Artykuły

Stanisława Celińska: Warszawo, mimo wszystko kocham cię

- Nie chodzi o to, żeby tylko zbić kasę, ale też uszanować to miasto i nie nadawać na nie, że jest takie lub owakie, bo to boli - mówi Stanisława Celińska. Na swojej solowej płycie "Nowa Warszawa" śpiewa szlagiery m.in. Kaliny Jędrusik, Czesława Niemena i T. Love.

Pyta mnie pani, czy ta płyta jest osobista. Urodziłam się dwa lata po wojnie w Warszawie i spędziłam tu całe dorosłe życie. Mam nadzieję, że płyta nie zasmuciła pani. Bo jest w niej coś gorzkiego, jakby się Warszawę oglądało przez czarny tiul, ale to wynika z historii tego miasta.

Nie myślimy o niej na co dzień, żyjemy, ale nie da się zapomnieć. Bo to miasto, które się podniosło z gruzów, wyjątkowe. Byłam tego świadkiem, widziałam stolicę zrównaną z ziemią, która stopniowo się odradzała. To były trudne lata, ale jednocześnie panował niezwykły optymizm. Był duch wiary, że zbudujemy ten nowy dom, i tak się działo.

Moja mama, skrzypaczka, która miała studiować w konserwatorium w Paryżu, ale wojnajej to udaremniła, też chodziła na budowę.

Wszyscy to miasto wznosili - w psychice i namacalnie.

Urodziłam się na Pradze. Dom rodzinny mojej mamy na Rybakach został zburzony, więc gdy wyszła za mąż za ojca, zamieszkała z nim na Stalowej. Kiedy miałam trzy lata, ojciec zmarł, a babcia zabrała mnie na kilka lat do Legionowa.

Wróciłam w 1954 r., Pałac Kultury był już wzniesiony do połowy. Wyglądał jak tort, miał taki bardzo jasny kolor. Warszawa już żyła na całego. I wciąż jeszcze odbudową. Włączyłam się w to. Z innymi dzieciakami nosiłam cegły potrzebne do odbudowy nawy kościoła przy Chłodnej. Czy pamiętam dużo ruin? To się jakoś zatarło, ale na filmie "Pianista" ryczałam jak bóbr. Wszystko wróciło.

Zamieszkałyśmy przy ulicy Solnej. Na płycie śpiewam piosenkę "W pokoiku na Hożej":

"Ty codziennie na Hożej, a ja często na Polnej,

Siedzę sama, samotna i wpatruję się w noc,

I podobno jest trzecia, która mieszka na Solnej,

Czwarta, piąta, tysiączna, ach, moc!".

Solna to była dawna dzielnica żydowska, na której gruzach został wzniesiony nowy dom. Mama dostała w nim maleńką kawalerkę. Z dzieciakami na podwórku wykopywaliśmy kawałki żyrandoli, świecidełek. Babunia nie poznawała tej Warszawy i warszawiaków, których niewielu zostało. Bardzo to przeżywała.

Legenda o Warsie i Sawie mówi, że Warszawa to miasto zbudowane z miłości dwojga ludzi. I ta miłość przysłania wszelkie jego niedogodności i brudy.

Nie chodzi o to, żeby tutaj zbić kasę, ale też uszanować to miasto i nie nadawać na nie, że jest takie lub owakie - to boli.

Warszawę kocha się dlatego, że dużo wycierpiała. Za waleczność, za fantazję, za zadziorność, za kolorowość. W Amsterdamie wszystkie domy są takie same. W Krakowie jest ciasno. A w Warszawie jest oddech, rozmach i kontrasty. To mi się podoba, bo sama jestem z kontrastów złożona. W trudnych momentach życia przypominam sobie, że jestem dziewczyną z Pragi, i mówię: "Uważaj, bo ze mną nie ma przelewek". Tak czasem trzeba powiedzieć, żeby człowieka nie zjedli.

Kiedyś się mówiło, że taki cwaniak warszawski to kupi i sprzeda nie wiadomo kiedy. Za to się warszawiaków nie lubiło, tych ludzi ze "stolycy", z tym twardym, charakternym "l". Trochę tego jest na płycie.

Czym się kierowałam, wybierając tych 12 piosenek? To się odbyło w kolektywie. Mike Urbaniak wymyślił, żeby nagrać płytę z kwartetem smyczkowym. A ja myślę sobie: Po co tak śpiewać o Warszawie? To może dla ludzi nie być ciekawe. O miłości, o kochanku to tak, ale o mieście? Kiedy pierwszy raz usłyszałam, jak kwartet Royal gra aranżacje utworów, uwierzyłam, że może powstać coś bardzo interesującego i nowego. Wszystkie aranżacje są starannie przemyślane przez Bartka Wąsika. Już po nagraniu dowiedziałam się, że to jego debiut. Przy okazji chcę dodać, że to jest mój debiut również, czyli moja pierwsza samodzielna płyta. Okazuje się, że nigdy nie jest za późno. Mimo że teraz modna jest młodość, to i dla 65-latki znalazło się miejsce jako dla debiutantki.

Muzyka to pierwsza ze sztuk, która mnie interesuje. Kiedy żył mój ojciec, stale słyszałam, jak grał na fortepianie. Mama była skrzypaczką, mimo to do szkoły muzycznej mnie nie posłała. Pewnie nie chciała, żebym została artystką zbolałą. Sama nauczyłam się grać. Od dziecka też śpiewałam. Jak miałam 15 lat, wygrałam konkurs, śpiewając "Malowaną lalę". Akompaniowali mi Niebiesko-Czarni, z którymi potem w nagrodę pojechałam na koncert do Wrocławia.

Uświadomiłam sobie przy okazji tej płyty, że jeżeli mam 65 lat, to na pewno już nic więcej mnie w życiu nie czeka, lecz mniej. Połowa życia za mną. Czy nareszcie mogę zacząć robić coś, co zawsze chciałam? Dokonywać wyborów? Kiedyś mój dzień wyglądał tak rano jechałam na próbę do teatru, potem gnałam na próbę do telewizji, z tej próby na nagranie, potem na spektakl, potem jeszcze miałam kabaret, a o świcie był film. W tej chwili robię dwie rzeczy: własne recitale i teatr z Warlikowskim. Praca z nim jest drogą, z której nie zamierzam schodzić, dopóki będę miała siły.

Mama, kiedy mnie rodziła, miała w sobie echa wojny. Z babcią szukały dziadka, który zaginął bez wieści. To byli ludzie ze zgliszcz. Trudno, żeby to nie zostało w dziecku, które się urodziło w tym szarym, pełnym gruzów mieście. I teraz, kiedy miałam zaśpiewać o tej mojej Warszawie, musiałam znaleźć w sobie odpowiedni głos. Wywołać w sobie to dziecko z tamtych lat.

Zawsze chciałam zaśpiewać piosenkę "Warszawo ma", którą w filmie "Zakazane piosenki" wzruszająco śpiewała prześliczna Zosia Mrozowska. Gdy usłyszałam jej aranż i zaczęłam ją śpiewać, rozsypałam się. To pewnie to dziecko ze Stalowej się we mnie odezwało.

A potem wzruszyłam się, gdy pierwszy raz słuchałam całej płyty. Włożyłam ją do discmana, jadąc z Ursynowa przez Wisłę. Akurat był utwór zespołu T. Love "Warszawa": "Za oknem zimowo zaczyna się dzień, zaczynam kolejny dzień życia". Tak jadę przez tę Wisłę z tą muzyką w uszach w stronę Pragi i myślę sobie: "Matko Boska,jakie to jest niesamowite".

***

Pełna wdzięku Agnieszka z "Nocy i dni" - taką znają ją miliony widzów. Zapiekła w nienawiści do świata Żydówka Nina z "Krajobrazu po bitwie", czarująca dojrzałą kobiecością Zosia w "Pannach z Wilka" - taka jest Celińska w filmach Andrzeja Wajdy. U Stanisława Barei była niewyżytą erotycznie nauczycielką Lewicką ("Alternatywy 4") i panią Lusią, obdarzoną fenomenalną pamięcią redaktorką ("Zmiennicy").

- Na ekranie i w życiu nie muszę być piękna i sympatyczna. Chcę być prawdziwa. Mam grać potwora? Proszę bardzo, mogę zagrać potwora - mówi Majkaca z "Przedstawienia Hamleta ze wsi Głucha Dolna".

Starsze pokolenie pamięta jej kreacje z festiwalu piosenki aktorskiej we Wrocławiu. Młodsze zna je z portalu YouTube, na którym "Atramentowa rumba", "Song sprzątaczki" czy "Uśmiechnij się" mają po 100 tys. odsłon. Od dwóch dekad gra w zespole Krzysztofa Warlikowskiego: najpierw w Teatrze Rozmaitości, a obecnie w Nowym Teatrze. Wciąż eksperymentuje, wchodzi w ryzykowne projekty.

- Ja się ucieszę nawet ze spalonej zapałki i potrafię z tego zrobić w wyobraźni wielkie drzewo - mówi nam. Jest chyba jedyną polską aktorką, która otwarcie przyznała się do alkoholizmu i tego, że sukces zaprowadził ją na manowce.

NOWA WARSZAWA

Płyta jest projektem Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego.

Jest na niej 12 piosenek, Stanisława Celińska nagrała ją wraz z Royal String Quartet i Bartłomiejem Wąsikiem, pianistą i autorem aranżacji.

W piątek promujący ją koncert w Studiu Koncertowym Polskiego Radia (nie ma już biletów). Zostanie powtórzony 5 stycznia 2013 r. w ATM Studio (bilety 20-30 zł, można rezerwować je w kasie Nowego Teatru, tel. 22 379 33 33).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji