Artykuły

Przedwczesne świętowanie w Plamie

"I będą święta" w reż. Piotra Ratajczaka Teatru Konsekwentnego w Warszawie, gościnnie w Teatrze w Blokowisku w Gdańsku. Pisze Jarosław Kowal na portalu Gdansktown.pl.

Monodram "Kim jest Wiera Gran" (wystawiany w Plamie przy okazji tegorocznego Monobloku) przekonał mnie, że to właśnie bezpośrednie spotkanie z emocjami wyłącznie jednej osoby ma największą siłę oddziaływania na próbującego ukraść fragment cudzej (często fikcyjnej) biografii widza. "I będą święta" to kolejny spektakl o wysokim stopniu zagrożenia wywołaniem melancholii lub w najłagodniejszej postaci refleksji. Działa jak terapia, która mimo że boli to w ostateczności przynosi satysfakcję.

Męczy mnie Smoleńsk - to nie jest deklaracja polityczna, nie opowiadam się za żadną ze stron sporu. Najzwyklej w świecie czuję się zmęczony dominacją jednego tematu w politycznym dyskursie. Uwieranie jest do tego stopnia intensywne, że wyleczyłem się z oglądania kanałów informacyjnych, a nawet wieczornych serwisów. Nie wiem jaka jest prawda; nie wierzę, że jako przeciętny Kowalski (tyle, że bez "ski") mogę ją poznać i nawet nie chcę jej znać. Najbardziej wkurza mnie jednak to, że pisząc te cztery zdania naraziłem się tysiącom osób, z którymi dzielę jeden kraj. Wystarczy kilka komentarzy o nie byciu "prawdziwym Polakiem", kilka kontrkomentarzy z pytaniami o kryteria i wojenka gotowa. Przygotowując się do pisania tego tekstu poświęciłem niemal cały dzień na znalezienie dyskusji związanej z wydarzeniami z 10 kwietnia 2010 roku, która nie przerodziła się w opluwanie inwektywami - bezskutecznie.

Tekst Piotra Rowickiego to unikat, który każdy nadpobudliwy poseł, członek partii i ideologiczny fundamentalista powinien czytać ze zrozumieniem zaraz po przebudzeniu. Może to dlatego, że mimo oczywistych aluzji nie pada słowo "Smoleńsk", a może to siła obnażania kruchości ludzkich osobowości. W końcu wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny...

Spektakl w reżyserii Piotra Ratajczaka stroni od rekwizytowego przepychu, ściśle koncentruje się na postaci wdowy po "ważnej osobistości". Nieustający monolog obnaża przed publicznością osobę z krwi i kości, bez odczłowieczających przerysowań i skupiania się na wyłącznie metafizycznym aspekcie żegnania tragicznie zmarłego członka rodziny. Widz nie musi brnąć w filozoficzne bagno zdolne jedynie do otumanienia go wtórnością wywodów.

W ciągu około godziny (daję na to gwarancję) każdy odnajdzie w kobiecie granej przez Agnieszkę Przepiórską cząstkę siebie. Może będzie to tęsknota za kimś, kogo się straciło, a może zupełnie prozaiczne zaplątywanie choinkowych światełek. Radzenie sobie ze śmiercią nie jest ciężarem przeznaczonym wyłącznie na barki poetów-myślicieli...

W analogii między scenariuszem a życiami widzów kryje się komediowe oblicze tekstu. Osoba rozumiejąca język polski, ale żyjąca w innej kulturze nie poczułaby siły dowcipu zawartego w "I będą święta". Nie ma tutaj wymyślnych tekstów zdatnych do powtarzania na szkolnym korytarzu, śmieszy automatycznie pojawiająca się myśl "ja też tak miałem". Nie zdradzę jednak konkretnego przykładu - cały tercet tworzący spektakl wykonał tak znakomitą robotę, że żadna recenzja nie będzie nawet blisko oddania wyjątkowości relacji wytwrzającej się między aktorką a publiką.

"I będą święta" zmusza widzów do podglądania intymnej sytuacji przechodzenia ze stadium do stadium - od zaprzeczenia, przez gniew, aż po akceptację. W tym pierwszym aktorka publicznie rozsypuje się. Autentyczność łez w oczach i drżącego głosu wymusza rzeczywiste współczucie, a nawet chęć zaoferowania pocieszenia. Przypuszczam, że zafiksowanie treści na tym etapie w końcu zmusiłoby kogoś do wskoczenia na scenę i przekazania uścisku nadziei. Gniewne wspominanie traktowania przez zmarłego męża, a także grzebanie w jego rzeczach, odczarowały atmosferę na rzecz niemal komedii. Natomiast zgoda z nieodwracalnym losem i zadeklarowanie się po stronie zwolenników życia ponownie wyciskają łzy, tym razem pozytywnego wzruszenia.

Ogrom nagród jakie trafiły do Agnieszki i dwóch Piotrów absolutnie nie jest na wyrost. Jeżeli miałbym wskazać jeden monodram jaki w życiu trzeba zobaczyć to byłby właśnie ten - za poruszającą aktorską ekspresję, świeże podejście do trudnego tematu zdającego się mieć tylko dwie strony sporu, realizację bez zarzutów... może poza jednym - "Knockin' on heaven's door" w wersji Boba Dylana jest bez porównania lepszym utworem od przeróbki Avril Lavigne. Niemniej "I będą święta" powinny być (w moim odczuciu) obowiązkowo wystawiane w szkołach, uczelniach i przede wszystkim w sejmie (najlepiej kilka razy dziennie).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji