Artykuły

Rozterki owieczki Dolly

SZTUKA CARYL CHUR­CHILL, okrzyczana przez część krytyki brytyjskiej wielkim wyda­rzeniem, jest, niestety, utworem intelektualnie drugorzędnym. Autorka wprawdzie, wiedziona instynktem sceny, wybrała temat modny i dyskutowany, a miano­wicie moralne aspekty klonowa­nia, ale to nie uchroniło jej przed banałem i pozorowaną głębią.

Za głębię służy tutaj "rwany" dialog, w którym poszczególne niedokończone kwestie mają wi­dzowi sugerować, że chodzi o sprawy bardzo zawiłe i złożone. Oto bowiem Salter, ojciec odpo­wiedzialny za powielenie swego pierwszego syna, spotyka się z kilkoma "egzemplarzami", re­prezentującymi ten sam materiał genetyczny, pochodzący od pier­worodnego syna; ci zresztą spo­tykani to jedynie część większej całości: sklonowanych synów jest dwudziestu. Nie o liczbę tu jed­nak chodzi, ale o konsekwencję dla poczucia tożsamości, jedyności, o uczucia i prawa.

Wszystko to ładnie brzmi w ar­tykule czy polemice zaprawio­nych w bojach moralistów, na scenie jednak szeleści niemiło­siernie papierem. Zarówno wy­rzuty sumienia, jakie targają oj­cem, jak i problemy jego synów nie wyrastają ponad poziom roz­terek owieczki Dolly, które za­pewne poznalibyśmy, gdyby owieczka mogła przemówić. Za­miast etycznego thrillera science fiction z zaskakującym zakończe­niem otrzymujemy szkolne wypracowanko o tym, jak to nieład­nie klonować, chociaż... jeden z klonów bynajmniej nie przeży­wa z tego powodu żadnych wąt­pliwości czy też duchowego dys­komfortu. Po prostu jest. To jedy­ny moment, kiedy sztuka Chur­chill nabiera oddechu, ale na na­branie powietrza w płuca jest już za późno, bo to finał.

Nic dziwnego, że ta jałowa pu­blicystyka, obracająca się wokół kilku schematycznych pytań, musiała na scenie wypaść blado. Ani tak wytrawny artysta jak Władysław Kowalski nie potrafił wykrzesać z postaci Saltera ja­kichkolwiek żywszych barw, ani gościnnie występujący w roli trzech synów Cezary Kosiński nie odnalazł w materiale literackim dość budulca, aby stworzyć pełnokrwiste postaci. Reżyser Piotr Cieplak, który najwyraźniej uznał "Egzemplarz" za "Króla Leara", tyle że na odwrót (u Churchill sy­nowie są ofiarami, a ojciec ich po­gromcą), uległ wmówieniu, że można tworzyć dramat ze zdań ogólnych (a raczej ogólniko­wych) . Jedyna pociecha, że ta ka­napowa sztuka - aktorzy albo sie­dzą, albo obchodzą z rozmaitych stron dużą kanapę służącą za je­dyny element scenografii - nieza­wodnie padnie pod ciężarem pu­stosłowia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji