Arszenik na dobry nastrój
Sztuka Josepha Kesselringa pt. "Arszenik i stare koronki" śmieszy od lat 40. ubiegłego stulecia, w wersji filmowej z Cary Grantem weszła do kanonu komedii. Polska publiczność nie przestaje wspominać znakomitego spektaklu telewizyjnego w gwiazdorskiej obsadzie. "Koronki" mogą jednak straszyć urokiem ramoty. Dwie starsze panie lubią częstować swoich gości porzeczkowym winem zaprawianym arszenikiem. Swoje bohaterki, siostry Brewster, Kesselring obdarza humorem i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Samotni pukający do ich domu są konsekwentnie truci. Bo po co dalej mają się męczyć... Kolejne groby Teddy, bratanek podający się za Napoleona, kopie w piwnicy staruszek. Gdy "cesarz" dmie w trąbkę bojową i idzie przeprawiać się przez Berezynę, to znak, że padł kolejny trup.
A jednak sztuka się broni. Nadal śmieszą dialogi, nadal wciąga zakręcona intryga, a postaci dramatu, dziwne, nie wydają się papierowe. Do tego świat wykreowany na scenie przez Jana Buchwalda muszką trąci. Reżyser poważył się na rzecz dzisiaj wielce niepopularną: zaufał tekstowi. Niczego nie uwspółcześniał, nie wsadzał w nowe formy, nie szukał kluczy interpretacyjnych. W tym przedstawieniu śmiech jest śmiechem, zakochani są zakochani (Mortimer Karola Kręca i Helena Agnieszki Kubies), a starsze panie najnormalniej życzliwe, nawet jeśli nieprzewidywalne (Krystyna Horodyńska i Bożena Remelska). Czytelną koncepcję wspierają kostiumy i scenografia Wojciecha Stefaniaka - też zwyczajne, "z epoki".
Powstał układ harmonijny, który zdeklarowanych eksperymentatorów może nawet śmieszyć - ale tylko taki pozostaje klasyczny. Jedyną "ekstrawagancją" Buchwalda są intermedia do standardów Orkiestry Glena Millera. Scenki w wykonaniu tancerzy pod kierunkiem Moniki Bieniek oprószają całość czarem bajki. Ktoś wyraźnie puszcza do publiczności oczko: "Weź wszystko w cudzysłów i zabaw się razem z nami".
Reżyserowi udało się coś jeszcze - porwał za sobą zespół. Na scenie nie ma wprawdzie wielkich kreacji (jedne z najciekawszych stworzyli Krystyna Horodyńska - Abby Brewster i Lech Wierzbowski - Jonatan Brewster), ale rekompensuje to wspólna, dobra praca od pierwszej sceny do makabrycznego happy endu. Aktorzy nie wychodząc ze swoich ról, świetnie się bawią, grają równo, konsekwentnie prowadzeni przez reżysera. Nadzwyczaj poważny pozostaje tylko zbzikowany Teddy w wykonaniu Adama Szymańskiego. Ale jeśli ktoś co chwilę przeprawia się przez Berezynę, to nie ma się też czemu dziwić...