Artykuły

Same pytania

Tych, którzy doznali złego dotyku, "Gry" wypełnią bólem. Pozostali zacisną szczęki, żeby nie ziewać na dwugodzinnym pokazie figur wo­skowych

Pierwsi odbiorą tekst Edny Mazyi, jakby chodzili po rozżarzonych wę­glach. Drudzy więcej psychologii znajdą w liście do redakcji "Bravo-Girl" niż w tej banalnej opowiastce o nastolat­ce, która sprowokowała bandę chłopaków do gwałtu.

Spektakl Redbada Klynstry właściwie się nie zaczyna. Chłopcy snują się pomię­dzy widzami. Debora (Dorota Abbe), czternastolatka w opuszczonych dżinsach i białej bluzce, opada na fotel. Patrzy w su­fit. Cięcie: zmiana muzyki i świateł. Ostra scena przesłuchania. W ciemności czte­rech adwokatów szczuje dziewczynę. Wmawiają nastolatce, że sprowokowała chłopaków. Że chciała z nimi uprawiać seks. Kolejne cięcie. Postaci wracają do po­przednich ról. Zatapiają się w bezruchu. My i piątka dzieciaków z falochronu gdzieś nad Morzem Śródziemnym tkwi­my w klatce czasu. Z początku nie rozu­miemy, że refren "Everybody is happy" to największe szyderstwo wieczoru.

"Gry" to intrygujące, lecz trudne do­świadczenie teatralne. Niezwykle konsek­wentna inscenizacja. Klynstra i Magdale­na Maciejewska, scenografka, dosłownie rozciągnęli czas przed widzami. Na wiel­kich ekranach oglądamy nie świat, lecz rozmyte kolory świata: wściekłą biel, sło­neczną żółć, ostrą czerwień krwi, łagod­ną zieleń.

Siedzimy za drewnianą balustradą jak na molo. Przez pół godziny nie dzieje się pra­wie nic. Debora kręci się na fotelu jak na karuzeli. Przesiada się na betonowy fa­lochron. Ostentacyjnie czyta gazetę. Za­kłada chustę o wzorze amerykańskiej flagi. Easy rider dla ubogich.

Na jej terytorium wkrada się niewiele starszy Szmulik (Piotr Łukaszczyk). Wza­jemna złość, bo Szmulik obraża Deborę i jej matkę. Pojawiają się jego kumple. Gra­ją w zośkę. Cedzą słowa. Wreszcie Gidi Batzer (Krzysztof Boczkowski) częstuje Deborę papierosem. Zaczyna się gra. Naj­pierw zakład o ilość pitego piwa. Potem gra z ciałem Debory.

Groza rośnie powoli. Po jednej stronie wątłych zdarzeń żądza chłopaków: wul­garnego Seli (Krzysztof Zych), cyniczne­go Asafa (Jakub Kamieński), neurastenicz­nego Szmulika, figlarza Gidiego. Po dru­giej pragnienie rozkoszy, którą młoda ko­bieta chce znaleźć, dotykając ciał chłop­ców jak ślepiec. Miłość i zmysłowość zna tylko z przekazów idoli muzyki pop. Tań­czy jak miss mokrego podkoszulka. Znów cięcie. Tracimy pewność, co oglądamy. Debora przybiera postać inteligentnej proku­rator. Stawia ostrą tezę, że wymiar spra­wiedliwości także dokonuje gwałtu na ofie­rze męskiej przemocy. Niewiele różni ad­wokatów chłopaków od gwałcicieli. W ich mentalności agresja mężczyzn jest efek­tem prowokacji kobiet. - Prawo nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością - mówią cynicznie adwokaci.

I retrospektywa. Wracamy na plażę. Nie­winna zabawa w ślepą babkę kończy się gwałtem. Kto zawinił? Czym jest niewin­ność? Kto wychowuje - wyludnione pod­wórka? - idole list przebojów? - rówieś­nicy? Gdzie są dorośli? Kiedy zaczyna się agresja wobec kobiety?

Na tak długą listę pytań Mazya odpowia­da stereotypem agresywnych macho i feministki-prokurator. Tylko że postaciom ze spektaklu Klynstry stereotypy nie przeszkadzają. Debora Machnes i chłopa­ki są banalni jak dranie z socrealistycznej powieści. Schodzą ze sceny po 120 minu­tach identyczni, jak na nią weszli.

Koneserzy obrazów mogą się "Grami" zachwycić. Ale podobni bohaterowie sie­dzą pod moim oknem, słuchając Tatu. Nie jestem przekonany, że chcę ich oglądać w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji