Oszroniona młodość
Samotność, odtrącenie, brak akceptacji i zrozumienia przez otoczenie, tęsknota, pragnienie bliskości drugiego człowieka... Nie brak poważnych dramatów egzystencjalnych podejmujących taka problematykę. Bywają one smutne, ponure, patetyczne. "Pierwsza młodość" Christiana Giudicelli'ego ujmuje rzecz lekko, w tonacji komediowej.
Oto dwie niemłode już panie: emerytowana nauczycielka oraz babcia, którą rodzina chce oddać do przytułku, niczym małolaty uciekają zbuntowane w świat, próbując nawet porwać samolot, by odlecieć na bezludną wyspę do ciepłych krajów. Realizacja projektu obfituje w zabawne sytuacje. Śmiejemy się z sytuacji, ale towarzyszące im refleksje są wcale poważne.
Są dwa momenty w życiu, w których samotność i odrzucenie są szczególnie dotkliwe. Tak jest we wczesnej młodości i tak bywa na starość. W obu bywa podobnie. I myślę, że to przedstawienie ma coś do powiedzenia zarówno pokoleniu młodzieży, jak i emerytów, którzy się mogą identyfikować z bohaterkami, jak wreszcie pokoleniu, które jest usytuowane pośrodku.
Balicka i Mayr są przekonującymi wykonawczyniami. To nie tylko kwestia ich teatralnego doświadczenia i warsztatu. One wiedzą i czują, co grają. W niewyszukany, prosty, a zarazem poetycki sposób przedstawienie naprowadza nas ku banalnej zdawałoby się, ale mającej walor odkrycia konstatacji. Są w człowieku potrzeby i tęsknoty, które nie przemijają, nie starzeją się wraz z organizmem. W każdym mieszka dziecko, podlotek, młodzieniec. Siwizna może to ukryć, ale nie zabić. Zabija lub tłumi tylko obojętne otoczenie.
Jest to lekcja warta wizyty w teatrze, nie mówiąc już o przyjemności spotkania z dwoma świetnymi aktorkami.