Repetycje teatralne
"Nie mówiłem nigdy nikomu o motywach, które skłoniły mnie do pozostania na Zachodzie. Kiedy pytali mnie dziennikarze - odpowiadałem im najgłupiej, jak tylko umiałem; wreszcie odczepili się ode mnie. Nie umiałem odpowiedzieć, dlaczego opuściłem mój kraj, ponieważ nie opuściłem go nigdy" - pisał Marek Hłasko w "Pięknych, dwudziestoletnich" wydanych w 1966 r. przez Instytut Literacki w Paryżu. W autobiograficznej powieści pełnej gorzkiej autoironii opowiadającej o życiu Hłaski w latach 50. w Polsce, a później w pierwszym okresie na emigracji.
Niezwykła to autobiografia, bowiem fikcja miesza się z prawdą, złośliwa plotka z wnikliwą analizą znanych mu środowisk, groteska z dramatem. Pisarz tworzy w niej własną mitologię wielkiego romantycznego buntownika "odwilży", cygana i lumpa polskiego Października, który z młodego dwudziestoletniego robotnika stał się w ciągu kilku miesięcy pisarzem - idolem czytelników, wydawców, filmowców. W 1958 roku otrzymał nagrodę literacką Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. I jako już uznany pisarz wyjechał na stypendium do Paryża. W czasie podróży po Europie chciał przedłużyć ważność paszportu. Dostał odmowę, a w "Trybunie Ludu" napisano, że "na międzynarodowym rynku kultury antykomunistycznej pojawiło się nowe nazwisko - Marka Hłaski". Pozostał na Zachodzie do końca swoich dni.
"Piękni, dwudziestoletni" mimo upływu lat nadal mają smak owocu zakazanego. I choć "Czytelnik" wydał "Utwory wybrane", tej i innych książek "zapomniano" wydrukować. Tym bardziej należy cieszyć się z adaptacji, której dokonał reżyser Andrzej Czerny wybierając najistotniejsze wątki powieści. Jak dotąd jest to jedyna w kraju oficjalna i zatwierdzona przez cenzurę prezentacja "Pięknych, dwudziestoletnich".
Jednocześnie widzowie mają okazję obejrzeć piękny spektakl, zrobiony oszczędnymi środkami. Na scenie kilka prostych stolików i krzeseł, jak z knajpy, wieszak, maszyna do pisania, okno. I oni. Najważniejsi. Aktorzy. Bronisław Wrocławski (gościnnie) i Ryszard Kotys oraz Paweł Okoński jako harmonista pojawiający się tylko kilka razy na scenie.
Aktorzy wcielają się w kilkanaście różnych postaci, na zmianę stają się Markiem Hłaską. I robią to wspaniale. Prawdziwy popis aktorstwa... Czas na widowni cofnął się. Myśli pisarza nasycone treścią są bardzo prawdziwe. Widzowie przeżywają kolejne etapy życia Hłaski. Jego optymizm. Protest. Rozpacz. I śmieją się, chwilami gorzko, z anegdot, złośliwości, celnych przytyków, karykaturalnych postaci z wyższych sfer... A tragiczny finał budzi lęk. Jak jego "Pętla".
Marek Hłasko jako pierwszy z pisarzy zamerykanizował socjalistyczną prozę. Wprowadził zbuntowanego bohatera, który pokazuje życie takim, jakim ono jest, a nie jakim chciano by je widzieć. Konkretnego człowieka, a nie tłum. Jego proza obronną ręką wyszła z próby czasu. Nadal jest czytana i choć może już nie budzi takich emocji jak przed laty, jest podziwiana. Marek Hłasko jest wielbiony przez czytelników. Czytają go młodzi, starzy i nastolatki. Brawo dla reżysera za świetny pomysł i jeszcze lepszą inscenizację. Brawo - dla aktorów za doskonałą grę. Brawo, brawo, brawo - "Piękni, dwudziestoletni"...