Artykuły

Wach-Malicka i "Miłość w Konigshutte"

"Miłość w Konigshutte" stała się problemem politycznym, a nie scenicznym. I tylko niekiedy ktoś zwrócił uwagę, że burza zaczęła się od słów recenzentki, która oceniała wartość artystyczną sztuki.

Spektakl "Miłość w Konigshutte" miał być szczytowym osiągnięciem Ingmara Villqista. A wyszedł koszmarny twór o rapsodyczno-patetyczno-wiecowym charakterze, który w finale miesza sztukę z polityką spod znaku Ruchu Autonomii Śląska - takie słowa pióra recenzentki Dziennika Zachodniego Henryki Wach-Malickiej pojawiły się w DZ w kwietniu. Było jasne: burza nadciąga.

Oczywiście, twórcy bielskiego Teatru Polskiego odżegnywali się od związków z polityką. Część środowiska broniła teatru, część śląskich działaczy uznała to za atak polityczny z antyśląską obsesją pani redaktor w tle. O sprawie musiała się wypowiedzieć każda partia, warszawscy publicyści zajmujący się Śląskiem wsiedli na swojego konika i pocwałowali w kierunku udowadniania, że RAŚ może wszystko i to źle. Wkrótce "Miłość..." stała się problemem politycznym, a nie scenicznym. I tylko niekiedy ktoś zwrócił uwagę, że burza zaczęła się od słów recenzentki, która oceniała wartość artystyczną sztuki. Niektórzy zgadzali się, że wartość ta była niewielka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji