Artykuły

Perskie oko Pinokia

"Pinokio" na scenie! Wia­domo co to oznacza: tłumy dzieci, dobrą, acz głośną zaba­wę i długo nie milknące owa­cje. Taką frajdę zgotował dzieciom olsztyński Teatr Ja­racza. I - nietrudno się domyś­lić - spektakl ten, podobnie jak "Calineczka", pewnie dłu­go będzie gościł na miejscowej scenie.

Na tym stwierdzeniu można by właściwie poprzestać, jako że głównym adresatem są; dzieci i to one powinny występować w roli re­cenzentów. Kłopot w tym, że dzie­ciom w większości wystarczy taniec, śpiew i dużo koloru, by chwaliły spektakl. A tymczasem uwag o jego jakości uzbierałoby się sporo.

Zacznijmy zatem od samego po­mysłu. Otóż w olsztyńskiej insceni­zacji powieść Carlo Collodiego potraktowano dość swobodnie. Oczywiste, że tłumaczy się to prawa­mi sceny i dramaturgii, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w en spo­sób wiele uroku zatracił sam tekst. Literacka wersja przygód drewnia­nego pajaca była wyraźnie podpo­rządkowana logice zdarzeń i wypływającym zeń morałom. Nie nachalnym, broń Boże, ale dość jednoznacznie sformułowanym. Tymczasem w olsztyńskiej wersji ograniczono liczbę przygód Pinokia na rzecz ich widowiskowości, co w praktyce sprowadzało się do gęstego przetykania ich tańcami i piosenkami.

W rezultacie na atrakcyjności traciła przede wszystkim i tak nie­wyraźnie zarysowana akcja: często spowolniona i rozbijana przez nad­miar scenicznych ozdobników, a przesłanie spektaklu zacierało się w gmatwaninie słów i gestów.

W tak skomponowanej rzeczy­wistości gubili się także bohatero­wie, łamiąc narzuconą przez twórcę przedstawienia konwencję. Był to efekt niekonsekwentnego odejścia od psychologizacji postaci na rzecz bajkowego przejaskrawienia okreś­lonych cech. Jedynie lis i kot (Jo­anna Fertacz i Cezary Ilczyna) dokładnie wyczuli prawa bajki, czym zaskarbili sobie sympatię i wdzięczność młodej widowni, mi­mo że to oni właśnie niczym złe duchy prześladowali swawolnego Pinokia.

Równie dyskusyjny był pomysł obsadzenia Janiny Szczerbows­kiej w roli Pinokia. O ile bowiem można by machnąć ręką na tę za­mianę płci, o tyle nie sposób zigno­rować wysokiego głosu aktorki. W histerycznym krzyku i wybu­chających co chwila spazmach za­cierały się słowa i tekst stawał się nieczytelny. A to już poważny błąd warsztatowy, niedopuszczalny na profesjonalnej scenie. Takich potknięć było, niestety, więcej (np. chybiona kreacja sce­nicznej Wróżki - Ewy Ząbkiewicz). Najbardziej jednak ryzykowny wydaje się pomysł wy­korzystania w spektaklu czworga słuchaczy Studia Aktorskiego, któ­rzy wyraźnie odstawali na tle swo­ich kolegów aktorów. Spięci i stremowani (czemu zresztą trudno się dziwić) albo nazbyt szarżowali, zwłaszcza panowie, albo tracili tempo, odchodząc od narzuconego przez akcję rytmu. Za wcześnie chyba jeszcze na ich obsadzanie (pozą, być może, robieniem tła) w tak poważnych zadaniach aktor­skich.

Na szczęście, dzieciom nie­wielką to sprawiało różnicę. Ba­wił je każdy dowcip sytuacyjny, rozmaite gagi i aktorskie podsko­ki. Szkoda jednak, że aktorów zbyt często ponosiło i - by rozru­szać widownię - robili do niej per­skie oko. To za mało, żeby pokryć braki - mimo wszystko - koloro­wego widowiska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji