Artykuły

Birute Mar urzekła Toruń

Podsumowanie VII edycji Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora. Pisze Anita Nowak w serwisie Teatr dla Was.

Choćby pośrednio gros monodramów prezentowanych na 27 Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora zahaczało o sprawy uniwersalne.

Na otwarcie Olgierd Łukaszewicz, aktor Teatru Polskiego w Warszawie, za pośrednictwem specjalnie wybranych i odpowiednio przetasowanych "Psalmów Dawida", stanowiących pomnik literatury starożytnego Izraela, dokonywał rozliczeń człowieka z bogiem. Pomimo upokorzeń, jakie spotykają bohatera, nie traci on wiary, w końcu jedna się ze stwórcą. Umierając znowu mu ufa.

Ten monodram w sposób najbardziej bezpośredni podejmuje temat wiary i znaczenia boga w życiu człowieka. Inne tylko poprzez przedstawiane wydarzenia skłaniają widza do refleksji nad istnieniem boga i sensu jego ewentualnej ingerencji w życie ludzi.

Ewa Dąbrowska z Teatru Żydowskiego w Warszawie w spektaklu "Mur" opowiada historię Ireny Sendlerowej, która podczas Holokaustu uratowała ok. 2500 żydowskich dzieci. Wspomina też o wielu, których ocalić się nie udało. Zginęły tylko dlatego, że ich rodzice byli wyznania mojżeszowego.

O bestialstwie wojny religijnej na Bałkanach traktuje z kolei monodram "Matka Mejra i jej dzieci" zaprezentowany przez Caryl Swift na podstawie reportaży Wojciecha Tochmana i Ryszarda Bilskiego z wojny na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Obydwa przedstawienia pokazują mordy usprawiedliwiane wiarą, a w rzeczywistości nic nie mające z religijnymi dogmatami wspólnego. Demaskują potworność ludzkiej natury, dla której wojna jest usprawiedliwieniem, a wiara pretekstem.

Robert Hakobyan z Armenii spektaklem "Najstarszy zawód", stanowiącym garść zabawnych refleksji na temat zawodu kieszonkowca w komediowy sposób obnaża absurdalność zapisów Pisma Świętego. Począwszy od stworzenia człowieka, grzechu pierworodnego, relacji pomiędzy Kainem i Ablem, doszukując się w tym usprawiedliwienia dla siebie - niedoskonałego człowieka stworzonego w końcu w takiej postaci przez samego boga.

I wreszcie antyczny obraz wiary przedstawiła Birute Mar z Litewskiego Narodowego Teatru Dramatycznego w "Antygonie" Sofoklesa. W starożytnej Grecji, podobnie, jak do dziś u Muzułmanów, niepogrzebanie ciała grozi wiecznym uwięzieniem duszy w ciele.

Żaden z bogów, z którymi w sposób bardziej lub mniej bezpośredni mają tu do czynienia bohaterowie, nie jest miłosierny. Wszystkie religie stawiają człowiekowi wielkie wymagania, zmuszają do poświęceń, ofiar nawet z życia. Ale najstraszniejsze w tym wszystkim są trwające do dziś wojny na tle religijnym. A przecież świat jest jeden, jego stwórca też. Religie wymyślają ludzie. Jakież zatem ludzie mają prawo zabijać w imię tych przez siebie ustalonych praw?

Wielką wartością Spotkań było też pokazanie kilku naprawdę bohaterskich postaw ludzkich - Ireny Sendlerowej, która przez całą okupację każdego dnia narażała własne życie dla ratowania życia zupełnie obcych jej w końcu dzieci, czy doktor Ewy Klonowski, która jako jedyny antropolog od kilkunastu lat w upał i w mróz samodzielnie wykopuje i składa kości pomordowanych, by rodziny mogły zapewnić zgodny z ich wiarą pochówek. Wreszcie Antygona, która oddaje własne życie, by grzebiąc brata zapewnić mu życie wieczne.

Chociaż, jak to w monodramie, na scenie był zawsze tylko jeden aktor, już pierwszego dnia mieliśmy do czynienia z diametralnie odległymi pod względem formy spektaklami. Olgierd Łukaszewicz, pokazał monodram w klasycznej formie, bez dekoracji, przy użyciu kilku niezbędnych rekwizytów. Bez większej ekspresji.

Inaczej wyglądał wieczorny spektakl Sławomira Maciejewskiego, opracowany na podstawie "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego "Cosi, gdziesi, kajsi, ktosi". To nie tylko przykład inteligentnej, nowoczesnej interpretacji klasycznej literatury. Poprzez zakłócenie rytmu poezji wieszcza, Maciejewski wydobył z Wyspiańskiego bardzo dziś aktualne treści. Powiedział nam całą prawdę nie tylko o dawnych, ale przede wszystkim dzisiejszych Polakach. Z odpowiednią dozą refleksji, ale bez łez i darcia szat. Ta dzisiejsza polska szopka z przyśpiewkami wsparta była współczesną, graną na żywo muzyką światowej sławy kompozytowa Bartosza Chajdeckiego. W czasie trwania spektaklu aktor cały czas wchodził w bliską relację z widownią, dając tym samym do zrozumienia, że wszyscy jesteśmy twórcami i uczestnikami tego polskiego piekiełka.

Bez dekoracji, oparte głównie na monologach relacje Ewy Grabowskiej i Caryl Swift to przykłady dwóch przeciwstawnych biegunów aktorstwa. Obie mówią o podobnych sprawach, ale Grabowska beznamiętnie, przedstawia fakty, czasem opatrzone tylko jakimś komentarzem czy refleksją. Jedynym rekwizytem jest walizka, która pełni też funkcję krzesła. Mimo to aktorka porusza widza tematem. Swift bez jednego rekwizytu, wypełnia sobą wielką przestrzeń sceny. Nie tyle poprzez ruch, co emocje. Kipi ekspresją, gra z manierą opartą w pewnej mierze też na obcym akcencie. Jej bardzo mimiczna twarz, energetyczny gest, ciało przydają słowom dodatkowej siły. Widownia była wstrząśnięta jej występem.

Monodramem, w którym jedna aktorka, posługując się tylko własnym ciałem i jednym kostiumem przeistaczała się na naszych oczach w sześć różnych postaci, była "Antygona". I choć Birute Mar grała w języku rosyjskim, widzowie bez problemu wiedzieli czy do nich mówi Antygona, Ismena, Kreon, Haimon czy Terezjasz. Informowała nas o tym jej mimika, pochylenie ciała, ruchy, modulacja głosu, wreszcie odpowiednie ogrywanie materiału szaty. Każda z postaci była inna. Każda na swój sposób przeżywała i pokazywała własny dramat. Mar skorzystała też po trosze w grze ze stylu japońskiego teatru no. Za scenografię posłużył w tym spektaklu tylko ekran, na którym od czasu do czasu pojawiały się jakieś elementy graficzne, cienie symbolizujące chór. Była to z całą pewnością najlepsze przedstawienie 27 Spotkań i największa kreacja aktorska.

W sumie obejrzeliśmy dziewięć spektakli, w tym dwa amatorskie. Wszystkie na swój sposób interesujące, bo wszystkie przecież nagrodzone i wyróżnione w wielu innych konkursach. Jako że Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora to Festiwal Festiwali.

Niemniej ciekawe dla uczestników festiwalu okazały się imprezy towarzyszące, jak promocja napisanej przez Liuciję Armonajte książki "Birute Mar. Bez Maski", gdzie aktorka opowiadała o swej drodze twórczej czy recital Krzysztofa Dukszewicza "Polska jest najśmieszniejsza", którego publiczność nie pozwalała artyście zakończyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji