Obejrzałam dwudzieste właśnie przedstawienie - płynęło w klimacie wydarzenia, premierowej nowości, z reakcjami młodej widowni bliskimi, wrzenia. Wołania o bis i brawo jeszcze blisko dziesięć minut po opuszczeniu ulatującej ciągle w górę kurtyny.

Krotochwila Fredry bawi pokolenia od 160 lat. Czym bawi dzisiejszą młódź? Tych z dyskoteki i z Isaurą w herbie? Pójdźcie, zobaczcie. Powiecie: oto jest siła teatru. Nie wiem, czy młody widz docieka napoleońskich tęsknot, ukrytych w tekście, czy kusi go obyczajowość, komediowa raczej niż staropolska. Za to z cała pewnością porywa go teatralność, muzyka sceny, mistrzostwo aktorów. Jeśli - naturalnie - ogląda taki spektakl, jak w Teatrze Polskim.

Andrzej Łapicki słusznie tą teatralnością igra, podbarwiając wszelkie niuanse sytuacji i tekstu taktownie i smakowicie. No i cóż za obsada. W tym kształcie należałoby "Damy i huzary" z teatru Dejmka chronić przez dziesięciolecia, nie tylko przez jeden,czy dwa sezony. Zgoda, nie wszędzie jest to możliwe. Tu tak. Po kilku miesiącach od premiery, przedstawienie nie straciło niczego ze swej barwnej urody, tempa i werwy. Jest tajemnicą poliszynela, że do niewielu teatrów w kraju można by taką opinię odnieść... Ale też w niewielu można by tak Fredrę zagrać (ostatnie warszawskie "Damy i huzary" dawane były bodaj w Teatrze na Woli, pod prześwietną batutą Tadeusza Łomnickiego).

Tu, na Karasia, panem domu jest major Mariusz Dmochowski. Od czasu, kiedy odstąpił swój Teatr Nowy następcom, stronił od komediowej roli. Może miał rację? Teraz w dwójnasób zaskakuje i cieszy wdzięcznym rysunkiem postaci rozczulonego wiarusa, co - jak każdy mężczyzna - kobietom musi dać sobie zawrócić w głowie. Porusza się w doborowej swojej kawalarskiej kompanii, mitygowanej przez kapelana (Andrzej Szczepkowski), wspomaganej młodością porucznika (Waldemar Izdebski) i temperamentem Rotmistrza (Bogdan Baer).

Ale przecież damom honory pierwej oddać należy. Królują w tym przedstawieniu Anna Seniuk i Kalina Jędrusik. Scena nalotów Rotmistrza do Panny Anieli (Baer-Jędrusik) przejdzie do annałów teatru jako legenda finezji scenicznej i kunsztu aktorskiego. I Seniuk, i Jędrusik (szczęśliwie namówiona na powrót do teatru, świetną już w Eliocie, w Kameralnym) to dwa niezwykłe temperamenty sceniczne, dwa wulkany, tryskająca pomysłowością, komizmem, urodą. Tercetu dam dopełnia Pani Dyndalska (Łucja Żarnecka).

Wiadomą jest rzeczą, iż w tej komedii Fredrowskiej, nawet mała rola daje okazję do popisu aktorskiego. Takoż i w inscenizacji Łapickiego spotkamy wielkich aktorów wykonujących mniejsze zadania. Nieodparcie komiczny Wiesław Gołas jako Grzegorz, Lech Ordon jako safandułowaty, sympatyczny Rembo, para staropolskich Szwejków. Wdzięczne sylwetki młodych aktorek, jako stadko służących, dopełniają obrazu całości.

Całości smakowitej, zaiste. Łapcie ten wieczór w teatrze. Koniecznie trzeba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji