Artykuły

Zapiski z Boskiej Komedii. Co po piekielnej "Burzy"?

Mija półmetek bardzo emocjonującej i ciekawej Boskiej Komedii. Czas zatem na pierwsze wrażenia - pisze Gabriela Cagiel w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Przez pierwsze festiwalowe dni mogliśmy oglądać czyśćcowe prapremiery krążące w tym roku wokół Niedowiary - "Niewiernych" Piotra Ratajczaka, "Karła, Down i inne żywioły" Wiktora Rubina, "Pietę" Zenona Fajfera, "W pewien sierpniowy wieczór. Trailer przedstawienia" Radosława Rychcika, "Jezusa Chrystusa Zbawiciela" Michała Zadary i "UFO. Kontakt" Iwana Wyrypajewa.

Zatrzymajmy się przy trzech ostatnich. Rychcik w "Trailerze", który właściwie mógłby stanowić całość, rozsadza widzów na materacach. Otaczają ich ściany zbryzgane czerwoną farbą. A akcja przenosi w świat ostatnich wydarzeń ery hipisowskiej. Widzimy Polańskiego z ciężarną Sharon Tate, Johna Lennona, wreszcie Charlesa Mansona na czele sekty zakochanych w nim dziewczyn (zresztą nie tylko - w grupie jest też chłopak). Wszystko w klimacie szaleństwa. Rychcik odtwarza mechanizmy - próbuje pokazać, w jak dalekim stopniu dyskurs kochania sankcjonuje zbrodnię. Bo przecież mordują Tate dla niej. Bez zbrodni byłaby tylko kiepską aktorką o pięknym ciele. Całość ciekawi i niepokoi.

"Jezus Chrystus Zbawiciel", czyli koncert, który proponuje Zadara, przenosi historię Chrystusa we współczesne realia. Pyta, jak ktoś, kto głosi jedynie pacyfistyczne idee, może zagrażać komuś na tyle, by chciano się go pozbyć. Koncertowa forma może być zarówno siłą, jak i słabością spektaklu. Bo chociaż jest ciekawym zabiegiem formalnym, to zawartość pozostawia niewiele miejsca na zaskoczenie, nowe odkrycia. Jakby Zadara prowadził widzów od początku do końca za rękę.

Po zobaczeniu najnowszego spektaklu "UFO. Kontakt" Iwana Wyrypajewa nie dziwię się już, dlaczego Bartosz Szydłowski, dyrektor artystyczny Boskiej Komedii, mówił o metafizycznej fanaberii, wprowadzając w ostatniej chwili ten spektakl do programu Niedowiary. Przedstawienie rozpoczyna się listem od Wyrypajewa, który tłumaczy, że pierwotnie miał to być film. Chciał porozmawiać z normalnymi ludźmi ("o ile normalność istnieje"), którzy mieli "kontakt", nakręcić o tym film. Zabrakło jednak funduszy. Aktorzy wcielają się w role kolejnych ludzi doświadczających spotkania z obcymi. Ze spektaklu nie dowiemy się jednak, jak oni wyglądali, jakim statkiem przylecieli, ani jakie ślady w zbożu pozostawili. Jest za to wiele o tym, co czuli ludzie, doświadczając "kontaktu", i jakie to miało dla nich konsekwencje. Odkrywają zatem, że świat wcale nie jest taki skomplikowany, ale nie dane jest nam się o tym przekonać, że żyjemy w ciągłym zgiełku i chaosie, a potrzebujemy spokoju, że życie jest drogą etc. Na końcu bańka pęka. Nie wiemy, czy wierzyć Wyrypajewowi, ale zresztą - jak pada w spektaklu - jakie ma znaczenie to, czy reżyser to wszystko zmyślił, czy nie ? Spektakl jest magiczny i faktycznie może oświetlać promieniami nadziei grudniowe teatralne szaleństwo.

W sobotę przyszedł czas na kolejne festiwalowe części - "Paradiso" i "Inferno". "Burza" [na zdjęciu] Shakespeare'a w reżyserii Mai Kleczewskiej rozpoczęła konkursowe zmagania. I zmiotła nie tylko piach rozsypany po scenie, ale i część widzów. I to już w pierwszych scenach. Bydgoska produkcja to dramat, jednak potwierdzają się zapowiedzi organizatorów - bardziej rodzinny niż fantastyczny. Z Szekspira pozostał tylko szkielet - kluczowe obrazy, fragmenty przypominające o relacjach na linii ojciec - córka, pan - niewolnik, sceneria, wreszcie motywy tytułowej burzy i snu.

Spektakl rozpoczyna monolog panny młodej. Zaraz później scena, w której nowo powstała rodzina gromadzi się przy stole. Ale coś nam nie pasuje. Czy nie powinien być suto zastawiony? A są na nim tylko dwie butelki czystej, którą zaraz oplują się małżonkowie. Przez kontrakt przebija ból i fałsz, a może zobojętnienie? A dalej zaskakująco, nielinearnie, wielowymiarowo. Przenosimy się w czasie. Panna młoda paraduje w kostiumie kąpielowym, a ojciec nieporadnie zakłada niepasujące na nią spodnie. Druga, trzecia para. Pojawiają się dźwięki z rozgrywanego na playstation meczu piłkarskiego. Hałasy, wrzawa, głuche uderzenia potęgujące wrażenia. To, co początkowo może przypominać perwersje, wyuzdany erotyzm, momentami skrywane przed światłem dziennym patologie, Kleczewska obraca wniwecz. Pocałunek nie jest pocałunkiem, dotyk, zbliżenie, wszystko to wyprane zostaje nie tylko z jakiegokolwiek romantyzmu, ale nawet z pożądania. Bohaterowie przypominają dzieci, które nie potrafią poradzić sobie z życiem.

W spektakl wpleciono sny i skrywane lęki, traumy, emocje samych aktorów oraz widzów, mieszkańców Bydgoszczy. W finale bohaterowie wypowiadają słowa, traumy, z którymi chcą się pożegnać, które kierowały ich postaciami. W bardzo prosty sposób domyka to skomplikowaną konstrukcję przedstawienia. Wyjątkowe wrażenie robi scenografia. Siedząc w Łaźni Nowej, doświadczamy tropikalnej ulewy przemieniającej podłoże w błoto, a nawet piaskowej burzy.

Kleczewska rozpętała piekielną burzę. Rozbudziło to oczekiwania wobec kolejnych konkursowych spektakli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji