Artykuły

Wesoło, ale nudnawo

Przez półtorej godziny po scenie snuje się Cudzoziemiec (grany przez Tomasza Lulka), który przerabia kurs polskiego dla niezaawansowanych i próbuje zrozumieć Polaków. Cudzoziemiec to Francuzem, to Niemcem, to Rosjaninem jest. Zmieniają się czasy, ubiory, ale noszące je postaci ucieleśniają wciąż te same polskie archetypy. Jest tedy Polka Cierpiąca (Mirosława Lombardo), Polka Konfrontująca (Grażyna Krukówna), Polka Walcząca, która mogłaby też nazywać się Nawiedzona (Teresa Sawicka), Polka Reprezentująca (Ewa Skibińska), Polak potrafi (Paweł Okoński), Polak rozumi (Bogusław Kierc), Polak chce (Stanisław Melski), Polak wie (Edwin Petrykat), Polak doskoczy (Henryk Niebudek). Występuje cała galeria archetypowych postaci, nadętych, pociesznych, śmiesznych i żałosnych zarazem. Wykreowali je aktorzy dobrzy i wyraziści. Jest na czym oko zawiesić, są powody do śmiechu. Nie brak satyry, co na odlew chlaszcze. A jednak nie ma teatru. Przed laty, kiedy polskie uniwersytety słynęły teatrami, studenci, na złość władzy i cenzurze - nauczyli się robić aluzyjny, poiityczny teatr z niczego. Było takie przedstawienie (zwało się chyba "Szłość samojedna"), w którym posługiwano się tylko jednym czasownikiem "iść", odmiennym w różnych osobach, czasach, trybach, wypowiadanym z rozmaitymi akceniami, w zmiennych intonacjach i sytuacjach. Publiczność natychmiast kupiła konwencję. Aktorzy mówili z patosem: "Poszliśmy! Zaszliśmy! Doszliśmy??!", a widownia turlała się ze śmiechu, w lot przyswajając aluzje, nawet gdy ich nie było.

Po wielu latach tę formę zabawy w teatr przejęły i udoskonaliły niektóre szkoły teatralne i sceny profesjonalne. Inscenizowano z powodzeniem zapomniane piosenki, bajeczki dla dzieci, regulaminy wojskowe. Rozwijając i doskonaląc taką zabawę, Strzelecki stworzył własny odrębny teatr. Dowiódł, że jest to coś więcej, niż pomysł na jedno czy drugie przedstawienie. Ale wbrew pozorom jest to formuła trudna, szybko zużywająca się, trzeba ją wzbogacać, co niełatwe. Wszelkie wtórności rażą.

Takim piętnem wtórności są naznaczone skecze i scenki "Kursu polskiego", zbudowane na rozmówkach dla cudzoziemców, uczących się naszego języka. Choć Wojtyszko nie powtarza dosłownie ni innych, ni siebie, rzecz jest mało świeża. Widz dość szybko rozwiązuje podsuniętą mu teatralną łamigłówkę, po czym robi się dosyć banalnie i nudno.

Być może w odbiorze młodszych widzów, dla których taka teatralna zabawa ma posmak nowości, rzecz przedstawia się lepiej, choć z kolei ta część widowni może mieć nieco kłopotów z rozszyfrowywaniem historycznych archetypów i aluzji. Odnotowuję wszakże, iż na premierze żywsze reakcje przedstawienie wywoływało wśród młodzieży. Chętnie bym przyjął poprawkę, że jest lepiej, niż sądzę. Ponieważ jednak piszę we własnym imieniu, muszę wyznać, że tym razem Wojtyszko do mnie nie trafił, co zdarza się (i - mam nadzieję - będzie się zdarzało) rzadko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji