Wstrząsający "Święty Edyp" Piotra Tomaszuka
,,Święty Edyp" wreż. Piotra Tomaszuka wTeatrze Wierszalin w Supraślu. W Rzeczpospolitej recenzja Janusza R. Kowalczyka.
Po czterech latach od "Ofiary Wilgefortis", poprzedniej premiery Teatru Wierszalin, Piotr Tomaszuk triumfalnie powraca na supraską scenę "Świętym Edypem". Przedstawienie działa z siłą wstrząsu, a zarazem jest finezyjną teatralną robotą. Wspaniałą, wysmakowaną estetycznie opowieścią o ścieraniu się dwóch odwiecznych porządków - sacrum i profanum, o rozdarciu każdego śmiertelnika między pokusy ciała a wzloty ducha.
Dramat Tomaszuka - zainspirowany wątkami zawartymi w średniowiecznej legendzie "Gesta Romanorum" oraz w "Wybrańcu" Thomasa Manna - odwołuje się do legendy o "chrześcijańskim Edypie". Rycerz poczęty z kazirodczego związku brata i siostry, zostaje porzucony przez matkę. Wychowany w klasztorze, po latach udaje się na bezludną wyspę, by odpokutować grzech rodziców. Stając w obronie napastowanej kobiety, nieopatrznie się z nią zwiąże. Kiedy się okaże, że jest jego matką, w rozpaczy się oślepi. Po wieloletniej pokucie w wiosce trędowatych odnajdą go wysłannicy Stolicy Piotrowej, szukający godnego kandydata na tron papieski.
Autor szkicuje sytuacje w surowej, ascetycznej formie krótkich zdań -komunikatów. Złożą się one na sugestywną przypowieść, pełną zrytmizo-wanych, litanijnych powtórzeń o dydaktycznym, niekiedy lekko moraliza-torskim wydźwięku.
Para młodych, nadzwyczajnie sprawnych aktorów - Alicja Rapsiewicz i Rafał Gąsowski - błyskawicznymi zmianami kostiumów, a czasami i masek, uosabia niezliczoną liczbę postaci. W przejmujących, pięknie zakomponowanych scenach ukazują narodziny i spełnienie miłości.
Epizody, które sugerują zbliżenia kobiety i mężczyzny, można uznać za obyczajowo śmiałe. Wykonawcy mają wówczas na sobie stroje przywołujące na myśl asortyment porno shopów albo występują nago. Ich "kostiumem" staje się wówczas błękitna farba, którą w akcie skrajnej rozpaczy i pokuty pokrywają swe niegodne, naznaczone trądem grzechu ciała - nie bez przyczyny cała historia zaczyna się i kończy w leprozorium. W ten sposób reżyser ilustruje trudny moment dojścia bohaterów do prawdy - uświadomienia sobie przekroczenia dozwolonych barier. Złamania tabu. Zmazy.
W odważnych scenach "Świętego Edypa" nie ma ani cienia wulgarności czy epatowania widzów nagością. Dodatkowo usprawiedliwia aktorów siła poetyckiego słowa. Na pozornie bluźniercze pytanie: czy Bóg, który pobłogosławi! miłość, choćby i grzeszną, narodzeniem dziecka, może się od niego odwrócić - przedstawienie Tomaszuka nie daje jednoznacznej odpowiedzi. I dobrze. Wystarczy, że zmusza do myślenia.
Znakomita sztuka dała gęste od emocji widowisko. Z migotliwymi jak w kalejdoskopie, mocno zapadającymi w pamięć obrazami. Mistrzostwo.