Artykuły

Magda Piekarska poszła do więzienia na Kleczkowską

Od trzech lat co roku jeden grudniowy poranek rezerwuję sobie na wizytę w więzieniu. Wsiadam do taksówki. "Na Kleczkowską" - rzucam. Kierowca lustruje mnie badawczo. Po dziesięciu minutach jazdy nie wytrzymuje i pyta: "Mąż czy narzeczony?". "Teatr" - odpowiadam. Chyba mi nie wierzy. Ale nie dziwię się - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Teatralna mapa Wrocławia jest od dawna pełna niespodzianek. Mieliśmy teatr na dworcu i w wieży ciśnień. Mamy w dawnym browarze. I w działającym więzieniu przy ul. Kleczkowskiej. W obsadzie osadzeni, wśród nich prawdziwe najczarniejsze charaktery. Praca nad spektaklami ma być dla nich terapią. I faktycznie sprawia, że spod skorupy wychodzi na zewnątrz ten rodzaj emocji i wzruszeń, który dotąd nie miał ujścia.

Jeśli ktoś wątpi, że sztuka ma głębszy sens niż dostarczanie estetycznej przyjemności, tych chwil luksusu dla wybranych, że dziś katharsis to nie tylko wyświechtane pojęcie z podręcznika historii teatru, powinien wybrać się na Kleczkowską.

Przed błękitną bramą jest nas 30. Zimno - zbijamy się w ciasną kupę i przytupujemy w śniegu, żeby się rozgrzać. Mija pięć minut i ruszamy pod eskortą jednego z wychowawców. Telefony komórkowe i dowody osobiste do depozytu. Zatrzaskują się za nami pierwsze, drugie, trzecie drzwi. Korytarz i metalowymi schodami w górę. Ciemna sala na końcu. Czuję się jak w klatce.

Więzienny teatr pod kierownictwem Elżbiety Golińskiej i Marka Tybura działa na Kleczkowskiej od czterech lat. W tym czasie powstało 12 przedstawień. Najprościej rzecz ujmując, spektakle, które co roku w grudniu można oglądać w jednej z sal zaaranżowanych na teatralną scenę, dzielą się na kobiece i męskie. W tych pierwszych panie wprost mówią o tym, co je boli i za czym tęsknią. Faceci twardsi są, więc żeby dogryźć się do tych emocji, trzeba rozpracować metaforę. Tym razem w "Ślepcach" opowiadają o grupie ociemniałych, którzy sami się pozbawiają piękna świata, zakładając ciemne przeciwsłoneczne okulary.

A panie w "Poławiaczach deszczu" mówią o swoich najskrytszych marzeniach. "Chcę iść boso po trawie mokrej od deszczu, aż znowu zaświeci słońce. Chcę cieszyć się jego blaskiem i ciepłem. I patrzeć, patrzeć " - mówi prześliczna Marzena Jakubisiak (29 lat, na Kleczkowskiej od zeszłego roku, skazana na 12 lat, twierdzi, że za kradzieże), której więzienny teatr daje namiastkę uwolnienia. A Katarzyna Nojszewska (30 lat, skazana na 8, wyjdzie w styczniu przyszłego roku) chciałaby zamiast zmartwień dawać bliskim radość: "Spaceruję po tęczy kolorowej moich marzeń. Tych, co kocham, biorę za rękę i po niej prowadzę ze starannie wymalowanym uśmiechem na ustach. Chcę być klownem".

Te zespoły aktorskie nie mają stałego składu, choć kilka osób tworzy ich trzon - jak choćby autor "Amoku" Krystian Bala, który pojawia się już w kolejnym spektaklu. W "Poławiaczach" rozpoznaję Basię (28 lat), którą widziałam dwa lata temu w "Tańcach naszych codziennych". To jej czwarta odsiadka - mówi, że trafiła tu za kradzieże. Jej życie wywróciło się do góry nogami, kiedy jako trzynastolatka dowiedziała się, że została adoptowana. W wieku 17 lat zaszła w ciążę - dziś jej córkę wychowuje przybrana matka. A sama Basia nie jest pewna, czy ma do czego wracać.

Elżbieta Golińska pamięta, jak przestraszyła się, kiedy po raz pierwszy zobaczyła Basię - śliczną dziewczynę z warkoczem do pasa, tatuażem na twarzy i zimną stalą w oczach. Poproszona o zagranie małej etiudy, złapała aktorkę z całej siły za ramię i powiedziała: "Proszę pani, ja tak naprawdę jestem strasznie nieśmiała". Bezwzględność okazała się pozorem, maską, za którą skrywa się totalna bezbronność.

- Wszystko w życiu zmarnowałam, nic nie osiągnęłam - mówi mi. - Nie trzeźwiałam, odkąd skończyłam 13 lat. I dopiero teraz przyszli tu ludzie z wolności i pozwolili mi zrobić coś pięknego. Pani Ela i pan Marek dali mi to, czego nie dostałam nigdy wcześniej - poczułam się ważna.

To dzień wyjątkowy - premiera. Bukiety kwiatów, łzy wzruszenia, podziękowania. Łatwo dać się ponieść nastrojowi chwili i uwierzyć, że teatr będzie udaną terapią dla więziennych aktorów, że coś zmieni w ich życiu. Golińska i Tybur przez cztery lata nauczyli się, że tak proste to nie jest. I że w więziennym teatrze pracuje się mimo i wbrew wszystkiemu. Np. bez gwarancji, że aktorka tuż przed premierą nie zmaluje czegoś, co zamknie jej drzwi na salę prób.

Na Kleczkowskiej łatwo nabawić się klaustrofobii. Czuję ulgę, kiedy brama zamyka się za mną z głuchym łoskotem. Stoję na zalanej słońcem ulicy. Oddycham głęboko. Basia musi poczekać na taki moment jeszcze dwa i pół roku. Co zrobi ze swoim życiem, kiedy zatrzasną się za nią błękitne drzwi?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji