Artykuły

Samotność za ścianą

Pierwszy dzień II Międzynarodowego Festiwalu Formy Materia Prima podsumowuje Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Kraków skąpany we mgle tak gęstej, że można by ją nożem kroić. Charakterystyczny budynek Teatru Groteska, górujący nad większością obiektów w okolicy ulicy Skarbowej, tym razem nie pokazał festiwalowej publiczności swojej monumentalnej bryły. Jednak trudno wyobrazić sobie bardziej adekwatną aurę towarzyszącą tak tajemniczemu zjawisku jak Festiwal Formy.

Jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń festiwalu był "Tańczący dom" Klausa Obermaiera. To instalacja związana z multimedialną techniką mappingu. Obermaier od kilku lat powtarza ją w różnych miejscach Europy, dostosowując ją do specyfiki obiektów, wykorzystując charakterystyczne elementy miejskie. W Krakowie wybór padł na Sukiennice na Rynku Głównym. Gęsta mgła przeszkodziła w odbiorze widowiska, które można było podziwiać wyłącznie z niewielkiej odległości od legendarnego krakowskiego obiektu targowego. Widowiskowość tej instalacji okazała się wątpliwa, ponieważ uruchomiona została jedynie 1/3 fasady Sukiennic, co pozostawiło uczucie niedosytu i zawodu. Budynek nie ożył, a stał się jedynie ekranem dla wyświetlanych powtarzających się kółeczek, kwadracików i fajerwerków. Z niewyjaśnionych przyczyn artyści nie uzyskali pozwolenia na wykorzystanie muzyki, przez co krakowski Rynek spowity był nie tylko we mgle, ale i w grobowej ciszy. Legendarne widowisko wizualne Obermaiera okazało się w Krakowie kompletną porażką.

Drugim obejrzanym przeze mnie spektaklem był francusko-rosyjski "Go!". To opowieść o starszej kobiecie, która błąkając się z kąta w kąt swojego małego mieszkanka, próbuje mierzyć się ze swoją samotnością. W spektaklu nie pada ani jedno słowo, a jednak sytuacja przedstawiona została tak obrazowo, że łzy same cisną się do oczu. Staruszka za pomocą papierowej taśmy tworzy nieruchomy świat, do którego chciałaby uciec ze swojej codziennej przeszywającej ciszy. Wykleja na ścianie kształty pieca, tajemniczego kochanka w kapeluszu, tłum ludzi, drzwi, telefon, w końcu okno i kota, którego trzykrotnie w spektaklu próbuje przywabić dźwiękiem karmy w pudełku. Nie wiadomo, co jest jej wspomnieniem, co marzeniem, a co fantazją. Czy to przeddzień jej śmierci?

Całość przeplatana jest charakterystyczną muzyką rosyjską - ludową, komunistycznymi przyśpiewkami i klubowymi dźwiękami. Bynajmniej nie powoduje to zamętu na scenie - każdy dźwięk jest tak przemyślanie wkomponowany, że przeszywa widownię. Staruszkę gra reżyserka Polina Borisowa w specyficznej półmasce na twarzy.

Spektakl jest niesamowicie poruszający i zachwycający wizualnie - zadziałała tu maksymalna prostota formy. Dawno nie widziałem przedstawienia, które tak bardzo, grając wyłącznie stroną wizualną, rozedrgałoby publiczność. Nie pomyliłem się, kiedy jeszcze przed obejrzeniem spektaklu, opierając się na zdjęciach i materiałach prasowych, porównałem "Go!" do najlepszych dramatów Nikołaja Kolady, których bohaterowie zdają się być blisko nas - może tuż za ścianą naszych mieszkań?

Dzięki spektaklowi "Go!" pierwszy dzień festiwalu uważam za bardzo udany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji