Artykuły

Nadzieja prosto z piekła

To spektakl o tym, jak zaciska się pętla wokół ostatniej nadziei. Kuba, bohater "Pętli", postanawia zmienić swoje przepijane dotąd życie. Jest ranek. O 18.00 przyjdzie jego dziewczyna, z którą uda się do przychodni po tabletki. Musi przetrwać do ma­gicznej godziny, żeby nadzieja, w którą uwierzył, się spełniła. Tak najkrócej można streścić opowiadanie Marka Hłaski, napisane w 1956 roku; przejmujący mroczno - duszny zapis zmagań człowieka z własną słabością i przeciwnościami świata.

Nadzieja zawsze jest taka sama. Taki sam czło­wiek, który o nią walczy. Zdawałoby się, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby Hłasko przemówił do współczesnego widza. Czy przemawia?

Kameralną scenę wypełnia szarość. Ściany o bar­wie ołówka raz są wnętrzem mieszkania, innym ra­zem - baru, by po chwili zamienić się w fasady sza­rego miasta. Koloru prawie nie ma w scenografii, która - podobnie jak muzyka z piosenką "Dzień jak co dzień" - przenosi nas w świat sprzed pół wieku. Znajomy, lecz miniony.

Bohater mówi o sobie w trzeciej osobie czasu prze­szłego; jak u Hłaski. Jesteśmy świadkami czegoś, co się zdarzyło i co zostanie znów przywołane. Kuba (Woj­ciech Czarnota) obudzi się z poalkoholowego letargu. Znów będzie wałczył o ostatnią w życiu nadzieję.

Wynik próby od początku nie zostawia złudzeń. Widzom zostaje tylko śledzenie kolejnych węzłów pętli (lub znajomego skądinąd scenariusza). W czym najciekawsza jest perspektywa oglądu świata: nie od strony trzeźwej (lub niby trzeźwej) społeczności, ale człowieka, który powoli pogrąża się w piekle.

Piekło jest uniwersalne. W przedstawieniu Zdzi­sława Wardejna zostało wpisane w określony czas i scenerię. Czy dlatego oglądamy je z dystansem, świadomi kreacji, wolni od głębokich emocji? Czy może prócz czasowego nawiasu cieniem na spekta­klu kładzie się brak skupienia? Np. głosy w telefo­nicznej słuchawce zmaterializowane w jednej osobie i kilku postaciach (Artur Beling). Np. rozbudowane, acz plastycznie urodziwe sceny wokalne, podglądane przez okno baru z perspektywy ulicy. Insceniza­cyjne pomysły nie służą skupieniu na monologu (czytaj: istocie piekła), choć dzięki nim widz łatwiej znosi niewiele ponad godzinny spektakl.

Współczesne piekła i nadzieje są być może takie sa­me, jak pół wieku temu. Zmienił się diabeł. I język, któ­rym go opisujemy. Obawiam się, że rzetelnie zrobione

przedstawienie według Hłaski to za mało, by poruszyć współczesnego widza na ty­le, aby zachęcił innych: idźcie do teatru, bo się o znajomym piekle dowiecie cze­goś nowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji