Dopełnienie miłości
Bohaterką opowiadania Musila "Dopełnienie miłości" jest Klaudyna żyjąca w harmonii duchowej i fizycznej ze swoim mężem, która pożąda jednak miłości perwersyjnej. Dlatego też daje ona upust swoim popędom zdradzając męża z przypadkowym mężczyzną. Brzydzi się i pragnie tego zarazem. Autor skupił się na pokazaniu "rzeczywistości duszy" głównej postaci. Tym tropem poszedł również Zbigniew Maciak. Ale chociaż w opowiadaniu zacierają się granice między projekcjami wyobraźni Klaudyny i rzeczywistością, następują zawirowania czasu, wydaje się ono klarowne. Nie można tego natomiast powiedzieć o spektaklu. Reżyser przełożył partie narracyjne na wydumane, a w konsekwencji nieczytelne działania sceniczne. Chciał przekazać skomplikowaną filozofię wpisaną w ten tekst, ale nie znalazł sposobu, żeby przeszczepić ją na grunt teatru. Patrząc na aktorów miałam wrażenie, że poruszają się oni w świecie abstrakcyjnych pojęć, nie mając podstaw do zbudowania ról. Zaowocowało to brakiem porozumienia między sceną i widownią. A szkoda, bo utwór ten - najogólniej rzecz ujmując - opisuje zagubienie człowieka przełomu wieków. To dobry moment dla tej literatury, bo i nam przyszło żyć w podobnym czasie.