Berlin zamiast Soho
Bożyszczami tłumów bywają niekiedy postaci szemrane, których ostatecznie los doświadcza tragicznie. Śpiewogra Bertolta Brechta "Opera za trzy grosze", wystawiona na koniec sezonu przez Teatr im. W. Bogusławskiego w Kaliszu, zapewnia jednak takiej historii komfortowy happy end.
Usadzonemu w fotelu teatru nad Prosną, nasuwała mi się nieodparta refleksja, że dobrych zakończeń niektórych historii mamy zbyt wiele - czego przykładem niezachwiane kariery polityków oskarżanych o protekcję, fałszywe zeznania czy szpiegostwo. A Mackie Majchrów, którzy drwią sobie z prawa, korzystając z uległości jego stróżów, można spotkać nie tylko na scenie. Sfraternizowanie Mackie Majchra z szefem londyńskiej policji budziło jak najgorsze skojarzenia z niedawną wspólną napaścią złodziei samochodów i zaprzyjaźnionych z nimi kaliskich policjantów na jedną z miejscowych redakcji.
Do najbardziej smutnych wniosków skłania mnie jednak refleksyjna koncepcja reżyserii "Opery..." zaproponowana przez Jana Buchwalda. Stworzył on bardziej romantyczny kryminał, osadzony w ciężkiej atmosferze Berlina lat 20. - niż roztańczony, pogodny musical z barwnego, londyńskiego Soho. Kaliska widownia śmieje się więc z rzadka i nieśmiało.
A szkoda, ponieważ dynamiczni, wiernie śpiewający i tańczący młodzi którzy chyba bardziej odnaleźliby się w "Operze" w stylu "West Side Story" niż w trzygodzinnych, wiktymologicznych rozważaniach. W połączeniu z monotonnym muzycznym lejtmotywem Kurta Weilia - stawały się one po prostu nużące. Dekadencki nastrój potęguje jeszcze scenografia, bardziej pasująca do dramatów Singera. W efekcie zamiast tanecznej komedii otrzymaliśmy przydługą, refleksyjną operę.
No cóż, to reżyser rządzi przedstawieniem, a nie aktorzy, więc może dlatego mało zaangażowana wydawała mi się gościnna gra Wojciecha Wysockiego (Makie Majcher), aktora warszawskiego, mającego przecież w dorobku wiele dobrych ról. Mówiło się przed premierą o tym, że z wieloma pomysłami reżysera się nie zgadza.
Zaskoczył natomiast, również grający gościnnie, Jerzy Górny (Jonatan Peachum). Ten były aktor kaliskiej sceny przed pięcioma laty odszedł oskarżony o złe gospodarowanie finansami 31. Kaliskich Spotkań Teatralnych (których był dyrektorem). Dyrektor Górny bardzo się wtedy skompromitował, więc teraz aktor Górny starał się zrehabilitować dobrą grą. I trzeba przyznać, że mu się to udało.
Na scenie wyróżniają się też rywalizujące o względy Mackie Majchra kobiety: Monika Szalaty (Jenny-Knajpiarka), Agnieszka Dzięcielska (Celia Peachum) i Izabella Szela (Lucy Brown) - które stoczyły miły dla ucha pojedynek wokalny - oraz subtelny szef policji Lech Wierzbowski. Mimo chwilowych słabości w tempie kryminał Buchwalda pozwala jednak wytrwać do końca. Duża w tym zasługa świetnego śpiewu i gry całego zespołu, który dał z siebie wszystko.