Magiczne okno chłopaka Plątaka
Trawestując znaną maksymę powiem: takie będą teatra, jakie ich o młodzież staranie. Obowiązku edukacji młodego widza nie można zrzucić tylko na teatr Miniatura, a samemu zająć się wyłącznie np. "teatrem dla ludzi". Dbać o przyszłego widza muszą wszystkie sceny a dbają raczej kiepsko.
Z tego obowiązku teatr Wybrzeże nie może wykpić się Wybrzeżakiem. Opera - nie samym " Dziadkiem do orzechów" ma dzieciarnię przygotowywać do "Tannhausera". (Co ze znakomitym "Latającym wiatrakiem", zagranym tylko kilka razy?). Muzyczny... właśnie spełnił swój futurystyczno-patriotyczny obowiązek. Jego musical "Okno mistrza świata" to produkt stuprocentowo polski - pierwszy plus. Od libretta, przez muzykę, reżyserię, scenografię i choreografię - wszystko polskie. Wykonawstwo to plus drugi. Trzeci - właśnie za poświęcenie uwagi młodemu widzowi. Trzy plusy to więcej niż trzy plus, to bardzo dobrze.
Opowieść jest o tym, jak to pewien chłopiec, pragnąc z całych sił zostać mistrzem świata w podbijaniu piłki głową, niechcący stłukł szybę, jak potłuczone okno i piłka poszybowały w nieznaną przestrzeń, jak Plątak (pragnąc z całych sił...) ich poszukiwał, dokąd te poszukiwania go zawiodły i jak nie zawiodły go te poszukiwania, bo dzięki nim poznał mieszkańców Krainy Wyobraźni...
"Okno mistrza świata" nie ma właściwie słabych punktów (może poza rwącą się miejscami fabułą, drobnymi dłużyznami); jest dziełem w pełni zespołowym. Grają tu nie tylko pierwszoplanowe postaci: Plątak, Kotka, Lew, Gaduła, ale i cały zespół, również baletowy ba, gra nawet orkiestra. Czyli wszystko gra. Trudno kogokolwiek wyróżnić. Chyba że autorkę libretta, Barbarę Stenkę, prawie debiutantkę w tak poważnej roli.
Okazuje się więc, że i bez tuzów Broadwayu tudzież wygów spolszczania można stworzyć całkiem przyzwoity musical "made in Poland". No, może ustępujący ciut światowym standardom... I jeszcze jedno. Na premierze było więcej widzów niż VIP-ów co zdarza się rzadko. Oby nam się takie okazje trafiały częściej!