Artykuły

Malinowe bajki

"Bajka o Rozczarowanym Rumaku Romualdzie" Maliny Prześlugi w reż. Lecha Chojnackiego z Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu i "Pręcik" Maliny Prześlugi w reż. Zbigniewa Lisowskiego z Teatru Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Andrzej Lis, juror 19. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Właśnie takie, trochę uwodzicielskie, delikatnie zalotne, liryczne, z wewnętrznym uśmiechem określenie przylgnęło już do jej bajek. Czyta się bowiem i ogląda nie inne, a właśnie malinowe bajki! Te niekoniecznie jeszcze gotowe do wystawienia, ale już z wszelkimi pomysłami, postaciami, z całymi światami wymyślonymi i przeczuwanymi. Z posłaniami i przesłaniami. Pomyślane z charakterem, znajomością wyobraźni najmniejszych, czuciem materii literackiego i scenicznego tworzywa. Wystawia się te malinowe bajki opowiedziane w dowcipnych, inteligentnych dialogach. Zapisane w żywotnych scenach, przepełnionych ciekawymi, oryginalnymi postaciami. Prowadzące przez niespotykane krainy i niecodzienne sytuacje. Zaczynają najczęściej swoje istnienia w niespodziewanych miejscach i prowadzą do nieoczekiwanych rozwiązań. Myśli się o malinowych bajkach jak o owocach zastanawiająco dojrzałych i nad wyraz smakowitych. I oczywiście nie znaczy to wcale, że te malinowe bajki to jakieś wyjątkowe cukierki, wyrafinowane przysmaki czy pachnące ciasta. To raczej dania o dość osobliwych właściwościach. Pachnące świeżością, odkrywczością smaków, uwodzicielskimi zapachami. Ktoś je wymyśla, przysposabia, podaje i na dodatek z uwagą śledzi ich działania i losy. A ci, którzy je oglądają mają - o czym często mogłem się przekonać - pełne poczucie, że mówi się o ich sprawach, o ich świecie, ich wyobraźni, ich językiem.

Malina Prześluga ma wiele talentów. Skupmy się teraz na trzech z nich: na wybieraniu i konstruowaniu postaci, na dostrzeganiu i opisywaniu światów niespotykanych dotąd w bajkach, na wciąganiu najmłodszych odbiorców w nadspodziewanie poważny dyskurs o życiu, jakby nieproporcjonalny do bajkowej natury. Te przede wszystkim cechy pozwalają autorce na tworzenie własnego, oryginalnego świata.

W konkursach dotychczas mieliśmy jej cztery najciekawsze bajki. W tegorocznym "Bajkę o Rozczarowanym Rumaku Romualdzie" (na zdjęciu) z Wałbrzycha w reżyserii Lecha Chojnackiego i "Pręcik" z Torunia w reżyserii Zbigniewa Lisowskiego. Ta pierwsza powstała najpierw jako opowiadanie. "Bajka o mnie? To musi być jakaś pomyłka." Tak zaczyna swoją opowieść bohater, który nie wierzył dotąd, że może być bohaterem. Bo jakże by to się miało stać skoro Rumak Romuald wyznaje, że jest rozczarowany. "A dlaczego jestem rozczarowany? Bo odbyłem już sto wypraw, wożąc stu różnych bohaterów z bajek (a musisz wiedzieć, że niektórzy są grubi i ciężcy), uratowałem dziewięćdziesiąt dziewięć królewien (bo jedna zakochała się w smoku i nie dała się uratować), a nikt nigdy o mnie nie pamięta! [] I nigdy mnie nie ma w napisach końcowych." Chyba nie było aż tak źle skoro z opowiadania przedostał się za sprawa autorki na scenę. Zupełnie odwrotnie niż jakiś nieznany koń, za którego znany król w jeszcze bardzie znanej sztuce chciał dawać kiedyś królestwo! Ale tamten koń wiedział zapewne, że to oferowane królestwo jest mniej warte niż garść siana i na scenę się nie pofatygował. A koń Prześlugi i owszem. Jest. Z determinacją na scenie się pojawił, zechciał na niej pozostać i pokazać swój niezłomny charakter i czyn, który pomoże mu stworzyć z siebie prawdziwego bohatera. I nie dlatego, że dzielnie będzie zmagał się z drwinami, kpinami z docinkami postaci ze starych bajek, ale dlatego, że dopnie celu. Choć cel, jakim jest spieszenie na ratunek, zapewne jest szlachetny, to jednak okazać się może nie tak aż wielki jak to w bajkach często bywa. Ale może jego zrealizowanie samo w sobie jest największym wyzwaniem?

Kiedy Urszula Raczkowska grająca Rumaka Romualda wkracza na scenę, z zamaszystym końskim ogonem na głowie, z małą drewnianą figurką konika na biegunach w ręku niczym z buławą, przytupując paradnie nogami jakby rozpoczynała defiladę, ma tak naprawdę przede wszystkim wielki strach w głosie i lęk w oczach. Wszystko co jest do zrealizowania przed nią wydaje się bardzo nieprawdopodobne. A jednak się udaje! A jeśli tam na scenie udaje się na przekór, to może i na widowni komuś z najmniejszych coś się uda. Jeśli bardzo w siebie uwierzy!

Toruński "Pręcik" to niezwykła przypowieść o odchodzeniu opowiedziana z perspektywy kilku przedmiotów służących na co dzień małej dziewczynce. Dla pary kapci, budzika, poduszki, pluszowego misia każdy dzień życia z dziewczynką jest podobny do wczorajszego i podobny do jutrzejszego. Te same zajęcia. Rutyna codzienności. Jednak pewnego dnia okazuje się, że dziewczynki nie ma. I wtedy wszystko tak naprawdę się zaczyna. W małe codzienne przyczajenia wkradają się niepokoje. Potęgują się rozmaite domysły, przypuszczenia, pytania, żale i nadzieje. Coraz bardziej nieuniknione staje się uświadomienie sobie najbardziej bolesnej prawdy, że może stało się coś najgorszego i mała bohaterka odeszła na zawsze. Reżyser opowiada najmłodszej widowni o czymś co naprawdę jest trudne do przekazania: o śmierci. Ale mówi - za Prześlugą - że aby tajemnica śmierci mogła być dotknięta, trzeba równolegle dostrzec dobrodziejstwa czułości, przywiązania, a może nawet miłości. Tylko w takiej równowadze człowiek najmniejszy i największy może egzystować. I tylko taka równowaga nie wywołuje paniki czy strachu, a daje szanse na zrozumienie. Tę piękną i mądrą bajkę zespół Baja Pomorskiego rozegrał z pełną świadomością tego co robi. Z godną szacunku konsekwencją, determinacją, starannością i kulturą. Na widowni czuło się, że wiedzą - choć przecież nigdy nie mogą być pewni - że wyszło!

W konkursowych zmaganiach Prześluga dała się poznać najpierw Najmniejszym balem świata z poznańskich Animacji w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego. To było o buncie i gniewie najmniejszych, o wysyłaniu rodziców "w kosmos". To oni, najmłodsi bohaterowie najlepiej wiedzą co jest dla nich dobre, a co złe. Co mają robić, a czego nie. A gadanie rodziców zawsze jest głupie i beznadziejne. Do momentu, aż ich zabraknie. A wtedy, najzupełniej niespodziewanie okaże się, że bez nich się nie da. Ani głupio ani mądrze. I wielką drogę trzeba wtedy odbyć, aby ich odzyskać. Ta dość prosta przypowieść miała niespodziewaną siłę oddziaływania. Stała się swoistym, nowym przymierzem rodzinnym i teatralnym.

W ubiegłej edycji mieliśmy Blee z rzeszowskiej Maski w reżyserii Laury Słabińskiej, wówczas studentki reżyserii w białostockiej Akademii Teatralnej. To mądra opowieść o tym, jak wykluczeni, zmarginalizowani, skazani na gorszy świat na "pętli" bohaterowie, odkrywają, że na tym wygnaniu, w więzieniu można poczuć się wolnym, a nawet spełnionym. Nigdy nie jest łatwo uwierzyć w siebie, ale dla bohatera Prześlugi to zawsze jedno z najważniejszych wyzwań. I jedna z najpiękniejszych niespodzianek, kiedy udaje się temu wyzwaniu sprostać. To tak jak odkrywanie świata wtedy, gdy wszystko naokoło się zmieniło, ale przecież my wciąż w nim istniejemy. Czy rzeczywiście? Czy tylko pozornie? Czy więcej zależy od innych czy od nas samych? A może od odnowionych i na nowo odzyskanych relacji? Pytania z Blee kierowane są w pierwszej kolejności do dziecięcej publiczności. Brzmią nieomal egzystencjalnie. I bardzo poważnie. Ale czyż nie najpoważniejszą widownią jest młoda widownia, szczególnie wtedy gdy traktuje się ją poważnie i rozmawia z nią na serio.

Talenty Malina Prześluga ma niewątpliwe, ale i trochę szczęścia też. Należy do pokolenia wnuczek Krystyny Miłobędzkiej, Joanny Kulmowej, Jana Wilkowskiego i do sióstr Marty Guśniowskiej i Roberta Jarosza. Najwidoczniej co drugie pokolenie jest zdolniejsze. Miała od kogo się uczyć i ma z kim konkurować. Na sceny wprowadza ją, poza jednym bodaj spektaklem, pokolenie rodziców. Zapewne troskliwe, opiekuńcze, ale jak to często bywa, nie do końca rozumiejące własne artystyczne dzieci. Ale najlepiej ma nasz teatr dla najmłodszych, że pojawiło się w nim kilku bardzo zdolnych autorów. I trzeba się cieszyć, że teatr tak chętnie korzysta z tego dobrodziejstwa.

Nie w każdym bowiem czasie powstają malinowe bajki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji