Artykuły

Norwid Hanuszkiewicza

- To jest mój poeta - powiedział Hanuszkiewicz, kiedy w przerwie rozmawialiśmy w garderobie Teatru Narodowego. I z pewnością ten osobisty stosunek twórcy przedstawienia do poezji Norwida zaważył na takim a nie innym tego przedstawienia kształcie.

Jest to przedstawienie porywające i pełne niezwykłych piękności. Jest to także przedstawienie, w którym myśl poety i jego filozofia - owa filozofia zawiła i trudna - rysuje się jasno, zrozumiale. Byłam na przedstawieniu urządzonym specjalnie dla młodzieży warszawskiego hufca harcerskiego. I - nie po raz pierwszy zresztą w "Teatrze Hanuszkiewicza" - widziałam, w jakim skupionym oczarowaniu młodzież chłonie słowo padające ze sceny. I urok scenicznego obrazu, i muzykę Kurylewicza; w jej takt najbardziej przejmujące liryki są przez aktorów śpiewane do mikrofonu.

Przygotowując teksty Norwida dla teatru, Hanuszkiewicz zupełnie pominął teatralne, dramatyczne utwory poety. Nie była to sprawa przekornej fantazji, lecz poważnych przemyśleń. Bo Hanuszkiewicz - chyba słusznie - uważa, że siła Norwida tkwi w jego utworach pozateatralnych. Ze sceny Teatru Narodowego słyszymy więc fragmenty "Promethidiona", "Czarnych kwiatów", ulotnych liryków, satyr, listów i innych pism, wreszcie fragmenty poematu "Rzecz o wolności słowa". To w części pierwszej. W części drugiej zaś - obok podobnych urywków pism i liryków - główną uwagę skupia "Wieczór w pustkach" i "Assunta". Taki układ tekstu tworzy w całości konstrukcję zadziwiającą: jest to mozaika, w której drobne i całkiem nieraz drobniutkie klejnociki - zarówno wierszy jak prozy (a proza brzmi tu jak najprzedniejsza poezja) okalają potężne w swej wspaniałości większe poetyckie bloki.

Największym osiągnięciem inscenizatora - poza takim doborem treści, że nawet widz, który powierzchownie zetknął się z twórczością Norwida, zdobywa wiedzę o jego poglądach filozoficznych, politycznych, społecznych i artystycznych, nie mówiąc już o zafascynowaniu urzekającym pięknem jego poezji - jest stworzenie z tych, jakże różnorodnych elementów widowiska w pełni teatralnego, stworzenie i ukazanie widzom dramat u, którego Norwid w tej formie sam nie napisał, lecz który przecież istniał utajony w całej jego twórczości. Hanuszkiewicz wydobył, pozbierał i złączył w przejmującą całość jego rozproszone okruchy.

Wrażenie idealnej, pełnej konstrukcji dramatycznej jest tym osobliwsze, że obie części przedstawienia różnią się od siebie dość znacznie. I to właśnie wyrazem teatralnym. Część pierwsza rozgrywa się w paryskim Salonie. Scenograf, Marian Kołodziej, wyposażył ów Salon w brązowawe ściany, pokryte rysunkami i autografami poety, w portret Chopina i w fortepian, który chopinowskim fragmentem podda ton pierwszym słowom "Promethidiona": "Taka rozmowa była o Szopenie..." Ta część jest inscenizacyjnie prosta, niemal surowa, statyczna. Dyskusja o sztuce przeplatała się ze wspomnieniem o Chopinie, z gorącą dyskusją o polityce, z gorzką oceną powstań, z żałosną lecz i szyderczą refleksją, Z sądem o sprawach narodu, który "wciąż nie jest społeczeństwem, lecz sąsiedztwem", który poniża i hańbi swych najlepszych przedstawicieli. Liryków tu mniej - ta część przedstawienia poświęcona jest raczej myślom niż uczuciom poety. Gorzkich prawd, jakich Norwid nie szczędzi społeczeństwu, słucha się ze ściśniętym sercem.

- Część druga - rozgrywa się w atelier artysty. Marian Kołodziej zbudował owo atelier na dwóch, a nawet trzech planach. Głąb sceniczna z rozległym podestem posłuży "Wieczorowi w pustkach", stamtąd też rozebrzmi (śpiewany do mikrofonu przez aktorów kolejno, po jednej zwrotce) finałowy wiersz: "Cos ty Atenom zrobił, Sokratesie..." W planie bliższym Conrad Drzewiecki rozegra swoje osobliwie piękne układy choreograficzne, na pierwszym planie wreszcie w scenerii rzeczywistego, ubogiego atelier pokazana zostanie historia Assunty. Tę część przedstawienia, bardzo urozmaiconą widowiskowo, rozjaśnioną sukniami dziewcząt w zmiennych światłach, wspaniale rozbudowaną muzycznie przez Andrzeja Kurylewicza, młodzież odbiera dosłownie z zapartym tchem. Najbardziej - przepiękny epizod "Assunty", Hanuszkiewicz, w ciągu całego przedstawienia dzielący z całym zespołem także trud aktorski, w "Assuncie" zaprezentował aktorstwo miary najwyższej, skupione i powściągliwe, a przez to tym więcej przejmujące. Ewa Pokas grała tak pięknie, że była jego godną partnerką. Obraz śmierci Assunty - dzięki doskonałości rozwiązania reżyserskiego i aktorskiego - jest naprawdę nie do zapomnienia.

Osobistym stosunkiem do s w o j e g o poety Hanuszkiewicz potrafił przejąć cały zespół. Wszyscy aktorzy - od seniora Kazimierza Opalińskiego począwszy, aż po najmłodszych: Anitę Dymszównę, Ewę Pokas, Ewę Skarżankę, Andrzeja Nardellego, wydają się z równym emocjonalnym zaangażowaniem przekazywać widowni jakżesz nowoczesną twórczość Norwida.

*

Norwid był już moim poetą, kiedy miałam piętnaście lat Lecz bardziej niż jego twórczością, przejęta byłam jego losem: nie spełnioną miłością, biedą, przypisaną zwykle największym artystom, śmiercią w przytułku, pochowaniem w zbiorowym, bezimiennym grobie. Myślę, że i Mozart nie byłby aż tak bardzo m o i m kompozytorem, gdyby nie umierał w nędzy i gdyby nie rzucono jego ciała do wspólnego grobu - nawet nie wiadomo gdzie.

Własny los Norwida stał się dopełnieniem jego proroczego wiersza:

Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, / że ci ze złota statuę*) lud niesie, / Otruwszy pierwej?...

Coś ty Italii zrobił. Alighieri, / Ze ci dwa groby*) stawi lud nieszczery, / Wygnawszy pierwej?... /

Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie, / że ci trzy groby we trzech miejscach*) kopie, / Okuwszy pierwej?...

Norwid był moim peta, głęboko nieszczęśliwym poetą, i postanowiłam go bronić. Broniłam źle. Najpierw atakiem na Mickiewicza, Słowackiego, Asnyka, Konopnicką, Kasprowicza - za to, że ich poezja jest gładka, swobodna, tak łatwo się czytająca. Potem broniłam Norwida jego własnymi wierszami, ale też źle. Chcąc przekonać innych, że jego poezja wcale nie jest niezrozumiała, sama wybierałam wiersze, fragmenty poematów łatwe i ładne. Podobne to było trochę do niefortunnej obrony Picassa, jego obrazów ze zdeformowanymi głowami, postaciami, przedmiotami. "Obrońcy" zachęcali do oglądania przedkubistycznych obrazów z okresu "błękitnego" i "różowego", kiedy Picasso malował "normalnie", zgodnie z przyjętą powszechnie konwencją. Jakby to tylko mogło być dowodem, że Picasso umie malować. Zabawne, że i sam Norwid niegdyś bronił się - w szyderczy nieco sposób - przed zarzutem niejasności i niezrozumiałości, wysyłając z Paryża do Poznania "Częstochowskie wiersze", które miały być dowodem, że poeta umie też pisać jasno i prosto.

Przejęta wielkim NIEZROZUMIENIEM Norwida przez jego - i moich - współczesnych, sama Norwida - mojego poety - nie rozumiałam, nie znałam. Do łatwych wierszy "przerabianych" w szkole przybywały nowe, "odkryte" przeze mnie. Szukałam - i odnajdywałam tylko to, co ważne było i współgrało z wrażliwością i wiedzą o świecie piętnastoletniej dziewczyny. Nie zauważałam i nie rozumiałam tego, co było ważne dla Norwida. I tego kręgu nie umiałam przekroczyć. Ale reprodukcja portretu poety wisiała wciąż nad moją półką z książkami.

Przełomowe spotkanie z Norwidem nastąpiło kilka lat później. Pożegnalne ognisko harcerskie. Piosenki, wiersze. Lutek Berger - sekretarz Juliusza Osterwy i aktor Reduty - recytował bardzo znany i bardzo lubiany "Fortepian Szopena''. Ostatnia piosenka harcerska i koniec ogniska. Zostaliśmy tylko my - czwórka przyjaciół: Lutek, Janek, Marian i ja. Przy dogasającym ognisku, pod rozgwieżdżonym, sierpniowym niebem Lutek Berger, oświetlając karty książki latarką, czytał trudnego Norwida: "A Dorio ad Phrygium".

Potem wybuchła wojna. Lutek Berger został zastrzelony na ulicy. Janek Błoński umarł skatowany przez gestapo. Marian Łobzowski zginął na tyłach armii niemieckiej, skacząc ze spadochronem z radzieckiego samolotu. Ocalało kilkanaście kartek z przepisanymi wierszami i fragmentami poematów Norwida. Nie rozstawałam się z nimi. W czasach pogardy wiersze Norwida były jak "na dnie popiołu gwiaździsty dyjament".

*

Przedstawienie w Teatrze Narodowym, tak bardzo ułatwiające zrozumienie Norwida, tak bardzo przybliżające widowni jego poezję, i to przedstawienie dla warszawskich harcerzy, nie mogło nie przywieść mi na myśl tych wspomnień z młodości. I nie mogło nie kazać mi zamyśleć się nad ostatnimi słowami, jakie padły ze sceny:

"Z rzeczy światu tego ostaną tylko dwie, dwie tylko: poezja i dobroć, i więcej nic. Szczęście, widzisz, mój drogi, jest i ojczyzna i ludzkość, jest i istna potęga sztuki!"

*) Sokratesowi w kilka czasów po śmierci jego Ateńczycy statuę ze złota postawili. Dante grzebany w Rawennie i we Florencji. Krzysztof Kolumb jest grzebany w Hiszpanii, w St. Domingo i w Hawannie (dopisek C. K. Norwida).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji