Artykuły

Sztuka laureata Nobla jest dziś jak whisky rozcieńczana wodą

"Zmierzch długiego dnia" w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

W "Zmierzchu długiego dnia" Krystyna Janda zdecydowanie lepiej wypadła jako aktorka niż reżyserka.

Jeśli aktorzy marzą, by ich sztuka nie pozostawała obojętna dla widzów, to ostatnią premierę w warszawskim Teatrze Polonia można uznać za sukces. W toksycznej rodzinie, o jakiej opowiada Eugene O'Neill w "Zmierzchu długiego dnia", z największym odzewem spotykał się grany przez Rafała Fudaleja chory na gruźlicę syn Edmund.

Taką wspólnotę kaszlu rzadko można usłyszeć w teatrze. Na każdą przerywaną kaszlem kwestię młodego bohatera współodczuwająca widownia reagowała spontanicznie nawet w najdalszych rzędach. Natężenie kaszlu było tak wielkie i spontaniczne, że w którymś momencie pomyślałem, że przydałby się lekarz.

W znacznie lepszej kondycji byli na szczęście pozostali bohaterowie, a zwłaszcza matka grana przez Krystynę Jandę. Tę postać i tę sztukę wybrała na swoje 60. urodziny. Jako aktorka zaprezentowała się bardziej przekonująco niż reżyserka. Potrafi być zabawna, kiedy jako Mary Tyrone mówi, jak nienawidzi teatru i że nigdy nie mogłaby być aktorką. Potrafi wzruszać, gdy ocierając się o bergmanowską nutę wspomina o swym nieprzystosowaniu do współczesnego świata.

Ten nastrój fatalistycznej niemożności i daremności dominuje nad wszystkimi postaciami rodziny Tyrone. Wszystko dzieje się w przepięknej i po raz pierwszy tak rozbudowanej w Teatrze Polonia scenografii Magdaleny Maciejewskiej.

Polska premiera sztuki O'Neilla wyreżyserowana w 1961 roku w Katowicach przez Jerzego Jarockiego była wydarzeniem. Potem z sukcesem pojawiały się kolejne inscenizacje, w których w rolach rodziców wystąpiły gwiazdy tej miary co Władysław Hańcza i Zofia Mrozowska, Gustaw Holoubek i Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Maja Komorowska i Andrzej Łapicki. Dziś jednak utwór ten mocno zwietrzał.

Naturalistyczny wizerunek pogrążającej się w otchłań morfinistki i jej rozpitego męża Jamesa, terroryzującego rodzinę skąpca (ciekawa rola Piotra Machalicy), tragedia synów: chorego na suchoty wrażliwego Edmunda czy jego brata - szmirowatego, trzeciorzędnego "aktorusa" kabotyna (Michał Żurawski) to wciąż aktualny wizerunek rodziny patologicznej.

Sztuka mistrza dramatu amerykańskiego i laureata Nagrody Nobla ponad pół wieku temu uchodziła za głęboko wstrząsającą i poruszającą sumienia widzów. Dziś wydaje się nieco wypłowiała. Jest jak whisky, którą bohaterowie opowieści nieustannie rozcieńczają wodą, by nie przyznać się do swego pijaństwa ojcu rodziny.

Krystyna Janda jako reżyserka powinna tekst O'Neilla znacznie skrócić i zdynamizować. Wtedy ta opowieść robiłaby większe wrażenie. Teraz tytułowy dzień staje się naprawdę długi i z niecierpliwością czekamy na jego zmierzch.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji